PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10005165}

Sprostowanie

Disclaimer
2024
7,4 9,3 tys. ocen
7,4 10 1 9329
6,6 19 krytyków
Sprostowanie
powrót do forum serialu Sprostowanie


"Disclaimer" ma wszystko na swoim miejscu - scenariusz składa się do kupy, operatorsko, dźwiękowo, aktorsko - ten thriller jest OK. Cate Blanchet jest bardzo dobrą aktorką, ale jej gra zawsze jest dla mnie... ujmijmy to tak, że Peter Jackson miał nosa, umieszczając ją w roli elfickiej pani; troche nie z tego świata, troche enigmatyczna, jakby nie do końca pasowała do rzeczywistości. Jakby nie do końca tutaj była. I w każdej produkcji Kate Blanchet wydaje mi się właśnie taka: Zamglona. Odległa.

Dlatego o wiele bardziej wyrazista jest jej "młodsza" wersja, której występ podobał mi się nie tylko z powodów, hm, wizualnych.

A skoro już o wizuliach mowa, to "Disclaimer" to jest pornol.

Miał taki być - w końcu historia kręci się wokół aktu seksualnego, ale w scenach zbliżeń twórcy idą na całość. To znaczy: jak daleko mogą się tylko posunąć, żeby jeszcze nazwane było to thrillerem a nie erotyką. Ale wiecie nie taką, jak w "Oczy szeroko zamknięte", gdzie główna erotyka to nagie postaci i orgia w tle Toma Cruise a bardziej jak w "Życie Adeli", gdzie aktorki wypowiadały się podobno, że reżyser kazał im powtarzać scenę tyle razy i z takich kątów i zbliżeń, że zaczęło to wyglądać... dziwnie.

Ale to nie jest minus tego tworu. Jak wspomniałem - punktem fabularnym, wokół kręci się historia jest wydarzenie z przeszłości, które owocuje w przyszłości. Seks i śmierć.
Ale wiecie co, kompletnie mnie ta historia nie obchodziła. Bo opowiada o "wielkim dramacie" upper-middle class w UK.

Kojarzycie na pewno "Uznany za niewinnego", ostatnio wznowiony serialem właśnie (w roli głównej znakomity Jake Gałałałabała*) - jest zamożna rodzina, problemy z którymi się mierzą są podobne do punktu wyjściowego w "Disclaimer". Tyle, że tam liczą się dobrze pokazane emocje. Ja WIEM jak to jest być Jakiem Gałabałabałą (a raczej jego postacią) w sytuacji, w której się znalazł. Jak może się czuć.

No i niby wiem też, że postać Kate Blanchet może się zirytować, ale - cholera - te wszystkie reakcje są przerysowane w stosunku do tego, co się dzieje. Cała intryga pewnego staruszka to zwyczajnie jakieś ujawnienie skłonności psychopatycznych, nasza bohaterka zrobiła kiedyś coś złego, ale czemu kłamała? Biorąc pod uwagę finał - nie wiadomo. Bo finał i ujawnienie całego WIELKIEGO TWISTU FABULARNEGO jest jak zapowiadanie wystrzału z działa (którego to działa nigdzie ni widać), a dostarczenie pierdnięcia myszoskoczka. O ile myszoskoczki pierdzą.

Nie wspomnę o problemach syna - rozpuszczonego gówniarza, którego rozpuszczenie nie zostało nigdzie zaakcentowane. Królewicz dowiedział się, że jego rodzina nie jest idealna i wchodzi w poziom " teraz będę drama queen".

Wszystko jest tutaj takie... niedorastające do założeń. Nadęte. Pretensjonalne. Bez klimatu. Rozjechane emocjonalnie, a jednocześnie bez emocji do poczucia dla mnie - dla widza. NIe umiem poczuć emocji zaszczutej Catherine Ravencroft, nie widze powodu, bym miał się irytować zachowaniem jej męża - sama dała mu swoim zachowaniem broń do ręki i wymalowała na swojej twarzy tarczę strzelniczą, nie umiem wykrzesać w sobie przejęcia się losem i emocjami ich emocjonalnie opóźnionego syna, którego przedstawia się tutaj jako mimowolną ofiarę. Jest ofiarą tylko tego, że nikt mu nie powiedział, że czas wyjść z piaskownicy.

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ten serial ma tak dobre oceny. To one sprawiły, że - w poszukiwaniu dobrego thrillera - przylepiłem się do niego jak mucha do... lepu na muchy oczywiście. A ostatecznie więcej emocji i klimatu i napięcia dał mi zupełnie rozwalający konwencję thrillera "Oldboy" (ogólnie mam wrażenie, że obecnie, jeśli gdzieś szukać dobrego thrillera, to nie w kinie amerykańskim).

Mówiłem, że "Disclaimer" ma wszystko na swoim miejscu i dalej będę tak twierdził. Gdzie typowe dzisiejsze gnioty serialowe przypominają mi jakieś bohomazy, wyżygowiny kogoś, kto dopiero uczy się pisać historie, "Disclaimer" to przykład napisanego poprawnie scenariusza i zrealizowanego dzieła. To, że samo dzieło w swoim ostatecznym kształcie mnie od siebie odrzuciło, to już zupełnie inna sprawa.

*nie umiem wymówić jego nazwiska nawet w myślach!