Zachęcony entuzjastycznymi recenzjami z małym poślizgiem, mając do dyspozycji wolne wieczory zabrałem się za to "arcydzieło" serialografiii popularnej. Już w pierwszym odcinku (który jak się okazało był najlepszy ze wszystkich) łapałem się na myślach z serii "no dobra, zaraz się pewnie rozkręci". A to nie jest dobry prognosty bo (spojler!) no niestety się nie rozkręciło. Wiem że pewnie mało kogo obchodzi co mam do napisania w tym temacie ale po raz kolejny czuję się tak bardzo wstrząśnięty ludzkim bezguściem i zachwytem nad przeciętnością że mając te 5 min w pracy muszę się uzewnętrznić.
Fabuła. Jest kompletnie żadna. Motywacja głównego bohatera jest niejasna i słabo nakreślona. Poza ogólnie zarysowaną ambicją która pcha naszego Angola gdzieś, nie wiadomo gdzie, po to by robić rzeczy oraz niechęcią do "katolików" nie ma tam zbyt wiele do powiedzenia. To jest wielki minus bo ciąży na całości bardzo mocno. Drugim bohaterem jest nasz Szogun nie Szogun. Tutaj jest nieco lepiej. Motor napędowy Toranagi jest dość dobrze określony i wiemy do czego ten człowiek zmierza...ale..no właśnie, ale. Ale materiału tutaj starczyło by góra na 4 może 5 odcinków. Niestety odcinków jest 10 i każdy trwa niemal godzinę. To oznacza że ponad połowa serialu to pusty przebieg, przeciągnięte sceny wpatrywania się w deszcz albo gadania niestety w większości o d...e marynie. Główny antagonista Ishido jest wredny bo jest wredny. Nikt nie wie po co mu władza, po prostu zakładamy że chce władzy dla władzy i nie lubi Toranagi więc robi mu pod górkę. To w zasadzie kres jego motywacji. Tak że fabuła w tym serialu ma ręce i nogi ale niestety kulawe i połamane. A przede wszystkim za krótkie. Serial jak już mówiłem ma treści na góra 5 odcinków. Niesamowite jest natomiast to że pomimo iż treści tu jak kot napłakał, miło że mamy niemal 9 godzin seansu to i tak w pewnych momentach serial skacze po wydarzeniach po łebkach i wieloma wydarzeniami nas po prostu zaskakuje. Mając 45 min odcinka zwrot akcji jest często zarysowany w jednej 20 sekundowej scenie i 2 zdaniach. A potem wracamy do gapienia się na deszcz. Mnie to na tyle zaczynało nudzić że od 4 odcinka zacząłem przewijać po 10-20 s. Nic nie straciłem. Fabularny średniak, nic niezwykłego. 5/10
Realizacja. Czytam także jakiż to wspaniały realizacyjny serial. Jakie cudowne scenografie, a jakie zdjęcia no cudo. Mam wrażenie że oglądałem coś innego. Przez te 10 odcinków odwiedzamy głownie 3 lokalizacje. 1 miejsce to wioska gdzieś na uboczu, mamy także Osakę oraz czasem jakiś plener. Niby spoko. Ale! Osaka to w 98% pusty pokój bez wystroju. Z resztą ta wioska której nazwy nie pomnę to także w większości pusty pokój tylko że mniejszy. Czasem z widoczkiem na ogródek w którym są ustawione 3 kamienie. I może to i poprawne historycznie ale kurczę, zrobienia pustego pokoju ze ścianami z papieru nie jest jakimś wielkim wyczynem scenograficznym. Zostaje nam 5% innych lokalizacji które nie są pustymi pokojami i tu zaczyna się dramat. Za każdym razem gdy pojawia się plener, za każdym razem gdy są tam wstawki CGI wygląda to DRAMATYCZNIE! Miasto jest sztuczne do przesady. Najbardziej oczy bolały kiedy był najazd z góry na obóz Toranagi kiedy ten miał dać odpowiedź do rady Regencyjnej. Powiem szczerze, takiego kiczu nie widziałem od dawna. Lepsze scenki miewały gry z serii Total War. Jeden wielki realizacyjny kicz. Jedyna scena która w całym serialu zrobiła na mnie wrażenie to scena ostrzelania artylerią posłów. To z resztą była pierwsza i zarazem ostatnia scena batalistyczna. Więcej się nie spodziewajcie. Osobna krytyka należy się zdjęciom jako takim. By ukryć niedostatki scenograficzne i kiepskie CGI większość scen poza pustymi pokojami odbywa się w nocy. Jest ciemno i g... widać. A kiedy jest dzień kolory są wyprane, pozbawione jakiejkolwiek intensywności, do tego wszechobecne rozmycie. By czasem się nie skapnąć że to wszystko to tanizna i byle jakość. Wygląda to nieciekawie. Jedyne co zasługuje na jakieś uznanie to kostiumy. Szlafroki wyszły bardzo dobrze, podobnie zbroje. Reszta to totalne dno. Nie wiem czy realizacyjnie nasz Wiedźmin sprzed 20 lat nie wypada lepiej.
Punkt 3. Aktorstwo. No tutaj mamy 3 gwiazdy. Toranaga, brodaty kuzyn Yabushide i ten stary samuraj kolega Toranagi. Tak, to są jasne gwiazdy w obsadzie. Pochwalić mogę także najstarszą kurtyzanę jednak Ona ma na tyle mało czasu ekranowego że nie ma o czym gadać. Natomiast cała reszta to takie drewno że to aż dziwne że mi się komputer nie zapalił. Najgorsza jest Mariko. Kompletnie nietrafiona obsada, poza tym że ma ładną twarz to na tej twarzy nie dzieje się nic. A przecież Szogun to historia romansu między kulturami. A tu nic, zero, kompletna pustka.
Kultura Japonii. W tym aspekcie mogę powiedzieć tylko tyle że jest tu całkiem nieźle zaznaczony kodeks moralny ludzi w tamtym okresie. Czy zgodny z prawda historyczną , tego nie wiem, nie jestem specem od kultury Japońskiej. Ale jeżeli to prawda to muszę powiedzieć że po tych 10 odcinkach doceniam. Doceniam ukazanie odmiennego podejścia do ludzkiego życia, do roli jednostki w społeczeństwie któremu bliżej do mrówek niż do ludzi z zachodniej kultury.
Reasumując. Serial do obejrzenia ale z przewijaniem i do zapomnienia. Niestety w 10 odcinku okazuje się że szykuje nam się tasiemiec na 10 sezonów.