Pierwsze siedem odcinków fenomenalne, świetny wątek z Vecną, fajne rozwinięcie większości postaci, kilka ciekawych charyzmatycznych nowych w obsadzie, wszystko super.
Ósmy odcinek świetnie kończy wątek Eleven z Brennerem i robi ogromne napięcie i dużo miejsca dla finałowego odcinka. I co dostajemy w finale tego sezonu?
Odcinek tak naprawdę trwać mógł na spokojnie półtorej godzinie zamiast dwóch i pół. Jest pełno scen przeciagnietych, większość wątków jest aż komiczna. Hopper pokonując Demogorgona mieczem to jeden z większych kiczów jakie widziałem, tak samo przemowa Mike'a do Eleven która powoduje że dziewczyna pokonuje podobno najpotęzniejsza postać w całym uniwersum. W sumie to jedyne co Mike robi przez te dwie godziny. Vecna w tym odcinku to też niezła parodia, kreowany na tak sprytna i potężna postać chłop tutaj jest tak niezdarny i bezużyteczny że był naprawdę blisko bym dał mu order najbardziej usseles postaci w tym odcinku. Ale jest też wątek Robin, Steve'a i Nancy. Przez godzinę dusza ich pnącza po czym rzucają w bezbronnego Vecne dwoma mołotowami co i tak go nie zabija. Gratulacje świetnie wam poszło. Wątek Eddiego i Dustina akurat bez zarzutów. Spodziewałem się śmierci tego pierwszego i została nakręcona i napisana bardzo dobrze i można było się wzruszyć. Zastrzeżenie mam jednak do tego że znowu widać że twórcy nie mają odwagi by zabić postać z głównej obsady.
Lucas wypadł naprawdę dobrze, szkoda że twórcy nie wiedzieli co zrobić z Jasonem więc po tym jak dostał manto to został przecięty na pół. Max naprawdę mogła już po prostu umrzeć co przynajmniej wzbudziloby w nas i w bohaterach większe poczucie zagrożenia i szoku, chyba że zrobią z nią jezcze coś ciekawego w przyszłym sezonie. Także zawiodłem się tym bardziej że ten sezon mógł być najlepszym sezonem Stranger Things niestety finał zdecydowanie temu zaprzeczył.