Wszystko fajnie, ale zrobienie z Wolfganga drugiego Maxa Payne/Jacka Bauera, czy innego nadczłowieka uważam za przegięcie. Najpierw gość wali w Berlinie z granatnika w biały dzień i żadna policja, czy media się tym nie interesują (wówczas ojciec zabitego nie zadawałby idiotycznych pytań: " co się stało z moim synem?"). Następnie przyjeżdża do willi mafijnego bossa i ochrona przeprowadza rewizję osobistą w obecności szefa (jakby nie mogli tego zrobić przed wejściem). SuperWolfie sięga po broń i mając na głowie tabun gangsterów zabija wszystkich nie odnosząc najmniejszych obrażeń i dzieląc się wzruszającą historią o swoim ojcu. Ja rozumiem, że część bohaterów dobrze radzi sobie w walce wręcz, ale takie rozpierduchy trącą niskobudżetowymi filmami akcji. Podobnie zresztą przygody van Damme w Kenii.
masz racje, troche przegięli. Ale wiesz co, w ogóle mi to nie przeszkadzało! nie wiem, może dlatego że jestem z pokolenia MATRIXA gdzie jeden Neo rozwalał wszystko.
Po prostu świetnie sie bawiłam oglądając te sceny, wiec polecam zrobic to samo.