Ja się popłakałam podczas całego serialu tylko raz: kiedy żadna dziewczyna nie chciała zatańczyć z Dustinem na balu :(
Ja też. Najsmutniejsza scena. I jeszcze na tej, w której Eleven zamyka bramę i krzycząc unosi się nad ziemią.
Coś w tym było mocno .. strange.
Za to najzabawniejsza była dla mnie scena, w której pokazali fryzurę Dustina jak siedział w aucie Steve'a. :D
Przynajmniej zatańczył potem z najfajniejszą dziewczyną na sali, czyli Nancy :) Mnie najbardziej zasmuciła śmierć poczciwego Benny'ego Hammonda, który zaopiekował się Eleven po jej ucieczce z laboratorium i starał się z nią nawiązać kontakt. Denerwuje mnie fakt, że wszyscy dookoła opłakują Barb, a nikt nawet nie uroni jednej łzy za Benny'm...