Jestem w stanie naprawdę wiele znieść i przeboleć nawet "zakończenia" seriali, które dostają cancela i kończą się w połowie akcji. Ale to co zrobili z nastolatką to jakieś nieporozumienie.... Czwarty sezon z odcinka na odcinek był coraz gorszy, a Amy coraz bardziej irytująca, ale 5 sezon przeszedł sam siebie. Bohaterowie poczynając od Amy, kończąc na Benie są tak beznadziejnie wykreowani, ze człowiek ma ochotę wyłączyć komputer. Ben, który najpierw twierdzi ze przeszło mu z Amy, jest szczęśliwy, zakochany, a w międzyczasie dochodzi do wniosku, ze jednak Amy jest jego wielką miłością i będzie o nią walczył (szybko się zebrał). Amy ciągle narzekała jak to Ricky jej nie kocha, a jak zaczęła układać sobie życie to znowu zaczęła narzekać nie bardzo tylko wiem na co... Adrian, rozumiem że się zakochała i to ją zmieniło, ale ona jest całkowicie inną osobą jakby jej ktoś charakter zmienił i to całkowicie. O Grace nawet nie wspomnę bo ta postać jest jeszcze bardziej irytująca niż wszyscy inni, niezdecydowana, kręci się pomiędzy Jakiem a resztą i ciągle twierdzi, że kocha Jacka, a dzień później już go nie kocha bo kocha kogo innego. Ludzie, poważnie? To jest liceum czy przedszkole???? Jedyną postacią, która tam ewoluuje jest Ricky. Z rozkapryszonego lowelasa powoli staje się odpowiedzialnym ojcem. Zakochuje się w Amy mimo że jest ona całkowitym przeciwieństwem jego "dziewczyny" i zmienia się dla niej... Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, ze 4 sezony oglądaliśmy jak powoli rozkwita uczucie Ramy po to żeby w 5 sezonie zobaczyć jak Amy kaprysząc jak zawsze i narzekając, że chce mieć życie towarzyskie jak inne nastolatki, zaczyna wszystko rozwalać dając nadzieję Benowi, ze do niego wróci, mimo iż go nie kocha... A w finale odwołuje ślub, na który sama naciskała miesiacami, zostawia Ricky'ego, bo chce jechać do Nowego Jorku... Zostawia własnego syna, a jej rodzice na to wszystko przyklasnęli... Najlepsze i tak jest to, ze finał serialu przypominał bardziej odcinek specjalny dla przypomnienia wydarzeń po przerwie, a wszystko ciągnęło się jak flaki z olejem i na dobrą sprawę nic się nie zakończyło tak jak powinno. Kupa zmarnowanego czasu...