"Odyseja" przez pierwsze dwa sezony zaoferowała bardzo wiele. Mieliśmy wykreowany wyjątkowy( na tle innych seriali
dla młodej widowni) świat, bohaterów zupełnie innych od tych jakie prezentowały seriale dla nastolatków, znakomite
aktorstwo, reżyserską maestrię w prowadzeniu całości i gdy podczas finału poprzedniej serii cliffhanger wprost
zmusił do sięgnięcia do pierwszego kolejnego odcinka, czar prysł. Przyznaję że intro , jakże inne od poprzednich jest
najlepszym z
całego serialu ale gdy napisy minęły okazało się że bohater uległ kompletnej przemianie. Problemem jest świat ,
który Jay przemierzał podczas śpiączki. Faktycznie teraz powinien ulec zagładzie, jak pamiętacie gdy już Jay był bliski
wybudzenia, wszystko zaczęło się walić i w pewnym momencie był On nawet powstrzymywany od przebudzenia ale
gdy to teraz już nastąpiło ... wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie dość że świat nie uległ zagładzie , to Jay
jeszcze ze śpiączki tam sobie żył. Jak to możliwe ? Scenarzyści zdają się nie dyskutować swoich pomysłów a
gonieni terminem "na wczoraj" na bieżąco piszą kolejne odcinki. Co do postaci. nastąpił rozwój Sierry Jones i
zabrnęliśmy w alejkę klisz i dostawaliśmy jeden długi watek romansowy rodem z "Beverly Hills 90210" , który
ostatecznie też nie doprowadził do tego czego fan serialu by oczekiwał: Czy była Ona w świecie Jaya gdy tak jak on
znalazła się w Driftwood. Serio. Sprawdza się teraz teoria o scenarzystach , którzy to widzieli kilka odcinków.Sezon 3
to więc mnóstwo niewykorzystanych szans, nie przemyślanych decyzji fabularnych ale z drugiej strony dobre
aktorstwo i nadal dość dobra zabawa ale nie tak dobra jak w seriach poprzednich.