Przez chwilę pomyślałam, że Sarah faktycznie uległa Calowi, ale szybko się okazało, że to była oczywista manipulacja. Pozwoliła na pocałunek dwa razy i za każdym razem w ściśle określonym celu. Do tego stopnia dobrze to rozegrała, że zaczęłam się zastanawiać, czy ten płacz przed Calem, że jej syn odszedł, nie był częściowo zwykłym przedstawieniem.
Przy okazji też zastanowiła mnie sama jej postać. Może jest o wiele bardziej wyrachowana, niż na to z pozoru wygląda? Albo jest po prostu matką, która mogłaby się posunąć do wszystkiego, żeby nie stracić dziecka? Na razie nie potrafię tego ocenić, ale na pewno będę ją uważnie obserwować w drugim sezonie ;)