Fabuła inspirowana apokryfami, dziurawa, bezsensowna i słaba jak fanfik napisany przez nastolatkę z Wattpada. Kompletna nieznajomość historii Jezusa i realiów czasów, w których żył (np. absolutnie wszyscy - dzieci, dorośli, biedacy, rybacy, faryzeusze, prostytutki - potrafią czytać i pisać i na wyrywki znają Stary Testament) wszyscy używają współczesnego, potocznego języka, Jezus, który zachowuje się jak ten wujek, który chce uchodzić za fajnego. Obsada na siłę zróżnicowana rasowo (aktorów pochodzenia żydowskiego jak na lekarstwo, większość to biali i hindusi, a przecież akcja dzieje się w starożytnej Jerozolimie). Postaci zachowują się nielogicznie, dołożone historie są bezsensowne a bardzo wiele przedmiotów używanych przez bohaterów wygląda jak wyciągniętych ze współczesnych sklepów. Myślałam, że netflixowy Wiedźmin to dziadostwo stworzone kompletnie bez poszanowania dla tekstu źródłowego i przedstawionego w nim świata, ale The Chosen bije go na głowę pod każdym względem.
Och biedna ty .... Serial jest na 10. Pierwszy sezon połknąłem w jeden dzień. A co się uryczałem, czego i tobie życzę.
W pełni się z Tobą zgadzam, widziałem co prawda tylko fragment odcinka chyba 2 sezonu na TVP i to mi wystarczy, to co tam się odwala w tym serialu ma tyle wspólnego z ewangeliami i Jezusem co prostytutka z cnotą. Jan Chrzciciel wyskakujący zza krzaka przed Jezusa i apostołów aby ich wystraszyć, gadają sobie jak jakieś ziomki z osiedla tekstami typu "słyszałem o tej aferze nad sadzawką" (mowa o uzdrowieniu chorego przy sadzawce). Albo jakiś karate mistrz w środku lasu ćwiczy chwyty a potem pogawędka z opętanym. Te wysokie oceny tutaj tylko świadczą że ludzi nie interesuje prawdziwy Jezus ten biblijny tylko taki bardziej współczesny, na dzisiejszą modłę, taki cool ziomek z sąsiedztwa i jego ekipa. Jak ktoś chce obejrzeć naprawdę dobry film o Jezusie w 100 procentach zgodny z tekstem źródłowym czyli ewangelią, a nie takie dziadostwo to polecam ten https://www.filmweb.pl/film/Opowie%C5%9B%C4%87+o+Zbawicielu-2003-106298
to Kościół zdecydował, które ewangelie uznać za "kanon", a które za "fan fiction". Równie dobrze mogli zdecydować inaczej i ludzie wierzyli by, że inne rzeczy się wydarzyły te 2 tysiące lat temu na Bliskim Wschodzie. Nigdy już nie dojdzie się do tego, które teksty mają coś wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami, które tylko trochę, a które opisują zupełną fikcje, zwłaszcza że wiele spisanych wydarzeń zostało zniszczonych. Musisz przeżyć, że 4 ewangelie to tylko wycinek i to niekoniecznie najlepiej opisujący ówczesne wydarzenia - a może wręcz nie mający nic wspólnego z prawdą.
Osobiście nie jestem tak krytyczny wobec tego serialu i widzę w nim wartość. Acz przyznam, że wiele decyzji kreatywnych kuło mnie w oczy.
Bo serial niby chce pokazywać ludzką twarz Ewangelii i Jezus jest taki sam jak my, Szymon Piotr przed nawróceniem był drobnym cwaniaczkiem a Jan Ewangelista miał fazę samozachwytu itd., ale z drugiej brakuje mi w w tym wszystkim przeciętności. W "The Chosen" jeśli nie jesteś twardogłowym faryzeuszem lub śliskim Rzymianinem to zachowujesz się jak uczestnik ruchu oazowego. Nawet pospolity grzesznik, który dawno temu stracił wiarę a zawodowo zajmuje się marnowaniem życia swojego i swojej rodziny nie potrzebuje wielce namawiania, by rzucić wszystko i ruszyć w świat za Jezusem. Losowo napotkane dzieci cytowały Torę na wyrywki a jak prosty rybak przyszedł do żony powiedzieć, że cieśla czyniący cuda go powołał to ta popłakała się ze szczęścia. Żadnego niedowierzania ani nic, normalnie jakby należała do ruchu charyzmatycznego i całe życie na to czekała. Jestem na drugim sezonie i jak na razie Jezus z uczniami jeszcze nie spotkał się z niechęcią czy chociaż nieufnością. Oczywiście wśród prostych Judejczyków, bo faryzeusze nie uwierzyliby w cud nawet jakby dokonał się przed ich oczami. I nie jest to przenośnia.
