Hej. Jestem w szoku, że jeszcze nikt nie pisze o nowym sezonie ;)
Jak dla mnie - zaczyna się całkiem nieźle, chociaż ten pierwszy odcinek był bardzo przewidywalny, ale tak to zwykle bywa z pierwszymi odcinkami.
Nie mogę przeżyć związku Fiony z tym starym obleśnym Seanem - mam nadzieję, że jakoś niebawem się to zakończy. Debbie w ciąży... a myślałam, że jednak nie zaskoczy ;) Mam nadzieję, że da się namówić na aborcję - tym bardziej, że (bardzo przewidywalnie) Derek ją zostawił. Bardzo się cieszę, że Sammi zniknęła - oby tak pozostało. Frank jest genialny w tej swojej tęsknocie za Bianką. Podobały mi się też sceny z hipsterami w Alibi Room. Wreszcie więcej o gentryfikacji, czekałam na to :D
W końcówce 4 sezonu na chwilę w roli Seana pojawił się Jeffrey Dean Morgan i byłam przeszczęśliwa, nie przeszkadzałoby mi, gdyby z nim spotykała się Fiona, ale Dermot Mulroney ...nieeeee....
cieszę się że rodzinka znów wróciła :)
chciała bym żeby znów pojawił się Jack vel Stiv vel Jimmi,świetna była z nich para :)
Pierwszy odcinek podsumuję tak:
- Fiona- ciągle wątek romansu z Seanem, czyli nic nowego. But wait. Sean proponuje jej awans, więc teraz będzie konflikt między nią a tą drugą pracownicą. Aha, ok.
- Frank- jego rozpacz i opłakiwanie Bianki świetne, przez cały odcinek poprawiał mi humor (chociaż scena z bielizną Bianki na cmentarzu była nieco creepy, no ale to Shameless, tak że... :))
- Carl- drugi po Franku najlepszy wątek ;) W dodatku sprowadził do domu nowego lokatora, więc na pewno będzie ciekawie
- Ian- hmm... Żadnych rewelacji nie ma, jedyną w miarę ciekawą sceną jest jego rozmowa z Mickey'em w więzieniu
- Debbie- eh, cały ten wątek z ciążą Debbie mnie irytuje. No ale to może przez jej postać, gdyż za każdym razem jak ją widzę na ekranie to po prostu mam ochotę przywalić jej szpadlem w łeb. Taka się z niej kretynka i idiotka zrobiła, że o matko.
- Liam- dalej ciągnięty wątek romansu z nauczycielką. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.