Cóż, średnio udana. Mam na swoim koncie sporo filmów, tych głębszych i tych mniej i jasno mogę stwierdzić, że ten nadaje się co najwyżej do kotleta. Jasne, jest krew, jest przemoc, ale wszystko to blednie wobec prawdziwej wizji Punishera jako zaślepionego żądzą zemsty zabójcy.
Wszystkie sceny, w których próbuje się nadać temu dwuznaczności (on dokonał egzekucji w Kandaharze, nie strzela do Jigsawa (który nota bene wcześniej sam go nie zabił)) sprawiają, że powoli wszystko idzie w kierunku opery mydlanej.
Punisher to anty-bohater, którego jedynym celem jest sianie śmierci, a nie dbanie o rodzinę innych facetów.
I dostrzegam tutaj podobną bolączkę jak w przypadku Iron Fista - rozwleczona do granic fabuła, gdzie faktycznej akcji jest mało (ostatnie 3 odcinki) a cała reszta to jakby wstęp, w trakcie którego nieudolnie próbuje się zbudować fundament bogatej fabuły.
Można rozwlec - Watchmen jest tego idealnym przykładem, ale tutaj to nie wyszło. Szkoda.