1. Dlaczego, gdy w muzeum gaśnie światło Sherlock i Watson uciekają od kobiety, którą planuje zabić morderca? Czy aż tak się go boją? Czy chcą jej śmierci? A może nie przyszło im do głupich łbów, że skoro przyszedł po to, by ją zabić, to przyjdzie do niej (i tym samym do nich) i ją zabije? Czy naprawdę aż tak trudno się było domyślić, co się stanie jeśli ją zostawią samą?
Ta scena kompletnie mnie zawiodła, jeśli ktoś potrafi to logicznie i kulturalnie wytłumaczyć, to proszę.
2. Dlaczego Sherlock nie mówi nikomu, że go napadnięto? Rozumiem, że nie lubi chwalić się policji, ale Watsonowi powinien powiedzieć. Poza tym nie wiem dlaczego ludzie gotowi na zabicie kogoś nie decydują się tego zrobić Sherlockowi, gdy mają okazję.
Może spróbuję odpowiedzieć na twoje pierwsze pytanie. Więc tak, na początku tylko Sherlock poszedł, aby powstrzymać morderce, zostawiając dziewczynę z Johnem, ponieważ był pewien, że będzie z bezpieczna :3 Jednak kiedy John usłyszała strzały, myślał że Sherlockowi coś się stało i poszedł sprawdzić. Trochę to naciągane, ale jest ^^
No, trochę naciągane wyjaśnienie, ale dzięki. Watson jako ochroniarz przed akrobatycznym mordercą... Sherlocka nie lubię od pierwszego odcinka, ale dlaczego Watson zostawił tę kobietę? Lepiej było ją wziąć ze sobą. Tej ofiary nie powinno być.
Ten odcinek jest trochę naciągany, to prawda, jednak te dwie sytuacje da się jakoś wyjaśnić. Mnie natomiast od pierwszego obejrzenia zastanawiała jedna rzecz: dlaczego na końcu odcinka, kiedy Sarah jest porwana przez Chińczyków i postawiona przed tą kuszą nikt - a właściwie to Sherlock -nie wpadł na pomysł, żeby przestawić to krzesło lub przewrócić, by kobieta znalazła się poza liną strzału? Ewentualnie sama mogła się przewrócić z tym krzesłem. Gdyby była przywiązana do słupa lub tarczy, to inna sprawa, ale krzesło z łatwością można było przesunąć.
Likewise :D najmniej logiczny odcinek całego serialu i chyba najbardziej naiwny :D
Dla mnie najbardziej naiwna to była ta lokalizacja. bardziej teatralnie się juz nie dało! W jakimś tunelu, płoną beczki (po co?!) i te przemówienia... Boszu, czy wszystkie mafie to d*** wołowe?
Te strzelania w muzeum były po to, żeby ich wypłoszyć i zostawic dziewczynę samą... A że Sherlock jest pewny siebie, to sam poleciał... Ja tylko pytam, gdzie ochrona, gdzie czujniki?
Co nie? Brakowało jeszcze chińskich, tajemniczych rytuałów i grania na bębnach :o
A John? John ma chyba trochę więcej oleju w głowie niż Sherlock jeśli chodzi o ochronę życia drugiej osoby. Sherlock faktycznie, od razu poleci tam, gdzie się dzieje, John według mnie powinien chyba zostać z Soo Lin? Albo zabrać ją ze sobą, jeżeli przestraszył się, że Sherlockowi coś się stało.
W sumie kazał się jej zamknąć na klucz, a ona nie posłuchała czy coś? Było coś takiego czy to tylko moja mózgownica próbuje nadrobić lukę?
Ochrona, czujniki... no właśnie :D poszli na kawkę i wyłączyli czujniki :D
No zawsze mozna twierdzić, że ochrona została ogłuszona, czujniki wyłączone, środek nocy, więc kto będzie słyszał strzały. Ale jak Soo Lin mogła tam zyć przez kilka dni? I to bez wody/jedzenia/toalet?
Nie, ta strzelanina miała ich wywabić i to był klasyczny motyw hamerykańskiego horroru - powinniście trzymac się razem, ale jesteście idiotami, więc się rozdzielicie... Wszyscy świetnie wiedzieli, że zamknięte drzwi i okna nie pomogą...
Ona tam żyła? A nie po prostu ukrywała się nie u siebie w domu, a w nocy po prostu przychodziła do muzeum przez kanałki? :D
Cóż... the Blind Banker widocznie nie uchroniło się od hamerykańskiej influencji :D
Nie no, po prostu odcinek średni. Tak jak z tożsamością Sherlocka. Sorry, czy mafia nie zna internetu?! Nie zna chociażby fb?! Kowalskiego tam znajdziesz, a Sherlocka nie?
