Pierwsza seria mi się bardzo podobała, ale druga to katastrofa! Zamiast żywych trupów,
mogliby użyć jakiekolwiek inne straszydła, bo i tak są tylko dodatkiem do historii, w
dodatku niezbyt porywającej. Dosłownie dwie sceny zapadły mi w pamięć - otworzenie
stodoły i... i... i jeszcze jakaś jedna, ale wyleciała mi z głowy, więc chyba jednak nie była taka
dobra. Główni bohaterowie niespecjalni, tak naprawdę podobał mi się jedynie Daryl, reszta
była zupełnie bez wyrazu. A zachowanie Ricka czasami zupełnie zbijało mnie z tropu.
Exactly, przez ostatnie dwa :) Po prostu ta farma była mega-nieciekawa, szczególnie w połączeniu z ciągłymi wędrówkami po lesie i sporadycznymi pojawieniami się żywych trupów. Albo na przykład Carol, T-Dog i rodzina Hershela - nie odgrywali żadnej istotniej roli, po prostu sobie byli. Jedynie Shane, po tym jak zwariował, trochę podnosił napięcie, ale też do czasu... Naprawdę zaskoczyło mnie jedynie zakończenie poszukiwań Sophii, to się aż prosiło o szczęśliwe zakończenie. Według mnie serial nie sprawdził się ani jako dramat (bo wszystkie konflikty tkwią przez cały czas w martwym - hihi - punkcie), ani jako horror.
Tak naprawdę to odcinków w których nic się nie dzieje jest raptem 4, a mianowicie epizod 4,5,6 oraz 11 . Reszta jest wyważona 50/50. Elementy typowego dramatu, przeplatane były albo elementami zombiestycznymi, albo elementami w postaci konfliktów. I tak oto plasuje się rozłożenie fabularne poszczególnych epizodów.
Postacie, które tutaj wymieniłeś są kompletnie nietrafione (no może za wyjątkiem T-doga). Carol jest postacią, która w głównej mierze wpłynęła na zmianę, która zaszła w Darylu. Poza tym, można powiedzieć, że zaraz obok trójkąta Rick-Shane-Lori była wraz z córką najważniejszym elementem fabuły. Jej rola oczywiście była znacznie większa ale nie chce mi się nad tym rozwodzić dwudziesty raz z rzędu. Rodzina Hershela natomiast również miała swoje zadanie. Po pierwsze to chciano tym aspektem pokazać różnice miedzy ludźmi odciętymi od apokalipsy, a tymi którzy mieli z nią bezpośredni kontakt. Po drugie to Maggie była przeznaczona dla Glenna. Ich związek daje nadzieje grupie na lepsze jutro. Uświadamia im, że nawet w takich czasach na świecie istnieje prawdziwe uczucie, a nie tylko puste przetrwanie. Poza tym jej postać weszła do stałej obsady. Beth natomiast trzymana była lekko na uboczu, ale z trzecim sezonem się to zmieni.
Co do Sophie to również liczyłem na to iż się znajdzie. Niemniej jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pozostawiono przy życiu jej matkę, która moim zdaniem jest o wiele ciekawsza, a to za sprawą sposobu jej prowadzenia.
Co do samego gatunku, to TWD sprawdził się zarówno jako dramat, oraz jako horror. Dramatem jest samo przetrwanie w świecie opanowanym przez zombie. Przez ostatnie dwa sezony pokazano nam trudy przeżycia, problematyczne relacje, liczne załamania, próby samobójcze, czy nawet chcianą przez bohatera śmierć. Brak nadziei, rozsypka, beznadziejność, zacieranie się granic pomiędzy zasadami moralnymi. Przedstawiono również jak pod wpływem pewnym czynników może zmienić się postrzeganie świata. Horrem natomiast Żywe Trupy są jak najbardziej. Zawierają typowe dla gatunku elementy i to sprawdza się w 100%, jednak czy straszy i czy ma straszyć? Moim zdaniem nie. Wydaje mi się, iż nie było to w ogóle zamysłem twórców. Zombie same w sobie są jedynie bodźcem popychającym naszych bohaterów do przodu i w takich kryteriach powinno się na nie patrzeć.
No właśnie, to robią postacie w tym serialu. Spełniają zadania - a gdy tego nie robią, to praktycznie nie istnieją, bo nie mają nawet nic ciekawego do powiedzenia...
