Co sądzicie o 2 odcinku?? jak dla mnie bomba :) Końcówka ciekawa. Czekam na kolejny odcinek.
No cóż, pojechano trochę po bandzie w tym odcinku... Było oczywistym, że Mount Weather nie jest takim rajem, jakby się to mogło wydawać, i że prawdopodobnie w jakiś sposób wykorzystują Ziemian, i dlatego ci się ich boją, ale tego co zobaczyłem to się nie spodziewałem, ale i mam z tym drobny problem, bo nie chodzi już o fakt wykorzystywania ich jako żywe worki z krwią, ale sposób tego robienia, toż to wyglądało strasznie... Co ciekawe oznaczać to może, że jednak mówiono im prawdę, bo ewidentnie jest z nimi coś nie tak, skoro wymagają transfuzji krwi od Ziemian by móc egzystować, a i Ziemianie są mocno zmutowani, boich krew zdaje się mieć niespotykane właściwości regeneracyjne. I zapewne też wykorzystana zostanie w procesie leczniczym Raven.
Najbardziej jednak rozwaliła mnie Abby, która to zorganizowała grupę poszukiwawczą złożoną z dzieci, a sama została w bezpiecznym obozie... Byłem przekonany, że zamierza z nimi iść na poszukiwania córki, jednak się przeliczyłem, bo najwidoczniej uznała, że jest zbyt cenna, a oni i tak nie mają żadnej wartości i można ich poświęcić.
Mi się wydaje, że to nie chodzi o egzystencję tylko leczenie, wszak krew była podawana osobom na oddziale medycznym, a nie wszystkim mieszkańców MW pokoleii. Prawdopodobnie przez to że żyją w sterylnych warunkach ich układ odpornościowy praktycznie nie istnieje. Na medycynie się nie znam, ale wątpie aby takie podawanie krwi od osobnika zupełnie innego gatunku wręcz spowodowało by turbo leczenie.. (vide poparzony facet ) Przecież krew musi być kompatybilna. Nawet nie wszyscy ludzie mogą się wymieniać a co mówić o gatunku który ewoluował zupełnie inaczej.
Samo trzymanie w niewoli groundersów nie trzyma się kupy.. Dlaczego ich nie zaciukać, a krew wstawić w jakieś naczynia. Tak raz jest to zagrożenie dla nich samych, dwa muszą też marnować na nich zasoby.
Scena odbicia Lincolna była wręcz żenująca w tym odcinku.. przecież to.. haha <sarkastyczny śmiech>
No tak, ale transfuzja przeprowadzona jest w niemalże każdych okolicznościach, patrz dziewczyna która została zaatakowana przez Clarke, zatem można założyć, że mówili prawdę na temat promieniowania - życia na zewnątrz -, z tym, że przyczyny tego mogą być inne. I owszem metody nie są uzasadnione, bo skoro wykorzystuje się pompy u osób leczonych to podobnie mogliby robić w przypadku dawców krwi... W kwestie techniczne się nie wgłębiam, bo nie ma to sensu, gdyż cała procedura u samych podstaw nie ma racji bytu.
"Samo trzymanie w niewoli groundersów nie trzyma się kupy.. Dlaczego ich nie zaciukać, a krew wstawić w jakieś naczynia. Tak raz jest to zagrożenie dla nich samych, dwa muszą też marnować na nich zasoby."
Bo żywi na dłużej wystarczają... Inna sprawa, że trzymają ich w okropnych warunkach, co raczej nie sprzyja utrzymywaniu ich przy życiu.
oj czepiacie się ;) serial od samego początku ma masę dziur logicznych, i to ogromnych - a jednak jest w nim coś, dzięki czemu jakoś wyjątkowo nie jest to bardzo irytujące ;)
Tak jak sezon pierwszy oceniłabym na 6/10, tak temu póki co daję 8/10. Pierwszy sezon był prostą, naiwną bajeczką, wykorzystującą dość drewniany, nieskomplikowany szablon. Tutaj natomiast jest o wiele ciekawiej. Przede wszystkim mamy kilka wątków które możemy śledzić ( w poprzednim sezonie były to jedynie wątki ziemia - kosmos), więcej ciekawych postaci i miejsc akcji a co za tym idzie bardziej złożoną, żwawszą fabułę. Do tego świetne intro.
