To idealny przykład jak w życiu nie postępować, większość osób w serialu zdradza, bierze
narkotyki, kłamie, wykorzystuje. nie jest to serial łatwy, a na pewno nie jest pozytywny, chociaż na
początku pierwszego sezonu można się zauroczyć tym serialem, to później zaczyna coraz bardziej
drażnić. Kolejna zdrada, kolejne kłamstwo, a nawet kazirodztwo, nadopiekuńcza matka.
Najbardziej zadziwia finał serialu. Zwykle finał jest robiony z pompą, coś niezwykłego, a tu
otrzymujemy zwykły odcinek.
Realistyczna zapowiedź tego, że umrzesz - może jutro - to chyba niezła "pompa".
pompa?? myślałam, że to naturalny stan świadomości i raczej nikogo to nie zaskakuje; to potrzebowałeś(aś) finału serialu, żeby zdać sobie sprawę, że umrzesz - może jutro??
chodzi mi o to że finał serialu powinien być inny niż zwykłe odcinki. oglądałem różne seriale i finał był jednym wielkim zakończeniem, jakoś mogli się bardziej postarać,a mamy tylko 6 minut finału. Zadziwia tyl;ko dlatego że nie ma w nim nic ekscytującego.
wiesz co, nie wiem jak to możliwe, ale mam dokładnie takie samo zdanie zarówno na temat serialu, jak i na temat zakończenia. Wielu ludzi pisze, że mega końcówka, zmieniająca życie. Owszem serial tworzy jedną spójną całość, a ostatnie 6 minut stanowi kropkę nad "i"; ale dla mnie finał również nie był nadzwyczajny, może też dlatego, że przez cały serial nie zżyłam się z żadnym z bohaterów, wręcz przeciwnie, każdy mnie irytował i drażnił (może tylko poza Brenda po jej "przemianie")
P.S. mój post wyżej odnosił się do postu frojda ;)
jeśli sam "końcówka" miałaby odciskać takie piętno o jakim wspominasz na podstawie odczuć innych (choć myślę, ze źle rozumiesz ich wypowiedzi) to równie dobrze można odpuścić sobie wszystkie sezony i obejrzeć te rzeczone 6 minut.
Tylko "niestety" ten serial to genialna całość i wszystko, co serwuje przez te sezony wraz z ważkim elementem "zżycia" którego nie doświadczyłeś/aś niestety - powoduje, że w zakończeniu brakuje Ci inszych fajerwerków. Pewnie tu tkwi szkopuł.
Może nie ten klimat po prostu, każdy ma inne gusta. Jeden będzie płakał na "Dexterze" :) jeszcze inny czytając kwestię elementarza "Ala ma kota, kot ma Alę".
Odbiór jest różny i składa się na to masa czynników - również to, co każdy w życiu przeszedł.
dla mnie ten serial jest jak wyżej napisałem pokazaniem jak w życiu nie powinno się zachowywać. Kłamstwa, zdrady, narkotyki, seks z kim popadnie, aborcja, alkohol, kazirodztwo, brak przejęcia się drugą osobą, przyzwolenia na wyżej wymienione, to wszystko autorzy nam pokazali, jak w życiu nie postępować.
To nie jest serial edukacyjny wbrew temu, co piszesz. Niczego nie pokazują, co należy, a czego nie. Pokazali po prostu - życie.
Siła tego serialu tkwi między innymi właśnie w tym, ze... postaci drażnią. Mało tego - drażnią zamiennie i nie w sposób stały - to się zmienia na przestrzeni sezonów. W jednym mamy ochotę zabić Nataniela, a żałujemy B., w kolejnym odwrotnie i tak z wieloma postaciami. To jest prawdziwa siła i umiejętność budowania niejednowymiarowych postaci - tak jak w życiu. Nikt przez lat 30-40 nie jest "constans".
nie no, historia serialu rozgrywała się na przestrzeni 5 lat. Bez przesady, żeby taka grupa ludzi, w takim przedziale czasowym, miała tyle wahań emocjonalnych, chociaż jak by z drugiej strony na to spojrzeć, to w zasadzie oni non stop jarali, kłamali, zdradzali, uprawiali sex z kim popadnie, ranili innych, narzekali itp. to jest stałe przez wszystkie sezony i moim zdaniem wcale nie świadczy o głębi czy niejednowymiarowości postaci. Jeśli wiesz co mam na myśli?
