Przypomina bardzo Batman v Superman:
DD umiera ratując miasto, Danny czuje się odpowiedzialny za jego śmierć (w ogóle IF to taki kompletnie nieudacznik w Defenders) i staje na straży Nowego Jorku. łlugi ckliwy montaż, wszystko takie smutne po śmierci Matta, a w ostatniej scenie juz sobie żyje :D
(Tylko bez dyskusji, że BvS było dobre/złe, o tym gadajcie gdzie indziej :D
Mało tego, sporo przed premierą Defenders ogłoszono, że będzie trzeci sezon Daredevila. Każdy kto śledzi newsy od razu wiedział, że Matt żyje. Był to więc zabieg całkowicie bezsensowny. U mnie nie wzbudził żadnych emocji.