Odcinek drugi póki co najlepszy z całej serii. Przewidywalny jedynie o tyle, o ile wiadomym było, że ludzie z Mont .... (wybaczcie nie pamiętam nazwy), skrywają jakiś sekret. Sama tajemnica okazała się oczywiście mało odkrywcza, patrząc pod względem kina s-f gdzie pomysł ten wałkowany był już nie raz, ale z drugiej strony idealnie pasuje do serialu i jest świetnym punktem zapalnym do rozwinięcia kolejnych wątków. Zapowiada się naprawdę dobry sezon. Mam tylko nadzieję, że twórcy nie spartolą fabuły tak jak zrobili to "mistrzowie" od tragicznego "Lost". Póki co serial zadowalający.
Ten sezon jak na razie bardzo mi się podoba, większośc wątków jest ok.
Świetny pomysł z halucynacjami Jahy, który świadomie wybiera śmierć, lecz podświadomie chce żyć i być dalej użytecznym dla swoich ludzi.
Dobry motyw z dylematami Clarke.
Kane jak zawsze na straży porządku.
Świetna scena końcowa :)
Na minus niestety dalej Octavia i Lincoln. Na wiele rzeczy przymykam oczy w tym serialu, kapuję pewną konwencję, która swobodnie podchodzi do realizmu, ale scena odbicia Lincolna przez Octavię wywołuje u mnie zażenowanie. Tak, z pewnością rannej panience spod podłogi by się coś takiego udało :D
Nie wiem, ale ten wątek jest dla mnie do wycięcia i obniża wartość całego serialu.
Co do ostatniego - zgadzam się w 100 %. Szczerze to trochę z zażenowaniem patrzyłam jak dziewczę tłucze wielkiego groundera kamieniem i te dalsze akcje Octavii. Rozumiem, że chcieli pokazać ją jako baddasa, ale niestety nie wyszło im to naturalnie :P
To było strasznie żałosne, przecież ten facet jest większy od niej, silniejszy i zaprawiony w bojach - powinien ją powalić na ziemię w chwilę po przebudzeniu. Przecież to jest szczupła dziewczyna, która spędziła cale swoje życie w jednym pokoju i to na stacji kosmicznej, która raczej nie będzie miała nawet tyle mięsa na kościach, żeby być przeciwnikiem dla dorosłego mężczyzny.
Nudny i głupi wątek wypadający blado na tle reszty.
Jeszcze zapomniałam wspomnieć, że podoba mi się czołówka :)
Wytłumaczyłem to sobie w ten sposób że grounder jako dobry kumpel Lincolna pozwolił Octavii na te akcje - jak było widać nie próbował nawet walczyć.
