Nederlandzki remake norweskiego serialu o tym samym tytule, uważam za najbardziej niedoceniony. Prawdopodobnie jest tak, ponieważ trudno znaleźć odcinki w internecie, więc naturalnie ma niską oglądalność. Nie podejrzewałam, że jakakolwiek wersja przebije Skam oryginalne, ale po drugim sezonie zmieniłam zdanie. Historia Liv i Noah( odpowiedniki Noory i Williama) jest niesamowicie napisana, zupełnie odmienna niż pierwowzór, każda scena bohaterów dodaje cegiełkę do tej specyficznej więzi, tworzy się ta wyjątkowa chemia, w której widz ma zaszczyt uczestniczyć. Postacie są tak wiarygodne, energię można odczuć na własnej skórze. Nie odczuwałam tak mocnych wrażeń oglądając norweską wersje. No i przede wszystkim, co uznaję za największy atut, nieprzewidywalność scen, miejsca akcji, dialogi, kolejność zdarzeń i ten artystyczny, alternatywny posmak(?), nie wiem nawet jak to nazwać, ale duża część z was będzie wiedzieć o co mo chodzi. Idźcie i przekonajcie się czy miałam rację i koniecznie dajcie znać w komentarzu!