Dosyć szybko orientujemy się, że sezon trzeci Picarda to hołd dla Next Generation i Voyager. Nie było by nic w tym złego, gdyby nie fakt, że totalnie odrzucono poprzedni sezon, a kto nie oglądał wyżej wymienionych zgubi się w gąszczu nawiązań, które pod koniec przestają być tylko easter eggami, a zaczynają być osią fabuły. Do tego fatalna postać Jacka - albo źle rozpisali rolę, albo aktor fatalny, bo większość drugiej połowy sezonu ma minę s*ającego kota lub płaczącego dziecka. Ale jak na końcu to ratują (swoją drogą oczywiście ekipa dziadków z NG) to jest bardzo z siebie dumny, że przez jego pychę i samolubność zginęła większość Floty powyżej 25 roku życia.
Wyjaśnienie głównego wątku słabe, a samo zakończenie to jakieś nieporozumienie. Oczywiście otwarto furtkę na kontynuację, co jeżeli będzie z Jackiem w roli głównej to raczej sobie odpuszczę.
Podsumowując: fajnie, że zrobili ukłon w stronę fanów poprzednich seriali, gorzej, że przy tym odwrócili się tyłkiem do tych, co rozpoczynali swoją przygodę od Picarda.