John z 1 sezonu jest dla mnie tak stereotypową i przerysowaną postacią, że szybko awansował w moim osobistym rankingu antypatii na zaszczytne 2 miejsce, zaraz po Mercy. W 2 sezonie zaczęło się robić ciekawie, zwłaszcza, że pojawił się przystojny (w moim osobistym odczuciu - przeciwnie do aktora grającego Johna) lekarz Samuel Wainwright. I dlaczego, gdy nareszcie wprowadza się dobrze wykreowaną, ciekawie poprowadzoną i bardzo obiecującą postać, trzeba ją zabić?
Już miałam w głowie niezły scenariusz: dawni kochankowie, obecnie będący śmiertelnymi wrogami. A na dodatek na scenie pojawia się ich syn. No cóż, szkoda. Zwłaszcza, że w serialu zabija się interesujące postaci, a inne zostawia i na siłę ciągnie ich wątek...