tak mi nuta się w głowie zasiedziała, że nie jestem w stanie nic o odcinku napisac, póki jej nie skatuję do znudzenia :D
może dlatego, że ten odcinek niewiele posunął akcję do przodu, przez większość czasu skupiał się na wygrzebywaniu ocalałych, a piosenka faktycznie nieźle dobrana :-)
Może nie posunął zbytnio akcji do przodu, ale muszę przyznać, że wyśmienicie pokazał przemianę bohaterów. Zwłaszcza Clarke, Jaspera, no i oczywiście Ziemian. Nawet Indra trochę się zmieniła.
Mam tylko nadzieję, że Jasper nie zmieni się w drugiego Finna, tego by już było za wiele. Clark zaczyna kierować się dewizą po trupach do celu. Szkoda, że po drodze zgubiła gdzieś sumienie i zabijanie przychodzi jej z taką łatwością. Fajnie został pokazany podział społeczeństwa w Mount Weather, nie wszyscy okazali się zdegenerowanymi psychopatami bez oporu eksperymentującymi na ludziach lub popierającymi takie działania. Indry i Octavii jak nie trawiłam wcześniej, tak niestety nadal się do nich nie przekonałam.
Na razie bardziej przemawia do mnie Indra, niż Octavia. Wyraźna w pierwszym sezonie bohaterka, w drugim stała się tylko jedną z wielu Ziemianek. Od kilku odcinków zaczynam mieć wrażenie, jakby chodziła naćpana. To chyba wina jej charakteryzacji. Drugiego Finna bym nie zniósł i ciekaw jestem, jak rozwiążą kwestię z tymi dobrymi z MW. O ile mnie pamięć nie myli Clarke mówiła coś o zabijaniu ludzi z MW. Mam nadzieję, że ich nie zabiją, tylko zrobią im przeszczep. Trochę głupia jest postawa nowego Presidenta. Gdyby dogadali się z Arką mieliby wystarczająco ludzi, żeby zaszczepić wszystkich swoich i nikt nie musiałby umierać, a tak mamy wojnę.
W sumie nie zaciekawiło mnie nic w tym odcinku. Jedyne na co zwróciłam uwagę, to coraz bardziej widoczna niekonsekwencja w kierowaniu postacią Clarke.
Dobra była gadka Kane'a - i można by ją było zastosować do Clarke, gdyby przez półtora sezonu nie była pokazywana głównie jako osoba ratująca ludzi, walcząca o każdą jedną osobę, o każde życie. A teraz ten monolog - mimo że słuszny w odniesieniu do dorosłych z Arki - miałby wytłumaczyć zachowanie Clarke? Zupełnie tego nie kupuję.
Też mnie to denerwuje, zwłaszcza, że w tym odcinku mówi do Lexy ''I want them all dead'' czy coś takiego, a już w następnym w promo słyszymy ''You can't kill them all!'' , nie ogarniam. Zresztą od poprzedniego epizodu i pani commander mnie zaczęła wpieniać, zauważyłaś, że ona ciągle gada niczym Yoda? :P
Tak, mówi jak "wsiowa mondra babka Joda z klasztoru Szaolin" :D
No i jest zaprzeczeniem etosu wojownika kultywowanego nabożnie przez Groundersów.
Clarke tym bardziej przegrywa jak się ją zestawi z Bellamy, z Jasperem, z Montym, nawet z Mayą - ludźmi, którzy walczą o każdego, którzy ratują jak najwięcej ludzi, którzy przeżywają utratę każdej osoby (jak się martwili o tę dziewczynę i jak się cieszyli, że ją Bell uratował). Clarke na ich tle wygląda co najmniej ujowo, i to nie w sposób przechodzę-na-ciemną-stronę-mocy-w-interesujący-sposób-jak-Murphy-czy-Thorin-Dęb owa-Tarcza, tylko w sposób, który każe mi zadać pytanie, czy twórcy mają na nią jakiś pomysł.
Bo to co teraz widzę wg mnie nie trzyma się kupy.
przepraszam, że tak się wbijam do Twojego tematu, ale czy ma ktoś link do odcinka z polskimi napisami?
Odcinek widać że ciekawy w uj - tyle komentarzy, recenzji, dyskusji - forum rozżarzone do czerwoności! :D
Zawsze można podyskutować jakie to było emocjonujące kiedy Abbie próbowała wyciągnąć Kane'a. xD Albo jak stwierdziła, że jej córka jest potworem i jak w ogóle ona mogła na to wszystko pozwolić, a Finn'a który zmasakrował pół wioski broń Boże nie oddamy. To mnie dobiło.
Głupi był wątek Finna, a ten nowy wątek Clarke za bardzo mi go przypomina :/
Nie lubię, jak mi serial nie idzie po myśli :D
Z Finnem to w ogóle było jak na herbatce u królowej, która nagle puszcza bąka. Wszyscy wiedzą, ale udają, że nic się nie stało. Finn ukatrupił cholera po co pół wioseczki bezbronnych ludziów, ale na Arce absolutnie NIKT tego tematu nie porusza. I jeszcze, że ci Groundersi to takie dzikusy, fuj, jak my możemy im dać naszego Finka.
W zasadzie to Ziemianie sami zaczęli mordować zaraz po tym jak Setka wylądowała na Ziemii i jakoś tu o sprawiedliwość nikt się nie upomniał. Po lądowaniu ekipa ze kosmosu nie miała żadnej broni a Finn uparcie dążył do pokoju a mimo to Ziemianie zionęli żądzą mordu. Wychodzi więc na to, że Ziemianie jak nic mordowali niewinnych a tu nagle płacz, zgrzytanie zębów i potrzeba złożenia ofiary. Zaczęli wojnę a potem zrobili z siebie ofiary.
