Sherlock s-f?

Nie zauważyłam. O którym aspekcie mówisz? :P

No dobra, chyba przesadziłem.Chodzi mi o to, że raczej nie istnieje ktoś taki jak Sherlock. Ale z tym laboratorium, ona tam mówiła że, można klonować ludzi, więc to jest trochę s-f.

Całe to laboratorium mogłoby być podciągnięte pod s-f. Co do Sherlocka... Może i nie istnieje ktoś taki, ale teoretycznie mógłby istnieć, bo możliwości ludzkiego umysłu są naprawdę ogromne (jeśli o to ci chodziło).

Może klonować to nie, ale myślę że ciekawie by było gdyby w tym wszystkim strzelili jakiegoś zmutowanego człowieka.

Zaczekajcie.... Przecież jak Watson podbiegł do ciała, to lekarze jakby specjalnie odwrócili SH twarzą w dół. A poza tym jak SH skoczył, to od razu pojawili się lekarze! Nikt nie dzwonił po pogotowie, ani nic... A oni pojawili się po około 5 sekundach...! Czy oni są w takim razie też podłożeni...?

Sherlock leżał na chodniku twarza w dół ale potem go przewrócili z tego co pamiętam (widać jego twarz-rozmazanym wzrokiem Johna). A po pogotowie nikt nie musiał dzwonić bo to był podjazd szpitala, ktoś poprostu zauważył wypadek. Ale fakt, Molly mogła mieć coś wspólnego z tym.

Ja jestem tak na 80% pewna, że ci lekarze i inni wokół Sherlocka byli podstawieni... Może to ci sławni bezdomni- znajomi Sherlocka? Ale na wyjaśnienie tej całej sceny jest tyle różnych możliwości, tyle drobiazgów mogło być tak lub inaczej, że chyba i tak nikt nie zgadnie, co wymyślili producenci ;)
Co do twarzy odwróconej w dół: potem jednak przewrócili ją tak, że John mógł zobaczyć, że to faktycznie jest SH. I zmierzył mu puls- więc albo był to ktoś inny (ale jakim cudem miał twarz SH?), albo Sherlock zażył coś na wstrzymanie czynności życiowych (jest coś takiego, czy wypisuję głupoty?) Jest jeszcze trzecia możliwość: może Watson zmierzył puls, dotarło do niego co i jak.. Ale to raczej odpada, bo czy w takim razie gadałby potem do niego nad grobem? I chyba zanim doszłoby do niego, że to gra Sherlocka zanim zrozumiałby, jak ma się zachować, zdążyłby się zdradzić ze swoimi emocjami.
Chyba się poddaję ;p

Co do braku pulsu, wydaje mi się, że wykorzystał piłeczkę do squasha, dzięki której nie można go wyczuć :) Wystarczy umieścić ją pod pachą.

Ale faktem jest, że Sherlock skoczył, bo to musiał być on, i przeżył ten upadek. John niby mierzył mu puls, ale mógł go najzwyczajniej w świecie nie wyczuć przez te wszystkie emocje. To było koło szpitala, więc szybko pojawili się lekarze i zakładam, że go zabrali. Potem, jak podejrzewam, wtrącił się Mycroft ( może z pomocą Molly) i załatwił Sherlockowi ten cały grób, nikomu nic nie mówiąc. A do wiadomości podali, że Sherlock zginął.
Starałam się,żeby to było w miarę logicznie...
No, ale ciekawe, jak twórcy to rozwiążą:)

A mnie się wydaje, że Mycroft mógł nie wiedzieć, pamiętam, że był taki załamany po tej 'śmierci'.

A mi się z kolei wydaje, że Mycroft wie wszystko, a był załamany tak bardziej na pokaz.

W ksiażce wiedział. Watpie by akurat to zmienili. Załamany nie był, raczej zatroskany. Nie było to pewnie łatwe dla niego. Całe oszustwo, ukrycie Sherlocka, podejrzewam, że wszystkim musiał się zajać.

Właśnie. Bo jakby nie on się zajął, to kto?

Sherlockowi zawsze jak goraco koło tyłka się robiło to zawsze było "co tam u Ciebie kochany braciszku," :P
Poza tym Jim nie zagroził, że zabije Mycrofta tylko Johna, p. Hudson i Lestrade'a ( teorie czemu akurat te 3 osoby opisałam w temacie IOU), więc Mycroft mógł być poinformowany i nic mu nie groziło.

Możliwe. Ja książki nie czytałam. :)