No ale tak się składa, że ich zadanie nie jest tylko jednofazowe tzn. pojawiają się w jednym odcinku, a później znikają, koniec, finish. Ich rola ciągnie się przez cały sezon. Popatrz ja ewoluował Daryl za sprawą Carol. Jest to jedna z najdłuższych przemian w serialu. Poszukiwania Sophie zajęły aż pół sezonu. Związek Meggie i Glenna nadal się rozwija itd. W TWD nie ma żadnej rzeczy, która nie miała by odzewu w przyszłości. Dla mnie nikt tam nie znika. Każdy z głównych bohaterów pełni odpowiednią, przeznaczoną tylko dla niego rolę w serialu.
Ale jak on się rozwija...? ;( Większość postaci jest okropnie papierowa (za wyjątkiem Daryla^^) - popatrz na wszystkich (wliczając tych, którzy już zginęli) i powiedz z ręką na sercu, czyj los Cię naprawdę obchodzi, albo obchodził. Moim zdaniem, gdyby większość z nich naglę zginęła i została zastąpiona kimś innym, to serial ani trochę by nie ucierpiał - może nawet wręcz przeciwnie ;)
Mam być szczery? Zaraz podam Ci caluteńką listę, ale skupię się na żyjących.
Andrea- od początku jest to postać z którą wiążę duże nadzieje. Jako, że jestem czytelnikiem komiksu (co za tym idzie wiem jak mogą ją prowadzić) naprawdę jestem ciekaw jak Laurie Holden (która to jest jedną z moich ulubionych aktorek) poradzi sobie z przedstawieniem tak złożone osobowości Andreii. Jej zmiana jest pierwszą wprowadzoną do serialu. Przez ostatnie dwa sezony mogliśmy obserwować naprawdę skrajne zachowania, od normalnej egzystencji, przez próby samobójcze, obojętność na resztę grupy, aż na nieprzerwanej chęci do przetrwania kończąc. Widać iż wzięła się w garść pokazują jej prawdziwy potencjał. Nie raz pokazała dynamizm.
Rick- ten wybór nie powinien nikogo dziwić. Główny bohatera całego uniwersum, przedstawiciel całości, lider grupy na którego barkach spoczywa dosłownie wszystko. Kolna postać z kategorii dynamicznej. Podoba mi się to jak zmienił się jego światopogląd. O przysłowiowego "szablonowego bohatera" ratującego wszystko co popadnie, przejmującego się stroną moralną, do zalążków typowego dyktatora. (sławetne "it isn't democracy anymore"). Widać, iż to co robi w dużej mierze wpływa na jego samego przez co stan psychiczny, o ile sprawia pozory zachowanego, nie jest taki jak powinien.
Daryl- kolejny bohater, który nie powinien nikogo dziwić. Na początku pierwszego sezonu dosłownie go nie znosiłem, ale zmiana jaką przeszedł do chwili obecnej jest dosłownie niesamowita. Od samotnika rzucającego się o byle co, do integralnego członka grupy. Widać jak otworzył się na wszystkich. Ci, z którymi przystaje stali się dla niego swego rodzaju rodziną. Wie, że wielu na nim polega i nie chce tego zniszczyć. On sam zresztą czuje, że w końcu doświadcza pozytywnych emocji, których nie mógł uświadczyć ze strony prawowitej rodziny. Rozróżnia dobro i zło, wie które decyzje są prawe, a które nie. Pokuszę się o stwierdzenie iż stał się prawą ręką Ricka.
Hershel- tutaj mamy typową ostoję moralności i człowieczeństwa. Kolejna zmiana bardzo dobrze widoczna. Od człowieka ślepo wierzącego w swoje racje, do osoby potrafiącej szczerze i racjonalnie ocenić sytuację. Zdaje sobie sprawę, że sam nie jest w stanie zapewnić racji bytu swojej rodzinie. Polega na silniejszych od siebie, co nie oznacza, że jest pod pantoflem. Wręcz przeciwnie. Kiedy trzeba stawia na swoim i otwarcie mówi o tym co myśli. Jest jedynym elementem łączącym to co teraz, z tym co przeszłe.
Meggie- dziewczyna, która również potrafi postawić na swoim. Pierwsza z rodziny Greenów, która uświadomiła sobie z czym tak naprawdę się borykają. Otwarta, chętna na zmiany, szybko się adaptująca, pojętna. Dba zarówno o siebie jak i resztę. Z zapowiedzi wynika iż jej rola w nadchodzącym sezonie znacznie się zwiększy. Jej relacja z Glennem daje światło nadziei na lepsze jutro w świecie opanowanym przez zombie.
