Z nudów i braku innego serialu obejrzałam całość. Co na pewno to serial bardzo wciąga i trzyma w napięciu (choć często jest ono sztucznie podtrzymywane i produkowane w wielkich ilościach). Niestety błędy, niedociągnięcia i absurdy wyjątkowo rzucają się w oczy i nie pozwalają w pełni cieszyć się odbiorem, nawet jeśli ktoś nie należy do tych czepiających się. Jak dla mnie jak ktoś chce się zabierać za robienie serialu o więzieniu, to przydało by się wziąć kogoś do ekipy kto zna realia takiego miejsca, przepisy, hierarchię więźniów i tym podobne rzeczy bo wychodzi bajeczka którą piszemy jak się komu podoba. Na szczegółach z przeszłości też się wyłożyli, bo ciężko cokolwiek poskładać do kupy, choćby dzieciństwo braci, raz są sami (raczej nierealne żeby dwie sieroty mieszkały same i nikt się tym nie zainteresował w cywilizowanym kraju), raz w domu dziecka, a nagle młodszy w rodzinie zastępczej a starszy w poprawczaku.
Osobiście też w 1 sezonie trochę denerwowało mnie to naprodukowanie wątków i ciągłe zmienianie planów, co chwilę jakąś nową dziurę robili, trochę to było męczące w odbiorze. Wielkim minusem też dla mnie było wybielanie praktycznie wszystkich więźniów których była pokazana historia. Czy naprawdę ktoś nie może po prostu popełnić jakiegoś przestępstwa tak po prostu, np dla kasy, a nie z wielkimi ideologiami najlepiej dla dobra rodziny? z tego tez powodu jakoś nie potrafiłam znaleźć sobie w 1 sezonie ulubieńca do kibicowania mu. Oczywiście były fajne i ciekawe postacie ale każdej tego czegoś brakowało.
2 sezon najbardziej mi się podobał, lepiej odpowiadał mi klimat otwartej przestrzeni i ucieczki już na wolności. Do tego w pełni polubiłam Lincoln'a, a z ulubieńcem jakoś tak lepiej mi się ogląda seriale. Też chyba trochę mniej było absurdów, albo atak bardzo nie rzucały mi siew oczy.
3 sezon taki sobie, na szczęście był najkrótszy, bo był odrobinę męczący.
4 podobał misie do połowy, fajna była ta współpraca między nimi i ogólne relację między facetami. Natomiast druga część była naciągana jak guma od majtek i wyraźnie robiona na siłę.
A co tam jak już piszę to jeszcze dodam kilka słów o postaciach, w końcu nikt tego nie musi czytać.
Michael Scofield po pierwsze i najważniejsze dla mnie przedstawiony jako za idealny. Jak by mu dali na wstępie z dwie wady to jakoś by mi bardziej przypadł do gustu. A tak go wychwalili pod niebiosa, a w treści i tak jakoś wiele nie miało odzwierciedlenia. taki trochę geniusz-teoretyk, w akcji wiele mu się sypie, ale przynajmniej umie szybko coś nowego wymyślić. O jego empatii tez trochę się nagadali, a tu jej zero, bardziej był obojętny wobec innych i wykorzystywał ludzi na swoją korzyć, a im dalej tym bardziej. nawet jego związek z Sarą był jakiś taki beznamiętny (i wcale mi się chodzi o sceny seksu, ale o cokolwiek). Przez 3 sezony miałam do niego obojętny stosunek albo go lubiłam, natomiast w 4 mnie denerwował. Za to bardzo go lubię za więź jaka go łączy z bratem (i to taka widać naturalna, a sztucznie napompowana i ubrana jedynie w piękne słówka, to czuć po prostu) i za sarkastyczne poczucie humoru.
Lincoln Burrows dość niestandardowo (w tego co przeglądałam fora w trakcie oglądania) ale stał się moim ulubieńcem i numerem 1. Kupił mnie swoim bezgranicznym zaufaniem do brata i ani jednym słowem pretensji (nieudało się, trudno, co robimy dalej, jaki teraz plan, brak, o coś wymyślimy, będzie dobrze). Od nikogo też niczego nie oczekiwał i jest zawsze sobą przed nikim nie gra i nie udaje. Do tego umie powiedzieć "kocham", "dziękuję" "przepraszam" i to jakoś tak że wierzę w każde jego słowo i mówi to wtedy kiedy ma taką potrzebę, a nie wtedy kiedy wypada, albo coś sobie tym załatwi. Bardzo podoba mi się jego relacja z Mahone'm i to jak ewoluowała, Wbrew temu co większość pisze, nie uważam żeby był głupi (nie jest tak inteligentny jak brat, ale swój rozum też ma i umie z niego korzystać).
Fernando Sucre uwielbiam, ale to jest typowa postać drugoplanowa (nazwisko go w pełni odzwierciedla, tak jak cukier, sam i w nadmiarze szybko zmuli, jako dodatek idealny) szkoda że trochę więcej rozumku mu nie dali. taki przystojniaczek z wielkim sercem i humorem i te jego mini.
Theodore "T-Bag" Bagwell zagrany i napisana postać super, choć czasem na parodię lekko zakrawa. Uwielbiałam sceny z nim, ale jakoś kibicować mu nie potrafiłam choć ja lubię złe postacie. Choć na koniec mi go było szkoda że wrócił do punktu wyjścia, mimo że chciał się "nawrócić".
Paul Kellerman i John Abruzzi czemu byli tak krótko w tym serialu?
Reszta nie wzbudziła we mnie większych emocji wiec nie ma co o nich pisać. Szkoda tylko że były tu jedynie postacie dobre, złe i złe które stały się (albo okazały) dobre. Nic pośrodku, nic niejednoznacznego.
Ale mi się dobrze o tym serialu pisze, więc jeszcze zakończenie.
Wiedziałam już dużo wcześniej jak się zakończy (ale ja praktycznie nigdy nie wytrzymuję i podglądam, ale jak emocje mają być to są), ale ogólnie bez ochów i achów. Naprawdę wolałabym żeby tą Scylle ostatecznie oddał ktoś inny. najbardziej mi szkoda że słowem nie powiedzieli jaki plan miał Lincoln z drużyną odnoście Scylli, bo kilkakrotnie mówili że da się obie rzeczy załatwić i zniszczyć firmę. Ciekawi mnie co by zrobił jak by mu braciszek nie wszedł w drogę? Już nawet nie ważne kto, ale z Michaela w czwartym sezonie zrobili takiego superbohatera że jedynie pelerynki z "S" mu brakowało. Linca było mi mega szkoda, ale cieszę się że ostatecznie całość się dla niego dobrze skończyła, bo jak mało kto zasługiwał na happy end. Sama śmierć Michaela była mi obojętna, bo był już przemęczoną postacią i to było widać.