Też na pewno widać w tym wszystkim protestancką perspektywę, nawet jeśli sposób w jaki ją potwierdzają jej mija się to ze stanem faktycznym. Na ten przykład Ewangelista Mateusz notujący wszystko z aptekarską wręcz dokładnością. Tak było, nie zmyślam. No i jako katolik nie mogę nie wspomnieć o zmarginalizowaniu Maryi. Bo się z nią nie lubią i nawet na odcinku poświęconemu weselu w Kanie Galilejskiej miała mniej czasu antenowego niż zmyślona na potrzebu fabuły Rama. Co jest dla mnie zabiegiem kompletnie niezrozumiałym. Przecież w otoczeniu Jezusa było wiele kobiet, więc jak chcieli iść w reprezentację to wcale nie musieli zmyślać. A przedstawienie Marii Magdaleny jako równej Apostołom a może nawet równiejszej? Ciekawy wybór i nie żeby w życiu Jezusa byłą inna Maria, która odgrywała szczególną rolę czy coś... O i ewidentnie nie lubią się z podejściem rozumowym. Kilkukrotnie było powiedziane "nie myśl, uwierz" jakby to było coś złego, że ktoś chciał sobie to wszystko poukładać w głowie. Nie żeby po to Jezus nauczał czy coś...
Dalej, tak jak mówisz, zaskakująco mało aktorów pochodzenia żydowskiego, ale za to mamy sporo Murzynów i... Hindusów? Oczywiście, Jezus przyszedł dla nas wszystkich z tym nawet nie dyskutuję, ale starożytna Judea to nie Nowy Jork i tak jak mógłbym przymknąć na to oko we większości przypadków, tak muszę się spytać co oni mieli w głowie dobierając obsadę wesela w Kanie Galilejskiej? Dlaczego pan młody jest spontanicznie czarnoskóry!? Przecież oboje jego rodzice są biali. Panie Tato nie mówię, że powinieneś zacząć zadawać pytania, ale powinieś zacząć zadawać pytania... Kostiumy i scenografia też momentami dyskusyjne. Nikodem, faryzeusze i ogólnie żydowska elita wyglądali zdecydowanie zbyt współcześnie.
No i nie zawsze podobało mi się te liberalne podejście. Bo OK, można wymyślić świętemu Tomaszowi backstory bycia dostawcą wina na wesele w Kanie Galilejskiej i niczego istotnego nam to nie narusza, ale to, że rodzice pana młodego byli biedni, ale chcieli wypaść jak najlepiej przed swatami i zadłużyli się żeby kupić jak najlepszy alkohol a na więcej ich po prostu nie było stać i by go starczyło gdyby nie to, że przyszło znacznie więcej gości niż było policzone to całkowicie zmienia wydźwięk tej sytuacji. Poza tym w Ewangelii było ważnym, że to Szymon Piotr jako pierwszy rozpoznał w Jezusie Mesjasza a tutaj wszyscy zainteresowani wiedzieli to od początku, bo Andrzej podsłuchał to u Jana Chrzciciela. To już duża ingerencja. Przez to widz, który nie zna Pisma szczególnie dobrze, może kompletnie nie rozumieć czemu jego brat był wyróżniony wśród apostołów. Podobnie z Janem i Jakubem. Może w dalszych sezonach się wykażą, ale jak na razie miałem jedynie niczym nie uzasadnione szarogęsienie się. Dalej, dlaczego zrobili z Jana Chrzciciela jakiegoś dziwaka? A z Mateusza aspergera? Gdzieś czytałem, że reżyser jest ze spektrum i czytając jego Ewangelię dostrzegł podobieństwa ze samym sobą, ale jak dla mnie wypada on wręcz karykaturalnie.
No i mam dysonans w tym jak przedstawili Jezusa. Z jednej strony jest ludzki i naturalny, ale regularnie zachowuje się jakby, nie wiem jak to nazwać, chciał dać do zrozumienia, że przeczytał scenariusz i się go trzyma? Tutaj nie ma zwykłego spotkania przy studni. Tutaj z długim wyprzedzeniem zmienia trasę i organizuje wszystko tylko po to, by poczekać na tę konkretną Samarytankę. Rozumiem przesłanie, że Chrystus chce dotrzeć do każdego z nas i wyjdzie nam naprzeciw, ale jedna-dwie takie sytuacje w zupełności by wystarczyły. Zachowywanie się jak Doktor Manhattan, nie umiem wytłumaczyć, ale mi jakoś zgrzyta.