To są tylko moje uwagi i wątpliwości. Oczywiście nie chcę nikogo przekonywać, że serial nie jest genialny, bo tak jak napisałeś (aś) wszystko zależy o odbioru i o gustach, wiadomo się nie dyskutuje. Być może sama staram się zrozumieć fenomen serialu i ustalić ewentualną niewłaściwość mojego postrzegania i rozumowania :)
Oj, nie sprowadzaj mojej wypowiedzi do poziomu złożoności budowy muszli klozetowej :)
Świadomość oparta na wiedzy, która do tej pory nas nie dotknęła to nie to samo. To tak jak z gwałtem - wiesz, że jest zły, niefajny, nieprawdaż? Ale jak Cię zgwałcą to głowę i duszę wypełniają "nieco" silniejsze odczucia niż te podpowiadane świadomością opartą na telewizyjnych newsach. Wtedy nie powiesz li tylko - to jest złe :)
Teraz rozumiesz?
hm...idąc Twoim tokiem rozumowania, z przykrością muszę stwierdzić, że ten serial mnie nie zgwałcił (emocjonalnie oczywiście) ;)
W zasadzie się z Tobą zgadzam. Mnie właśnie pierwszy sezon zauroczył, klimatem, skomplikowanymi postaciami, ich wzajemnymi relacjami itp. Natomiast z każdym kolejnym odcinkiem (niestety niezmiennie) wszystkie postacie mnie drażniły i irytowały. Nie "kibicowałam" nikomu, nie rozumiałam ich motywów - tzn. w tym sensie, że moim zdaniem wszyscy non stop sami tworzyli swoje problemy, a potem narzekali na ciężki los i ciężkie życie, które de facto wcale nie było takie ciężkie. Mój odbiór wynika zapewne z mojego charakteru i dlatego takie trwałe postępowanie bohaterów było dla mnie nie do zniesienia i męczyłam się oglądając serial (ale chciałam dobrnąć do końca aby wyrobić sobie własne zdanie).
Tak jak napisał Maniek kolejna zdrada, kolejne kłamstwo, a nawet kazirodztwo, nadopiekuńcza matka, kolejny problem, który de facto nie jest problemem, wszyscy puszczają się ze wszystkimi...jak bym oglądała modę na sukces tylko ze świetnym aktorstwem (bo to serialowi jako całości trzeba oddać).
Generalnie mam wrażenie, że po drodze serial zgubił przekaz, który niósł na początku i który mnie właśnie zauroczył, skupiając się na rozwiązłym życiu swoich bohaterów.
Co do Dexa :) to pomijając poziom ostatnich sezonów i poziom finału, to SPOJLER!!! śmierć Deb wywołała u mnie łezkę w oku, ale to własnie dlatego, że tą postacią, było nie było przez te 8 sezonów się zżyłam (choć czasem była mega irytująca). Nawiasem pisząc, sama końcówka chyba była najlepszą z możłiwych.
"Generalnie mam wrażenie, że po drodze serial zgubił przekaz, który niósł na początku i który mnie właśnie zauroczył, skupiając się na rozwiązłym życiu swoich bohaterów."
