Po na prawdę świeżym i niezłym pierwszym sezonie spodziewałem się czegoś bardziej konkretnego. Wiedziałem że może być trudniej pchnąć fabułę dalej, bo to trudniejsze zadanie zainteresować widza po tak oryginalnym pomyśle na serial grozy, ale baza pomysłów była przeogromna.
Sezon drugi Stranger Things ma kilka rzeczy które powodują, że w pewnym monecie zacząłem się nudzić i stwierdziłem co to ma być ?
Pierwszy błąd to wsadzanie do całej historii tego oswojonego Demogorgona, którego pozbycie się finalnie i tak by wiele nie zmieniło, bo były inne.
Producenci serialu poświęcili jeden cały odcinek by wyjaśnić przeszłość Jedenastki w sposób cholernie przeciętny. Dziewczyna w ciągu odcinka odwiedziła matkę, pojechała autobusem do wielkiego miasta, poznała drugą rodzinę, a potem wróciła i zdarzyła jeszcze posprzątać w miasteczku. Generalnie w tym sezonie jest kilka spinaczy fabuły które są wsadzone na silę. Cała historia Jedenastki to temat na jeden sezon a nie odcinek.
Najgorszy z możliwych błędów to jednak budowanie serialu na łupieżcy umysłu, który swoją drogą w początkowej fazie sezonu był mega intrygującą zagadką, ale który później a właściwie od przejęcia "władzy" nad Willem nie pokazał niczego. Straszył tylko wyglądem i rozmiarem. Można było cały sezon skierować w zupełnie innym kierunku, tzn na walce ze strachem, na jakiś mocach Willa które sprowadzałyby się do przejmowania kontroli nad innymi, bądź ich emocjami, cokolwiek. A tak chłopak tylko siedział pół sezonu i mówił że nie lubi gdy jest ciepło.
Ostatnia sprawa to wątek Nancy i Jonathana. Skąd oni wytrzasnęli tego detektywa ? Chyba mi coś umknęło bo wydaje mi się że wziął się z znikąd. Bo od tak wymyślili że dla Rudej wysadzą laboratorium i znalazł się ten gość lubiący wódke.
Mam nadzieje że trzeci sezon będzie lepszy.