Nie mogę powiedzieć, że serial jest zły, albo słaby, bo wcale nie jest. Daję mu mocne 7/10. Świetny scenariusz każdego odcinka, ciekawa kreacja Benedicta Cumberbatcha, dobra muzyka, w ogóle jeśli chodzi o realizację to wszystko grało. Ale po tym jak nasłuchałem się od znajomych pochwał pod jego adresem, jak przeczytałem te wszystkie pełne zachwytu opinie na forach, spodziewałem się czegoś bardziej zaskakującego, bardziej nietypowego i łamiącego zasady. Niestety bardzo zawiódł mnie M Freeman w roli dr Watsona. Nawet lubię tego aktora i nic do niego nie mam ale tu zwyczajnie mi nie pasuje. Rozumiem, że w pierwszym sezonie obaj panowie dopiero się poznają, zaczynają nawzajem się rozumieć, a Watson nigdy wcześniej nie miał nic wspólnego pracą detektywa. Mimo to wydawał mi się tu wyjątkowo mało błyskotliwy, jakiś taki powolny (umysłowo, nie fizycznie - jeśli chodzi fizyczność to był aż nad podziw aktywny), wiecznie jakby niezorientowany w sytuacji, zagubiony, nawet wtedy gdy miał kilka okazji by wykazać się wiedzą medyczną. Pod tym kątem o wiele bardziej podobała mi się kreacja Jude'a Law. Dr Watson nigdy nie był geniuszem dedukcji i pod tym kątem raczej nie mógł się równać z Sherlockiem, ale zawsze kojarzył mi się z kimś kto wzbudza szacunek, dysponuje ogromną wiedzą i nie daje się zbić z tropu. To właśnie widziałem w filmie Ritchiego, a tego zabrakło mi u Freemana, który jak na razie bardziej przypomina chłopca na posyłki, niż partnera. Dodatkowo byłem zażenowany postacią Moriarty'ego. To dość charakterystyczna postać, ale odtwarzający ją Andrew Scott chyba przecenił swoje umiejętności aktorskie. Moriarty w jego wykonaniu był tak karykaturalny i "naciągany", jakby Scott próbował rywalizować z Cumberbatchem o tytuł największego dziwaka w serialu. Wyszło naprawdę kiepsko.
Poza tym nie mam uwag, chociaż może mój zawód spowodowany został też tym, że na przestrzeni kilku minionych lat miał miejsce prawdziwy wysyp bohaterów pokroju Sherlocka: wyalienowanych, odrobinę autystycznych geniuszy, którzy nie potrafią na normalnych zasadach współżyć z innymi ludźmi. Może dlatego spodziewałem się jakiegoś odświeżenia. Co nie sprawia wcale, że porzucę oglądanie serialu. Wręcz przeciwnie, niedługo zabieram się za sezon drugi a potem będę z niecierpliwością wyczekiwał kolejnego.
Przeciwnie! Ja nie darzyłam sympatią Freemana ale teraz go uwielbiam!
Uwielbiam jego zachowanie w 'Sherlocku'. Co prawda nie jest najbystrzejszy-ale właśnie o taką postać Moffatowi chodziło. W 2 sezonie zobaczysz że będzie nie tyle rywalizował, co podsuwał nowe pomysły Holmesowi.
Co do Moriaty'ego-on wg. mnie jest najlepszym aktorem 'Sherlocka'! Jego minki i zachowanie. ;D Wszystko świadczy o jego wariactwie. O tym, jaki jest naprawdę.
Zresztą-wszystkiego dowiesz się w 6 odcinku! Kto jaki jest-kto jest wariatem, kto człowiekiem, kto zwierzęciem.
Twórcy serialu przy tworzeniu głównych postaci starali się nie odbiegać zbytnio od kreacji Conan-Doyle'a. A jego Watson jest właśnie asystentem, nie partnerem. Natomiast zastosowali nowoczesne spojrzenie na inteligencję - John jest wcieleniem inteligencji emocjonalnej, ktorej z kolei pozbawiony jest Sherlock - i to jest ich wkład w rozwój tej postaci...
Co do Moriarty'ego - Andrew Scott dostał za coś dwie nagrody aktorskie :-) Jego postać budowana jest drobnymi krokami, by rozkwitnąć w Reichenbach Fall. Tam jest po prostu niesamowity. Tez zastanawiałam się nad tą postacią w trakcie pierwszych pięciu odcinków, ale w szóstym całkowicie mnie przekonał do swojej koncepcji tej roli. Aż mam dreszcze, jak sobie przypomnę :-)
Może drugi sezon spodoba Ci się bardziej - ja oceniam go o gwiazdkę wyżej, niż pierwszy. No ale ja cały serial uwielbiam.
Mimo wszystko radzę dać 'Sherlockowi' szansę - nawet najsurowiej go oceniając nie byłabym chyba nigdy w stanie dać mu mniej niż osiem :) A do surowości mi daleko, kiedy się w coś wciągam :)
właśnie skończyłem oglądać drugi sezon i rzeczywiście, bardzo się wciągnąłem ;). Obawiałem się tego jak pokarzą Irene Adler, ale naprawdę, jestem pozytywnie zaskoczony. Dodatkowo to o czym zapomniałem wspomnieć w pierwszym poście, to że niezwykle przypadły mi do gustu najróżniejsze nawiązania do książek, nawet najluźniejsze. Mimo że akcja Sherlocka ma miejsce w czasach obecnych to praktycznie wiele elementów jego osobowości i przygód udało się idealnie odwzorować w serialu.
Drugi sezon jest bardzo wciągający i poprawiłem sobie opinię o całym serialu, z niecierpliwością wyczekuję trzeciego sezonu. Nawet przekonałem się trochę do tak ukazanego Watsona (zwłaszcza w scenie gdzie on i sherlock, zakuci w kajdanki uciekają, trzymając się za ręce xD uśmiałem się niesłychanie). Podobała mi się też "wariacja na temat Reichenbach" w ostatnim odcinku, niby żadnego wodospadu nie było, a mimo to dało się wyczuć tę charakterystyczną atmosferę. Jedynym elementem którego nie potrafię znieść jest jednak nadal Andrew Scott w roli Moriarty'ego. Jego aktorstwo mnie nie przekonuje, jest dla mnie wymuszone i wtórne, jakbym juz gdzieś widział wysiłki podobnego rodzaju. Rozumiem, ze skoro wszystko zostało dostosowane do realiów XXI wieku to musiał być też dostosowany Moriarty, ale jak dla mnie pozostaje on najsłabszym ogniwem całego serialu. Jak na razie do reszty nie mam zastrzeżeń i z niecierpliwością czekam na sezon trzeci ;)
Jedni kochają tego Moriarty'ego, drudzy nienawidzą. Tak chyba musi być :D
Dla mnie chyba mimo wszystko najmniej lubianą postacią była Irene. Znaczy, odcinek Scandle in Belgravia był rzecz jasna genialny, ale po prostu nie poczułam sympatii do niej samej. A słyszałeś o tym (pewnie nie, dopiero obejrzałeś xD), że moment w którym Sherlock mówił o tym, że zbadał Irene puls, nie był zapisany w scenariuszu? Benedict sam na to wpadł, improwizując. Było to wspominane ostatnio w którymś poście na tym forum :D
Cieszę się, że dołączyłeś do fanów oczekujących trzeciego sezonu. Masz szczęście, będziesz krócej cierpiał od nas, którzy umieramy z ciekawości już od dłuższego czasu :)