Przykre, że serial z tak wysoką notą może być tak przewidywalny i zwyczajnie nudny. Fabuła nie
trzyma się kupy, bohaterowie są niespójni, a jeśli mam traktować ten serial jak kryminał, cóż,
spuszczę zasłonę milczenia na kryminał, w którym detektyw rozwiązuje zagadkę i nie raczy
podzielić się rozwiązaniem z widzem.
Pierwszy odcinek - podejrzewam, że większość widzów o choć przeciętnej inteligencji było w
stanie wydedukować, że mordercą jest taksówkarz. Tym bardziej razi, że nie zauważył tego
najlepszy detektyw na świecie. Końcowe sceny zwyczajnie żenujące - sam pomysł bardzo
dobry, ale brak wyjaśnienia, jakim cudem morderca cztery razy z rzędu przeżył swoją grę bardzo
mnie zawiódł. Czyżby cały czas miał zwyczajne szczęście? Dlaczego scenarzyści nie pokusili
się chociaż o jakieś pseudo-wyjaśnienie, opierające się na znajomości psychologii ludzkiej,
pozwalającej stwierdzić, która fiolka statystycznie była wybierana częściej? Nie, lepiej pominąć
to milczeniem. Sherlock wariujący i krzyczący do umierającego taksówkarza, chcący za wszelką
cenę dowiedzieć się, czy wybrał dobrze? Cóż, lekka podpowiedź od zirytowanego widza -
polecam dowiedzieć się w policyjnym labolatorium, panie Holmes, smutne, że nie przyszło to
panu do głowy.
Drugi serial miał zadziwiająco mało dziur logicznych, nadrabiał za to kiczowatymi zwrotami
akcji rodem prosto z Hollywood i popapraną logiką czarnych charakterów (mam pistolet w
ręce, ale Holmes twierdzi, że rykoszet trafi mnie. Lepiej ucieknę, zamiast poczekać aż
podejdzie bliżej). Nie mówiąc już o tym, że taka szajka przestępców mogła postarać się
bardziej i upewnić, czy łapią dobrego człowieka, zamiast opierać się na nic nie znaczących
przesłankach i uparcie ignorować fakty.
Trzeci odcinek przypadł mi do gustu i nawet byłam w stanie wybaczyć poprzednim dwóm
niedociągnięcia. Do momentu, gdy Holmes po prostu zrozumiał nagle, kto jest mordercą ofiary
przy torach i nie raczył nikomu powiedzieć, jak do tego doszedł. Ot, mordercą jest ten i ten,
uwierzcie mi na słowo, idę być zajebisty gdzieś indziej.
Oczywiście policja nigdy nie wpadła na to, by przesłuchać najbliższe otoczenie ofiary,
dowiedzieć się, co robiła przed śmiercią, czy istniała szansa, by ktoś postronny mógł
dowiedzieć się o tajnych danych. Zadzwoniła tylko po Sherlocka. Trudno im się dziwić
właściwie, skoro to człowiek-maszyna i po rzucie oka na miejsce zbrodni wiedział, kto jest
mordercą.
Z ciężkim sercem siadam do drugiego sezonu, ale przestałam sobie obiecywać po tym serialu
cokolwiek.
Jesli chodzi o pierwszy odcinek, to ja na przyklad nie zgadlam ze to moze byc taksowkarz. Jesli chodzi o drugi odcinek, to zdecydowanie zgadzam sie z toba ze ten odcinek byl beznadziejny. Trzeci... Policja wgl nie interesowala sie tym przypadkiem, bo wszyscy sadzili ze on popelnil samobojstwo... Sherlock zainteresowal sie ta sprawa bo brat go o to poprosil. Proponuje zebys porownala serial z oryginalem ksiazkowym, bo charakter Sherlocka jest zywcem wziety z ksiazki.
Policja sądziła, że to samobójstwo? Tym bardziej świadczy to o dziurach logicznych w serialu. Nie wiem która policja przyjęłaby wersję z samobójstwem, gdy ofiarę znaleziono obok torów, z ewidentną raną głowy wskazującą na uderzenie/upadek z wysokości, a nie przejechanie przez pociąg.
Hmm... Nie wiem co na to powiedziec, dawno nie ogladalam tego odcinka... Zreszta, mi tam najbardziej podobaly sie dwa ostatnie odcinki.
