slurwysyńskie gówno to podważanie świadectw ofiar. Żaden producent nie zgodziłby się na zrobienie takiego filmu, gdyby to nie była prawda - kasa z odszkodowań by ich wykończyła. Ale bronienie oblechów wciąż ma się dobrze.

Trudno powiedzieć, niektórzy mogą chcieć sławy, rozgłosu. Póki co wygrał proces - został uniewinniony.

Wymień mi jedną osobę, która zdobyła sławę na oskarżeniach o molestowanie, z pamięci.

Za produkcją tego chujowego serialu stoi potężna wytwórnia filmowa, dla której nadszarpnięty finansowo i nerwowo przez wuchtę spraw sądowych Spacey jest jak pet. Nie sądzę żeby się bali. Raczej próbowali go dobić i zarobić wykorzystując sytuację.

Tak, na pewno tak było. Za to 1?

Tak, oceniłem ten gówniany twór na 1 z kilku powodów:
1. Mierzi mnie temat całej „afery” Me Too. Banda idiotów (kobiet i jak pokazuje przypadek Spacey’a również mężczyzn) przypomina sobie po latach, że za dawanie dupy zrobili lub nie zrobili kariery. Wszyscy przy tym, nawet jeśli porobili/porobiły kariery i mają wspaniałe życie – ciężko to znoszą i mają problemy natury psychicznej. Nie mają absolutnie żadnych dowodów na to, że kiedykolwiek do czegokolwiek doszło tylko stworzył się kolektyw pokrzywdzonych, którzy mają być na to dowodem. Całe szczęście, że sprawa Johnny Depp’a i Amber Heard zamknęła trochę mordy krzykaczom i pokazała opinii publicznej jak bardzo te rzekome ofiary potrafią być odklejone. Ale najlepszy przykład hipokryzji całego tego ruchu to Asia Argento - jedna z najbardziej "pokrzywdzonych", która sama została oskarżona o molestowanie i przegrała.
2. Oglądasz ten materiał, widzisz faceta, który jest wyszkolonym żołnierzem, jest dwa razy większy od Spacey’a i jednym uderzeniem byłby w stanie wkomponować go w ścianę, a siedzi na krześle i płacze jak dziewczynka, bo aktor dotknął jego fajki. No ludzie, przecież to musi być fikcja, bo wierzyć się nie chce w to co widać na ekranie.
3. Nie twierdzę, że molestowanie seksualne w Hollywood nie istnieje, bo na pewno istnieje, ale no do chuja – to nie jest gwałt! Przez tę aferę ludziom kompletnie pomieszały i zblendowały się pojęcia. Nakłanianie do stosunku to nie gwałt. Oferowanie czegoś w zamian za stosunek to nie gwałt. W całym tym zamieszaniu żadna z osób, które wykorzystały sytuację nigdy nawet nie napomknęła, że na jej miejsce było pewnie 150 innych osób, a jej się udało, bo skorzystała z „oferty”.
Na koniec warto dodać, że ten 1 punkt jest za to, że przynajmniej ci panowie otwarcie przyznali, że oczekiwali czegoś w zamian – liczyli, że pomoże im to w karierach. A skoro się nie udało, to teraz trzeba Spacey’a obsmarować.
Także oceniam sam temat tego filmu, bo jako produkcja, zostało to zrealizowane całkiem poprawnie.

Nic nie rozumiesz. Nic.

Ale czego nie rozumiem? Możesz mnie oświecić?