Przemkło mi to też przez myśl :) Tylko że on był cały czas taki sam, taki zły na Octavię, że zwątpiłam, że udaje :D
był zły bo przez nią stracił przyjaciela tzn. mają go zabić, jego wioska się podzieliła i chce śmierci dla jego najlepszego kumpla.... mało tego on też ryzykuje i musi pomagać "jakiejś dziewczynie z gwiazd"... wszystko przez nią i jej ludzi, którzy najechali ich ziemie...są kolejnym zagrożeniem, jak by im było mało żniwiarzy i tych cukierkowych potworów z Mount coś tam... i w ogóle był na nią zły bo ma za dużo testosteronu ;) hahahahahahaha
ale potem wyraźnie widać, że jej pomagał i chciał też uratować Lincolna... wydaje mi się, że jest taki moment, kiedy ona się go wypytuje o Lincolna i mówi, że muszą go ratować a on się jej przygląda, czy mówi prawdę... i jest takie jedno jego spojrzenie po którym się odwraca i udaje niby dalej zezłoszczonego na nią...a ona go w tym momencie pac kamieniem ;)
tak samo było przy spotkaniu pod jego wioską, wyraźnie z nią współpracował i robił to co ona chciała, a przy wymianie z Lincolnem wyraźnie i wymownie na siebie spojrzeli i się uśmiechnął do Lincolna
ee, równie dobrze mogło mu chodzić o to, że traktowali się jak bracia, więc to akurat żaden dowód
Hm, może mi się tak tylko wydaje i mnie myli warstwa brudu, ale czy oni czasem nie są innego koloru skóry? :D
Lincoln jest na tyle jasny, że jedno z rodziców mogło być białe ;) Co oczywiście nie zmienia faktu, że moim zdaniem to była luźno rzucona uwaga, a nie przyznanie się do rodzinnych koligacji ;)
A mnie Kane zirytował - kolejny serial, w którym zły bohater pod koniec sezonu staje się dobry tylko po to, żeby w kolejnym sezonie cofnąć się w rozwoju i znowu być złym. Żenada, nie znoszę aż takiego traktowania widza jak idioty
Ależ chwilunia, w którym to momencie stał się zły? W tym, w którym zdecydował się, że nie będzie narażał na nowo swoich ludzi, którzy mieli to szczęście, że akurat ich arka nie wybuchła? Czy jego zło okazało się tym, że zamiast rzucać się do walki na nieznanym terenie z nieznanym wrogiem, którego sił i możliwości nie zna najpierw zajął się ochroną obozu w którym - uwaga uwaga - głównymi mieszkańcami są cywile? Owszem, mógł wszystko zostawić i ruszyć na pomoc dzieciakom, którzy są... nie wiadomo gdzie, zostawić obozowisko na pastwę losu i modlić się, że wróg nie przyjdzie akurat tam.
Musimy pamiętać, że Abby i inni rodzice mają swoje priorytety - całkowicie zrozumiałe. Ale Kane ma inne priorytety - on się musi zatroszczyć o WSZYSTKICH, nie tylko o swoje potomstwo.
A może chodzi o moment, kiedy utemperował Bellamy, który problemy w grupie rozwiązywał przemocą?
Sorry, ale nie poczułam się idiotką, jak zobaczyłam, tego Kane'a, wręcz przeciwnie, cieszę się, że Kane zachował ten swój bezwzględny rozsądek lidera. Jest przez to niejednoznaczna postacią, a nie nagle nawróconym neofitą. :)
Dzieciaki powinny być priorytetem. To tak jak z żołnierzami czy zakładnikami - dostali się do niewoli, więc przede wszystkim organizuje się grupę, która ma ich odbić. Poza tym wszyscy dorośli nie muszą się zajmować zabezpieczaniem obozu, spokojnie można wyznaczyć grupę, która od razu zajmie się poszukiwaniami.
Zachowanie wobec Bellamy'ego też paskudne - pewnie, że chłopak swoje za uszami ma, ale to między innymi dzięki niemu wszystkie wysłane na Ziemię dzieciaki nadal żyją. A ten zamiast choćby zapytać, o co chodzi (albo posłuchać, bo przecież Finn od razu mówił, co tamten-jak-mu-tam-zdrajca zrobił).
Tymczasem Kane wyraźnie urządza pokazówki, żeby pokazać: ja tu dowodzę i sooorry, ale zdanie reszty nie ma żadnego znaczenia
Wreszcie obejrzałam. I mogę stwierdzić, że jeśli tak dalej będzie to sezon drugi bije pierwszy na głowę. :D
Oczywistym było, że te Mount Weather nie jest rajem i coś jest nie tak. Fajna końcówka.
Hmm... szkoda mi Raven. Bardzo. Mam nadzieję, że akurat z nią wszystko będzie ok.
Szczerze to nudził mnie wątek Jahy i oglądałam jednym okiem.