A czy gdziekolwiek powiedziane jest, że policja w ogóle zajęła się tym przypadkiem? Nie do końca znam kompetencje rozmaitych służb, ale jeśli w grę wchodzi morderstwo osoby powiązanej z najtajniejszymi informacjami państwowymi - czy policja nie jest odsuwana, a za sprawę nie bierze się wywiad? Chyba dość po łebkach oglądasz, skoro pamiętasz, że to policja zadzwoniła w tej sprawie do Sherlocka (a przecież przez pół odcinka przewijają się sms-y od Mycrofta). Wydaje mi się też, że wprost jest powiedziane, jak Sherlock wpadł na trop mordercy (po torach do kłębka :-))
Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że samobójstwo można popełnić nie tylko skacząc pod pociąg ale także z niego wyskakując? Swoją drogą, fajny tok rozumowania - nie przejechany przez pociąg=na pewno nie samobójstwo.
masz rację, powinny być wstawki specjalnie dla znudzonych życiem studentów psychologii, o statystyce wybierania fiolki na przykład, z pewnością byłyby to niesamowicie przekonujące wyjaśnienia, które by takich malkontentów zadowoliły
litości, do jasnej - tego rodzaju drobne "nielogiczności" są praktycznie w każdym filmie, ale zawsze zjawi się ktoś, dla kogo tego typu pierdoły będą podstawą do wystawienia 5/10. zastanawia mnie, o co chodzi z tą obsesją realizmu? nie zauważyłaś, że nawet sama postać Sherlocka jest dość fantastyczna? chcesz realizmu, idź na ulicę, postrzelaj sobie z prawdziwego pistoletu i popatrz jak rykoszetuje. sprawdzaj sobie fiolki i domyślaj się od razu, że mordercą jest taksówkarz, zobacz jak reagują bandyci - bo rozumiem że rzemiosło kryminalne znasz z empirii :)
bo oczywiście, po co prowadzić narrację filmową, po co pokazywać widzowi tok myślenia bohatera, czy śledztwa, skoro domorosły krytyk z filmwebu JUŻ WSZYSTKO WIEDZIAŁ i chce mieć podane w piątej minucie, bo mu się nudzi
a jako że mu się nudzi, to i ogląda nieuważnie - i przegapił fragment, w którym Sherlock wyjasnia, jak wpadł na trop mordercy z torów (poza tym, jak już ktoś wyjaśnił, sprawa była tajna i NIE PRZEZNACZONA DLA POLICJI)
nie ma to jak być "uważnym widzem", który ogląda właściwie tylko po to, żeby móc marudzić
Hmm... co do tych 'tabletek' to polecam Ci się zapoznać z literaturą pana Doyle'a - tam było podobnie, choć morderca nie działał z rozkazu Moriarty'ego, a z zemsty.
Drugi odcinek - ustalenie tożsamości za pomocą 'nic nie znaczących przesłanek' - znajdujesz portfel. w portfelu masz kartę kredytową, bilety i coś tam jeszcze na nazwisko Holmes. Obserwowałaś gościa który krzyczał (jakby kogoś opieprzał), że nazywa się Sherlock i pracuje sam. Automatycznie stwierdzisz - tak, ten portfel należy do niskiego faceta o nazwisku Holmes. To również jest droga dedukcji :)
Lubię Sherlocka BBC, ale zgadzam sie z Tobą w 100 procentach niestety, bo mi tez przeszkadzały te dziury które wymieniłas (zwłaszacza w pierwszym odcinku). Polecam za to obejrzenie pilota. Mimo ze jest bardzo niedopracowany, to scena w której Holmes dedukuje kto jest mordercą jest rozegrana duzo lepiej (w regularnym odcinku dla mnie była to najwieksza porazka).
Zgadzam się. Serial przynudza. Oglądałam pierwszy sezon (2 odcinki i 10 minut trzeciego i podziękowałam bo szkoda mojego czasu) tuż po zakończeniu maratonu z Dexterem. No i niestety Dexter tempem, przyejmnością oglądania i 'wciąganiem' w serial nokautuje Sherlocka.
Nie dziwię się, że cie nie wciągnął... Pierwsze dwa odcinki są okropne, potem jednak jest coraz lepiej, uwierz mi Great Game tylko z początku wydaje się beznadziejny. Jeśli obejrzysz następne 10 minut nie zawiedziesz się i będziesz chciał/chciała zobaczyć go do końca.
Nie zaryzykuje straty czasu, poza tym główny aktor jest wybitnie irytujący dla mnie. Wciągnełam się w Breaking Bad teraz i to jest dopiero super serial. 2 odcinki i nie chce ci się odejść od ekranu