Skoro w tych realiach Sherlock używa Internet Explorera (w tym samym odcinku nawet :D)... to wiesz :D
W sumie to było jeszcze zanim Sherlock stał się sławny w internetach. John zaczął publikować ich sprawy w the Great Game, wtedy dopiero też ludzie usłyszeli o a Study in Pink.
Sherlock miałby fejsa? :D
No miał (już raczej jej nie używa jeśli wierzyć blogowi Johna) ale... ta strona nie była zbyt popularna, nawet John to wie i nie mieszkał Sherlockowi tego wyperswadować nad martwym ciałem :D
Z tego względu, że strona nie była popularna, a tym bardziej dla chińskiej mafii, no to raczej mogli nie wiedzieć jak on wygląda :D
Założył stronę o 243 rodzajach popiołu, więc kto wie? No ale sorry, trochę ten wywiad lipny. I co, miał ze sobą kartę Sherlocka, ale swoją też. I jakiś dokument typu prawo jazdy? Tzn nie wiem, czy ma prawko, a dowodu nie trzeba przy sobie mieć - to normalny kraj, a nie Polska :D
INTERNET EXPLORER?!?! ... Cóż, nawet Sherlock musi mieć jakieś wady. Ale czemu tak pojechali po bandzie? Nie mogli dać kłopotów z trawieniem...?
Sherlock ma swoją stronę "Science of deduction", ale raczej nie zamieścił tam swojego zdjęcia. Jak pamiętamy z "The Great Game", chroni swój wizerunek, bo to ułatwia potem śledztwo. John nie jeździ samochodem, więc prawo jazdy nie jest mu potrzebne.
To, że nie jeździ nie znaczy, że nie ma prawka... Ale no sorry, SB bez neta rozpracowywało, a tu (słynna!) chińska mafia nie może się połapać w zwykłym sarkazmie?
A John zamieścił swoje zdjęcie na blogu, choć rozwiązują zagadki razem... i Sherlock nie miał obiekcji :/
Prawo jazdy może i ma, ale nie nosi przy sobie, skoro mu niepotrzebne.
Mafia jest chińska, świeżo sprowadzona do UK i niekoniecznie musi znać się na angielskiej ironii... Ani umieć skutecznie pracować w obcych sobie warunkach.
John zamieścił też zdjęcie Sherlocka - ile było z tego powodu gadania :-) Tyle że wówczas incognito Sherlocka zostalo już naruszone przez prasę.
Czarne charaktery mają to do siebie że lubią wygłaszać długie monologi o swoim planie tak by bohater pozytywny mógł zniweczyć ich szatański plan. MUAHAHAHA!!!. A co do Sary- tak kobiety dżentelmen nie traktuje.;-) A scena ze światłem to w stylu taniego horroru była.
Ten odcinek jest też o tym, jak John i Sherlock docierają się. John jest wojskowym i chciałby jak w armii - działać razem, bo to jest skuteczne. Sherlock jest indywidualistą i dotąd nie współpracował z nikim, dlatego nie rozumie np. konieczności opowiadania o swoich zamiarach czy wtajemniczania w przeżycia. W efekcie John stoi pod zamkniętymi drzwiami, gdy Sherlock jest duszony, albo odpowiada przed sądem za graffiti, bo Sherlock zapomniał dać hasła "wiejemy" na widok policji/straży miejskiej. Niestety, ofiarą tego braku umiejętności współpracy jest także dziewczyna z muzeum.
Najsłabszy odcinek w całym serialu. Waham się jeszcze między Baskerville, ale tamtejszy wątek był niewątpliwie ciekawszy, mimo że akcja też trochę ślamazarna.
Też tak sądzę, nie dorównuje innym odcinkom. Jednak cenię go po pierwsze za próbę przełożenia na współczesność wizji Londynu wiktoriańskiego jako metropolii, po drugie - za fajne nawiązania do filmu Guya Ritchiego.
Czy d...y wołowe, czy nie, fakt, że naiwny - przynajmniej dla mnie - ten drugi odcinek jest. Żeby powiedzieć wprost: intryga grubymi nićmi szyta, zachowania postaci nieskładne jakieś, w przeciwieństwie do pierwszego odcinka, gdzie całość była bardziej subtelna i w zasadzie wiarygodna. Czepiać by się można szczegółów (chociażby tego, że od generała / generałki ;-) potężnej przestępczej grupy wymagałoby się jednak bardziej dopracowanej akcji). Tylko po co? Przecież zaletą tego filmu jest cała jego otoczka, drugie i trzecie dno, które nadają smaczku całości tak, że oglądając ten sam odcinek można się delektować za każdym razem czym innym (chociażby przebiegiem procesu docierania się Sherlocka z Johnem).