aj... wybacz, ale tu to już pojechałaś :) jakiż Ty przekaz droga Filmwebowiczko :) widziałaś w pierwszym sezonie???? bo to mnie ciekawi.... moim zdaniem przekazu doszukiwać się można po scenie finałowej... i swój odbiór przekazu wyraziście opisałem w swoim obszernym poście zaraz po obejrzeniu sceny finałowej... i taki zdaniem moim jest właśnie przekaz - marność na końcu drogi życia wiodącej po ziemskich ścieżkach... i wszyscy niemal bohaterowie są tego dowodem
A to, że "nikomu nie kibicowałaś" znów moim zdaniem świadczy o sile serialu... gdyż zwróciłem na to uwagę również w swoim odbiorze... pierwszy serial, który nie obdarzył mnie żadną jednoznaczną postacią, po której wiedziałem czego mogę się spodziewać. I tu jest ta złożoność postaci, brak szablonu jednego i slusznego. To wszystko jest płynne, ciekawe, jak i życie... przynajmniej tak nam się wydaje bo później i tak umkieramy :) bez względu na to jak żylismy, co osiągnęliśmy i ile krwi ludziom napsuliśmy lub ile dobra uczynilismy. Ta sama nagroda. I taki w mojej opinii jest przekaz.
Nie zauważyłem żadnego natomiast w początkowych fazach :)
aha.... i dzięki, że oświeciłaś mnie w kwestii zejścia Deb.
NIE WIEDZIAŁEM !!!!!!!!!! DO JASNEJ CIASNEJ..... :):):):)
serio... trochę mnie dźgnęłaś teraz kosą.... i nie dało się tego nie przeczytać!!! :)
O Matko przepraszam!!!!!!! jak napisałeś o Dexie to wydawało mi się, że już jesteś po seansie!!!!serio przepraszam, nie chciałam (choć ponoć ten fakt wyciekł do sieci dawno temu, ale ja o tym nie wiedziałam).
Właśnie ja na początku sezonu miałam takie przemyślenia jak Ty na końcu, co do marności życia, tego że co dzień umiera ktoś bliski, w różnym wieku, w różnych zupełnie nieoczekiwanych okolicznościach, do tego próba zmierzenia się ze stratą, to wszystko było w klientach domu pogrzebowego. DO tego dochodziły relacje rodzinne, które jeszcze na tym etapie serialu były uniwersalne, po śmierci ojca coś jakby pękło i wszyscy musieli odnaleźć się w nowej sytuacji, poznać się na wzajem i na nowo. To wszystko dla mnie było siłą pierwszego sezonu.
Później natomiast serial za bardzo skupił się na życiu zupełnie doczesnym jego bohaterów, którzy ciągle kłamali, zdradzali, uprawiali sex z każdym i z kim popadnie, do tego mieli problemy narkotykowe, alkoholowe lub psychologiczne - dla mnie to była stała serialu i w żaden sposób nie świadczyła o złożoności i głębi postaci, zwłaszcza że motywy jakimi się kierowali dla mnie były irracjonalne. To trochę jak z G. Martinem, który w swojej sadze nie potrafi przeprowadzić zwrotu akcji inaczej niż poprzez śmierć jednego z bohaterów, za każdym kolejnym razem staje się tu już nie zaskakujące ale nużące.
A z tym kibicowaniem to chodziło mi o aspekt zżycia, nie uważam za sukces serialu sytuacji, w której każda postaci w sposób ciągły i niezmienny irytuje i drażni widza - tzn. mnie :). Jedynie Brenda i jej "przemiana" a przede wszystkim chęć poprawy była pozytywem. Nie to, że jestem taka bystra, ale oglądając serial, z góry można było przewidzieć postępowanie bohaterów, bo niczym nie zaskakiwali. Dave z Keithem ciągle mieli problemy, ciągle schizował z różnych powodów, ale i tak wiadomo było że będą razem. Nate'a skwitowała Brenda, a biło to od niego na kilometr, piepszył wszystko dzięki czemu mógł się czuć lepszy, o matce już nie wspomnę, która wiadomo zawsze miała z czymś problem, a sama nie wiedziała z czym - to w skrócie są dla mnie 2-5 sezon.
Ja oczywiście nie chcę nikogo przekonywać, że serial nie jest tak genialny jak go malują, każdy ma swoje zdanie. Być może sama staram się zrozumieć to czego być może nie zrozumiałam, choć wydaje mi się, że zrozumiałam dobrze :)