Jak dla mnie serial bazuje na Internacie i próbuje go naśladować. Jednak to co w Internacie było dobre, to zawiła i ciekawa fabuła, będąca miłą odmianą po amerykańskich
szmirach. Jednak Statkowi brak tego polotu i oryginalności. Dla mnie zostanie w cieniu Internatu.
Polubiłam serial dopiero z czasem. Do jego obejrzenia skłoniła mnie czysta ciekawość i pustka po Internacie. Już od pierwszego odcinka przypomina kadrami, reżyserią
Internat. Zapowiada się kolejny wielowątkowy serial o wielu tajemnicach i zagadkach. Jak dla mnie - zwykła analogia. Bodajże dwójka aktorów tych samych, podobne
początki, ciekawi nas i wciąga zagadkami, znów pojawia się gonitwa za kimś z rodziny - Maria szukająca Ivana/Ulises szukający Juliana, wielka gonitwa za zaginionymi
dokumentami zawartymi w słynnej czerwonej teczce wykradniętej 'tym złym'/Noiretowi również zginęła teczka z dokumentami, Ainhoa z małą siostrą samotne po stracie
matki/Marcos z małą siostrą po zaginięciu rodziców. Ja tu widzę marną podróbkę. Kolejna analogia - dzieci. Dziewczynki w Internacie były zabawne, dodawały lekkości,
dawały chwilę relaksu balansując przez to napięcie. Jednak postać Valerii już nie jest tak dobrze zagrana i tak dopracowana. W obu serialach poszczególne wątki miały
składać się w logiczną całość, jednak Statek znów tu nie sprostał wymaganiom. Pewnie, należy wziąć pod uwagę okoliczności, że nie mieli wyboru, musieli nagle skończyć.
Ale halo, przecież nie bez powodu ich wycofali. Uważam, że w Internacie zakończenie wyszło o niebo lepiej, jasne, nie wszystko zostało wyjaśnione, ale znaczna większość -
owszem. Odkrywamy, że Projekt Alejandria sięgał czasów II wojny, przecież Projekt Geminis również, więc chyba nikt się nie zdziwił? A właśnie, dwa projekty. Sekretne, tylko
zaufani ludzie, nagle okazuje się, że pełno osób jest w to zamieszanych. Oba miały na celu coś dobrego, oba kończą się fiaskiem. O ile nie lubię fikcji, o tyle w Internacie
byłam w stanie ją przełknąć, ba, nawet nie przeszkadzało mi rozmawianie z duchami. Bo wszystko tam pasowało, nie dziwiło, nie przeszkadzało. A Statek jest nierealny.
Jeszcze sam fakt błędu akceleratora i katastrofalnych skutków - spoko, ale co odcinek zmagania z nowymi przeszkodami, wszyscy wychodzą z tego cało. Zawsze ktoś
wpadnie na genialny pomysł. Szczerze, ucieszyłam się gdy zabili Sol. No wreszcie, ktoś umiera, przestaje być tak kolorowo. Po prostu wszystko działo się za szybko.
Rozumiem, Projekt nakazywał chronić, więc nie mogli nikogo zabić. Ale nawet kapitan z wyrostkiem niemalże od razu po operacji czuje się dobrze, mógłby chociaż do
następnego odcinka źle się czuć..
Rozpisałam się, nie myślę o tym więcej, bo pewnie napisałabym jeszcze ze 2 razy więcej. Może komuś będzie się chciało to przeczytać. :)
Podsumowując, serial dostał ode mnie wysoką ocenę, bo dobrze się go oglądało i gdybym nie znała Internatu pewnie lepiej bym go odebrała. Ale go polubiłam i, co
najważniejsze, przywiązałam się do niego.
Oba seriale zaczęłam oglądać żeby osłuchać się z hiszpańskim, którego się uczę, więc z początku nie miałam zbyt wielkich oczekiwań i niedociągnięcia aż tak bardzo mnie nie raziły. Ale mam podobne odczucia. Co prawda, Statek był serialem, który oglądałam przed Internatem (Internat zaczęłam oglądać w przerwie między sezonami EB) ale widać mnóstwo analogii. To co najbardziej razi to właśnie to, że zawsze wszyscy uchodzą cało... Kolejna analogia - nieśmiertelny (do czasu) Fermin i w EB Ulisses, który nie wiem jakim cudem, przeżył trzy strzały. W Internacie wszystko się wyjaśniło, chociaż ostatni sezon był dla mnie tak naciągany i nudny, że oglądałam bo szkoda było mi to zostawić. W El Barco mimo wszystko bardziej przemawiały do mnie postacie, chociaż wiele razy mdły do przesady, to ten serial jakoś do mnie przemawiał. Ale zakończenie to jedna wielka porażka, bo kompletnie nic się nie wyjaśniło, a antidotum dla pracowników projektu Alejandria zupełnie mnie nie przekonuje...
Mam pewne pytanie odnośnie nauki hiszpańskiego i oglądania seriali w celu osłuchania się, jeśli możesz, to przyjmij zaproszenie do znajomych, napiszę na priv, bo nie chcę tutaj robić spamu.
Internat jest dużo lepszy, chociaż przynajmniej dla mnie Valeria jest jedną z najlepszych postaci w Internacie i milion razy wolę ją niż Paulę i Evelin, które mnie strasznie irytowały swoją głupotą, bezmyślnością i tym, że aby ciągle wszystko pogarszały. Były z nimi śmieszne sceny, ale przynajmniej mnie raziło to, jakimi tępymi i pustymi są dziećmi. A Valeria zachowywała się dziecko, normalne dziecko, była słodka i urocza. Internat ma dużo bardziej mroczny klimat i ciekawsze wątki. W El Barco bardzo lubili rozciągać nudne wątki (Julian i Salome), w Internacie też to było, ale nie w takim stopniu. Jeszcze wydaje mi się, że jest analogia pomiędzy postaciami Julii z El Barco i Lucii z El Internado. Obie pracują dla złych, nie mówią prawdy i niby się zmieniają (chociaż Julia dla mnie była najgorsza ze wszystkich, przez tą jej niby przemianę Gamboa wydawał się łagodny jak owieczka).