Serial Star Trek to niskobudżetowa produkcja o ciągle gadających gościach w śmiesznych strojach z typem udającym robota, stojących w jednym pomieszczeniu, a czasami teleportujących się do innego pomieszczenia gdzie strzelali z pilotów do telewizora.
Wychowałem się w powszechnej dominacji Star Wars, stara trylogia przecież wymiatała, super statki, lasery, Vadery, magiczne moce, miecze świetlne i gwiazdy śmierci. Nadal lubię SW ale, to tak jak z systemem Windows - na własną prośbę jestem od nich uzależniony.
Podchodząc do STNG nastawiałem się na podstarzały retro-futuryzm z lekko nostalgiczno głupkowata fabułą i w zasadzie trochę tak jest. Nie dokońca jednak dziecięce wspomnienia współgrały do faktycznej zawartości serialu.
O ile 1-wszy odcinek oglądałem bardziej z zaciekawieniem i lekkim zażenowaniem w nawiązaniu do powyższych aspektów to wraz z następnymi znikało moje uprzedzenie oraz przestawałem zauważać śmieszne w dzisiejszych czasach koncepcje projektów broni, statków czy ogólnie charakteryzacji.
Wciągnąłem wszystkie sezony jak makler z lat 90tych kokainę - za jednym razem, bez przerwy i z wszystkimi dodatkami.
STNG oferuje warstwę fabularną na niesamowitym poziomie i oczywiście jest to serial więc, znajdziesz wszystko, humor, horror, ale też odcinki w których giną całe rodziny, uprawiają seks na okrągło, dyskryminują, szydzą i poniżają. Chcesz Multiwersum w zasadzie 1:1 skopiowane w Avengers - proszę bardzo, interesują Cię dylematy moralne na poziomie holokaustu - voila.
Jednocześnie całość jest niesamowicie spójna a świat przedstawiony jest otwarty, dający nieograniczone możliwości jednakże twórcy korzystają z tego w inteligentny sposób.
Ze wszystkich sezonów chyba 1 lub 2 odcinki były dla mnie "przesadzone" i nie trafiły. Nie miałem poczucia zmęczenia tym serialem a wręcz przeciwnie z każdym epizodem nakręcałem się bardziej a to przecież serial science-fiction z przełomu lat 80/90 tych...! Wtedy jeszcze bohaterowie komiksów Marvela i DC ukrywali swoją tożsamość opaską na oczy i "fruwali" w za ciasnych spodenkach, majtając pelerynkami by stoczyć z góry wygraną walkę z kolejnym niszczycielem światów.
Aktorsko STNG też wypada ponad przeciętnie. Patric Steward, kapitan który, zaprosił by Lorda Vadera na lunch by potem bez skrupułów pozbawić go dowodzenia na jego własnym super niszczycielu.
Brent Spiner, chyba najgorzej ucharakteryzowana postać w historii kina a jednocześnie najlepiej zagrany android zaraz po Rutgerze Hauerze w Łowcy Androidów.
Michael Dorn, którego głosu Marcusa lub Franka Horrigana do dzisiaj uwielbiam słuchać grając ponownie w Fallout2.
Nie będę opisywał całej obsady czy pojawiających się w różnych odcinkach gwiazd ale, cała ekipa była efektem nieprzypadkowego castingu i robi dobrą robotę.
Scenografia... która fizycznie działała, interaktywny LCARS to jest kosmos sam w sobie - i czemu Windows tak nie wygląda ?:) Oglądałem późniejsze "nowsze" Star Treki ale, dopiero w serialu zrozumiałem dla czego Enterprise ma taki kształt...
Star Trek nie jest dla każdego, ale każdy wielbiciel SF powinien się z tym serialem zaznajomić. I nie mówię, że jeśli nie oglądało się serialu STNG to nie jest się prawdziwym fanem SF, że stare Star Wars są lepsze a Avengers to już syf dla dzieci itp., itd.
Każde kino jest dobre, jeśli Ciebie wciąga, bawi lub czegoś uczy. Jednocześnie nie każde kino musi koniecznie czegoś uczyć lub bawić - zresztą nie zawsze autorzy potrafią to umiejętnie pokazać.
STNG jest kompilacją wszystkich tych odczuć i wrażeń. W trafiający do mnie, dojrzały ale nienachlany a jednocześnie nie obrażający mojej wiedzy sposób daje niesamowite poczucie czegoś unikalnego i jakościowo oryginalnego.
Nieśmiało stwierdzam, że sporo się traci nie zaznajamiając się z tym serialem bo, jest to jeden z najlepszych seriali SF jakie obejrzałem. A obejrzałem go 30 lat za późno.