w pierwszym sezonie ciagle sie cos dzialo, bylo nieprzewidywalne co zrobi nastepnie. Kazdy
odcinek mnie poprostu zaskakiwal i od razu musialem wlaczyc i zaczac ogladac kolejny, bo tak
mnie wciagal. Najbardziej interesujace bylo to cale zalatwianie rzeczy, dogadywanie sie w wiezieniu
i ogolnie przeszkody jakie napotkal, ogladam drugi sezon, ale serial dla mnie sie skonczyl po tym
jak zginal Leszcz :D. Poprostu reszta uciekla i nie ma juz nic ciekawego, bo jest ciagle Mahone ktory
ich sciga itp... Szkoda mi bylo Abruzziego ze zginal bez ujecia jego smierci. Wiem, ze malo
realistycznie by bylo jakby wszyscy uciekli i kazdemu udalo sie przezyc, ewentualnie znowu trafili
wszyscy do jednego wiezienia i akcja by sie tam toczyla. Szkoda mi tych co zgineli i szkoda, ze z
wspanialego pierwszego sezonu, drugi sezon powoli schodzi na psy.
Drugi też był dobry - ukazał nie znane oblicze czarnych charakterów sezonu 1 Kellermana i T-baga. Żal się mi zrobiło tego drugiego kiedy wreszcie zrozumiał, że nie odzyska już uczuć ukochanej kobiety , a ubezwłasnowolnienie jej było utopią i musiał od niej odejść. Kellerman, który tutaj przechodzi wewnętrzną przemianę także budzi współczucie, gdy do niego dociera, że był tylko narzędziem, w politycznej rozgrywce do usuwania wszelkich przeszkód. Wątek sojuszu z braćmi i chęć odwetu na dawnej sojuszniczce Caroline Reynolds, a następnie dodanie mu do życiorysu siostry i nieudanego samobójstwa dodatkowo dodaje mu choć odrobinę ludzkich uczuć jakimi są żal, poczucie winy i chęć naprawienia swoich błędów .