Już pojawił się na forum ten argument, na który odpowiem ponownie tak samo :)
Dla Groundersów - będących zwierzyną łowną wszystkiego - począwszy od zmutowanych goryli, śmiercionośnych gazów bojowych, Żniwiarzy i MW - życie to ciągła walka. Dla nich chwila wahania, niezdecydowanie, źle ulokowane zaufanie, opuszczenie gardy, chwila relaksu może skończyć się śmiercią. I to nie byle jaką śmiercią, ale zgonem poprzedzonym torturą. Nie można oceniać ich miarą Arczan, którzy o ile mają swoje za uszami, o tyle mają również demokracje i oprócz braku leków, tlenu i pożywienia nie musieli walczyć o życie na takim poziomie, jak Groundersi, którzy wiesz, poza tym podcierają się liśćmi i generalnie chodzą pewnie z kleszczami w tyłku. Współczuć im należy! :D
Tak więc absolutnie nie dziwię się, że pierwsi atakują i za nic maja deklaracje pokojowe Clarke - oni po prostu inaczej żyją i są bardziej jak Indra, niż jak nowoczesna Sexa Lexa.
A odnośnie Finna - był w wiosce, miał rozbrojonych ludzi, był tępy i głuchy na to co mówią. Po czym zabił tych bezbronnych ludzi uśmiechając się dumnie na koniec do "znalazłem cię" Clarke. No dżizas. Do tego etatowy morderca, świr i creep Murphy jakoś potrafił się zachować wobec jeńców, a jednak to on jest "ten zły", zbiera cięgi od Clarke i jest wystawiany przez Raven - a prawdziwy morderca niewinnych jest chuchany i dmuchany (bez podtekstów!) przez owe niewiasty, panią kanclerz i ogólnie wszystkich - to ja się kuźwa pytam wtf?
Powtarzam - Groundersi to nie Indianie witający "oświeconych" przybyszów z Europy kukurydzą i dynią.
Wszystko ok, ale badal brakuje mi tu obiektywizmu. Dzikusy mordujące bezbronnych nastolatków znajdują usprawiedliwienie w swoim ciężkim żywocie natomiast nastolatek, któremu odbiło zasługuje na tortury i śmierć.
Nie usprawiedliwiam go, ale ciekawi mnie ilu z nas znalazłszy się w tak drastycznym położeniu w jakim znaleźli się bohaterowie serialu zachowywało by się moralnie, normalnie i oparła by się załamaniu. Zacznijmy od krótkiego podsumowania sytuacji nastolatków z Arki. Od urodzenia żyli w zamkniętej przestrzeni Arki (demokracja o której wspominasz chyba z demokracją niewiele miała wspólnego, przynajmniej z punktu widzenia przeciętnego mieszkańca - innego niż Abbey, Kane czy Jaha ), rodzice wielu z nich zostali wykopani w przestrzeń za najdrobniejsze przewinienia (np. za przyjście na światw przypadku Octavii) a ostatecznie sami za rozmaite mniejsze lub większe przewiny zostali zamknięci aby spokojnie czekali do pełnoletności, żeby również wylecieć w kosmos. W końcu o łaskawości zostają wysłani na Ziemię żeby tam sobie skonali, ale udaje im się przetrwać. Radośc nie trwa długo, bo okazuje się, że banda dzikusów zagrożona przez niespełna setkę dzieciaków postanawia ich wymordować( w końcu od początku zachowują sie niebezpiecznie - piszczą, skaczą i wszędzie łażą jakby lasu lub rzeki w życiu nie widzieli - a racja, przecież nie widzieli).
Giną kolejne osoby, przybywa grobów. Wszelkie próby negocjowania pokoju pełzną na niczym na dodatek brakuje jedzenia. Szlachetny Bellamy swoją przygodę na Ziemii zaczyna od bzykania co popadnie i zbierania przydupasów wkoło siebie- z czasem nabiera charakteru ale na początku strasznie mi działal na nerwy.
Wracając do ogólnej sytuacji - toksyczna mgła i inne cuda, ciągłe zagrożenia życia i brak doświadczenia w walce o przetrwanie również mogłyby złamać niejednego.
Ileż razy Finn był bliski śmierci lub też spodziwał się śmierci Clarke. A potem walka w ostatnim odcinku pierwszego sezonu i Finn i Bellamy omal nie giną spaleni podczas walki z dzikusami. Na koniec po wszystkich tych wrażenia Finn przekonany jest, że jego ukochana trafiła w ręce dzikusów a pamiętając w jakim stanie wrócił Murphyz turnusu wypoczynkowego u dzikich załamuje się.
"W trójwymiarowym modelu załamania nerwowego ujmuje się triadę objawów zgrupowanych w następujący sposób:
emocje, afekt – gniew, wrogość, lęk, strach, przygnębienie, smutek;
myślenie, procesy poznawcze – utrata, zagrożenie, przekroczenie granic;
zachowanie, sfera behawioralna – unikanie, działania chybione, paraliż działań."
Potem znalazł ten zegarek u jednego z dzikich i dodał dwa do dwóch.
W końcu mu odbiło i jedyne co go napędzało to nienawiść i poczucie misji.
W wiosce zachował się tragicznie i nie dziwię się Clarke, że nie chciała mieć z nim nic do czynienia, ale gdyby młody dzikus sie nie wyrwał zeschizowany już Finn nie zacząłby strzelać.Dla mnie serial bez Finna bardzo wiele stracił, chociaż akcja nadal całkiem fajnie się rozwija.
Podtrzymują swoją opinię,że skoro Groundersi rozpętali wojnę to powinni liczyć się z niewinnymi ofiarami po swojej stronie.