Ta cała akcja Octavii była taka sztuczna... Patrzyłam na to z zażenowaniem wręcz :P
No i... wciąż czekam na Bellarke reunion :P
Mnie najbardziej irytuję to jak walczą ziemianie. Z tą swoją średniowieczną bronią są dosłownie niepokonani jak Rambo. Każdy rzut z dzidy albo tomahawka z kilkuset metrów trafia prosto w głowę. Ludzie z arki wysłali ośmiu wyszkolonych żołnierzy z najnowszą bronią, a Ci ich załatwili dzidami. Przegięcie.
Oczywiście "górnicy" nie mają takich problemów z ziemianami. Wychodzą sobie z bazy, robią zwiady, budzą lęk wśród ziemian, łapią ich i wszystko jest fajnie. Tak samo żniwiarze z maczetami budzą lęk i spokojnie sobie egzystują.
Tylko ci ludzie z arki zaraz po wylądowaniu zostali znienawidzeni i poza kilkoma głównymi bohaterami padają jak muchy.
Ludzie z arki w ogóle są nie potrzebni i może dlatego padają jak muchy, na koniec pewnie zostanie tylko kilka osob z dorosłych i reszta to będzie młodzież, bo oni są moim zdaniem nie potrzebni
Z tego odcinka chyba jasno wynika , że żniwiarze to ludzie z mount weather , przynajmniej jak dla mnie ( przecież w pierwszym sezonie była mowa że to ludzie z gór , jedyne to co nie zgadza się w tej teorii to scena z s01 gdzie reapersi siedzą w jaskini i potem atakują Lincolna itp ) Ciekawy wątek z Jaha , wylądował na pustynii gdzie kiedys był Nowy Jork ( w czołówce jest statua w piachu ) ?
taak, prymitywni, zdziczali Żniwiarze, to z pewnością pławiący się w namiastkach luksusu mieszkańcy Mount Weather... I kij z tym, że ludzie z Góry (nie gór, to zupełnie inna społeczność) nie mogą wyjść na słońce bez kombinezonów ochronnych...
Też jestem bardzo ciekawa, jakim cudem wpadłeś/aś na tę genialną teorię
cóż wreszcie obejrzałam i jestem całkowicie w 100% zadowolona, zaskoczona i czekam w napięciu na kolejny odcinek :D
1. Odcinek genialny, lepszy od poprzedniego
2. Motyw z dzieckiem i Jaha - rewelacja, zaskoczyło mnie to troszkę, zwłaszcza, że naczytałam się wcześniejszych komentarzy tutaj i byłam gotowa na kolejny "banał" a tu takie zaskoczenie, jak wyciągnął gałganek z kombinezonu zamiast dziecka :D
3. Odbicie Lincolna??? Wydaje mi się, że ten uzdrowiciel chciał jej pomóc uratować lincolna, dla tego się zgodził na bycie zakładnikiem i całą tą szopkę. Jak dla mnie było to oczywiste i widoczne, wręcz brakowało mi tylko sceny, w której po wszystkim sobie pogratulują...a i to spojrzenie wymowne w czasie wymiany pomiędzy lincolnem a uzdrowicielem... takie porozumiewawcze... Wg mnie to było zaplanowane a nie żenujące ;)
4. Motyw cukierkowego życia w mount coś tam...? wiadomo było, że coś z nimi jest nie tak, ale żeby aż tak? byłam zaskoczona i zadowolona, że serial tak fajnie się rozwija :D do tej pory myślę nad tym, jak nasza bohaterka poradzi sobie z nieprzychylnością swoich ludzi (w sumie z buntem i zdradą dla wygody własnej d..), mrocznymi cukierkowymi dziwolągami i uratowaniem przetrzymywanych Ziemian?
a co do transfuzji krwi to fakt - musi być zgodność pomiędzy dawcą a biorcą i to tyle logiki ;) a cała reszta to samo s-f, więc nie macie się o co spierać i szukać logiki w fikcji (jak sama nazwa wskazuje to jest gatunek s-f) ;)