..kreowanym na miarę ostatniego shitu, które wylało się w ostatnim czasie na hype'ie rozgoryczonych housewives swoimi drugimi połówkami oraz ukrytemu/stłamszonemu/wyidealizowanemu pragnieniu taboo rodem "50 shades of grey", "356" dni czy innych wydmuszek opartych na samcu alfa i " o nie nie tak tak" kobiecie.

Generalnie skracając maksymalnie recenzje (bo sporo mamy wywodów już) - film w moim odczuciu który startuje niefortunnie z pozycji powyższego a finalnie okazuje się naprawdę zaskoczeniem. Zaskoczeniem który wbrew pozorom bardzo dobrze oddaje wewnętrzne rozterki, rozdarcia, moralne wagi oczekiwań świata (rodziny, przyjaciół, społeczeństwa) vs. własne (czasem zagubione, czasem nigdy nierozpoznane) pragnienia serca.

Nie planowałem nic tutaj pisać, ale tak nasunęło mi się po szklance whisky i fakcie że jednak film który dzieliłem na początku na 10 i miał być na pare urywek z różnych odcinek dla funu i "beki"na zasadzie "zobaczmy kolejne odcienie beznadziejności tego świata" finalnie zassał mnie na tyle, że musiałem skończyć te historie.. I wyciągnąć pare wniosków dla siebie.