Co za emocjonujący odcinek. Nie bardzo wiem od czego zacząć.
- Simon. Super rozwinęli ten wątek Raphael też mi się tu podoba. Może trochę ckliwie ale to serial amerykański oni wiele przegadują
-Izzy mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła, podobało mi się że się zbuntowała i walczy o swoje
-Jace w końcu nie taki mdły nawet jego pocałunek z Clary mi się podobał czy był na miejscu czy nie po prostu oboje czegoś w tym momencie potrzebowali
-Magnus. Aktor zaskakuje mnie za każdym razem gdy pokazuje emocje. Tu po prostu było mi go szkoda bo Alec zachował się bardzo po chamsku co do niego. Pięknie pokazał jak się o niego martwi gdy podglądał przez drzwi i to pożegnanie ( wiem że nie na długi ale bolało)
-Alec ja nie wiem co on sobie myśli. Z jednej strony stara się przywrócić honor rodzinie ale to się bardzo źle na nim odbija co było widać przy tym jak walczył z Jace.
-Lidię lubiłam i dalej ją rozumiem ale wkurza mnie tym że "ja straciłam narzeczonego i teraz wiem że oni mieli wcześniej racje"
Odcinek świetny i dużo się działo. Następny wygląda bosko ale nie rozwiąże sytuacji. Wiem że w 11 są na rozprawie więc ten bałagan może się zakończyć szybko i na to mam nadzieję