No zręczne, intrygujące, dobrze filmowane, ale to co np. w CMBYN było piękne i subtelne - tajemnica odkrywania własnej, nie do końca uświadomionej orientacji, seksualności, uczuciowego potencjału (nie darmo Oscar za świetną adaptację jeszcze piękniej to opisującej książki!), tu staje się nieco obsesyjne i nachalne, jakby Guadagnino chciał po tamtym sukcesie odreagować jakieś własne kompleksy i na siłę coś "dopowiedzieć", głośniej i dobitniej. Kwestie trudnej, poplątanej orientacji (ważny temat, zwłaszcza w brunatniejącej, obłudnej Polsce) i uczuciowych zawiłości, w połączeniu ze zwykłymi zaburzeniami kwalifikującymi się do poważnej terapii, wykraczają chyba poza prawdopodobieństwo i wprawiają (przynajmniej mnie) w poczcie irytacji. Może spodziewałem się czegoś nieco innego po prostu?
Jak patrzę i słucham kolegów mego syna, to mnie jakoś ten serial ani nie dziwi, ani nie oburza.
Miałem podobne odczucia, ale niestety jednak "tacy są", jak wynika z moich obserwacji, choć w serialu było to chyba bardziej wyostrzone. Najbardziej rzucił mi się w oczy - ogólnie mówiąc - brak rodziców lub ich niedostateczna obecność w życiu nastolatków, bo w obecnych czasach jesteśmy coraz bardziej zapracowani i zagonieni, a w dodatku chcielibyśmy dać naszym dzieciom to, czego nam kiedyś brakowało (w sensie materialnym). Takie przynajmniej są najczęstsze tłumaczenia rodziców, zapominając, że nic nie zastąpi czasu i uwagi poświęconej dzieciom...