Glenn- on to od samego początku zdobył moją sympatię. Oddany, uczciwy, szery, pomocny. Kolejna postać, która wie, że jest odpowiedzialna nie za siebie samego, a za całość. Kiedy trzeba potrafi zebrać się w sobie i postawić na swoim, kiedy jednak zdaje sobie sprawę, że wszystko idzie pomyślnie po prostu przystaje na pewne rzeczy. Integralna część grupy, na której opierają się wszyscy inni. Wielokrotnie pomagał wyjść większości z problemów.
Carol- ona jest największym zaskoczeniem zeszłego sezonu. Byłem święcie przekonany, iż podzieli ona los swojego komiksowego pierwowzoru, a tu wygląda na to, że nie. Od szarej myszki, po kobietę świadomą swojej pozycji w grupie. Wie, iż nie musi być zawsze spychana. Zna swoją wartość i chce to pokazać. Tragedie jakie ją spotkały jeszcze bardziej ją umocniły. Można powiedzieć że kreują ja na lekką manipulatorkę.
Lori- cóż, tutaj muszę stwierdzić, iż jest to postać strasznie irytujące ale nie oznacza to, iż jej bezbarwna. Przeszła przez naprawdę wiele. Najpierw myśl o śmierci męża, później oszukanie i wykorzystanie, teraz ciąża. Wiem, że nie jest przydatna na polu walki (choć nie zawsze, gdyż pokazała, że strzelać do potrafi), ale jako jedyna chce zaprowadzić jakąś stabilizację w życiu. Na pewno jest to postać, która podpadła pod schemat typowej kobiety, ale czy to źle? Przynajmniej wywołuje jakieś emocje. Co mnie najbardziej ciekawi w jej wątkach, to to jak rozwinie się pod wpływem ciąży, oraz jak zacznie wyglądać jej relacja z Rickiem.
Carl- no cóż dzieciak jest przyszłością TWD więc na pewno jego los mnie interesuje. Może nie w takim stopniu jak pozostałych, ale jednak. Podoba mi się w nim jedno, a mianowicie iż jest dobrym przykładem na to, iż dziecko w kryzysowych sytuacjach potrzebuje uwagi rodziców. Od samego początku próbuje zwrócić na siebie uwagę. Nie są to może rozważne kroki, ale jednak jakieś. Ponadto każda z podjętych przez niego decyzji w jakimś stopniu na niego wpływa, przez co dzieciak ciągle się rozwija. To co wydarzyło się na farmie, na pewno będzie miało odzew w nadchodzącym sezonie.
Beth- w jej przypadku również jestem ciekaw jak się jej losy potoczą. Uważam, że ma ona potencjał, lecz nie wykorzystali go w pełni w drugim sezonie, gdyż nie było ku temu sposobności. Dziewczyna pokazała, że ma swoje postrzeganie na świat. Jej próba samobójcza uświadomiła jej, iż mimo wszystko warto żyć. Na razie tylko tyle mogę o niej powiedzieć. Zastanawiam się jak się rozwinie w nadchodzącym sezonie.
Kwestią sporną dla mnie jest T-dog. Dużą rolę miał w pierwszym sezonie za sprawą konfliktu z Merlem, lecz nie pozwoliło mu to w pełni się pokazać. W drugim sezonie kompletnie zszedł na drugi plan. Tło, czyste tło, ale nie znaczy to, iż nie jestem ciekaw jak się jego losy potoczą. Jak wiadomo rozwiną jego postać w nadchodzącym sezonie. Dopiero po jego emisji będą mógł cokolwiek więcej napisać.
Co do pozostałych postaci, to ciężko jest tutaj cokolwiek pisać. Większość pełniła, albo nadal pełni rolę backgroundu. Amy, Jaqui, Jim, Patricia, Otis, Sophie, Jimmy nie byli na tyle rozwinięci by o czymś tutaj deliberować. Można by się tutaj rozwodzić nad Shanem, ale jego kwestię pozostawiam bez komentarza. Dale natomiast na pewno był człowiekiem honoru i ostoją człowieczeństwa. Zapunktował u mnie momentem, kiedy uświadamiał innym rangę problemu zaniku moralności. Tak szczerze, to naprawdę go lubiłem i jego strata dała się odczuć.
Na sam koniec powiem jeszcze, iż zapomniałem o największej niespodziance finału drugiego sezonu, a mianowicie Michonne. Jej komiksowa historia jest naprawdę burzliwa, dramatyczna, tragiczna. Nurtuje mnie jedna rzecz. Ciekaw jestem ile z tego pokażą.
Reasumując, jak widać, nie jestem w stanie przejść obojętnie obok jakiejkolwiek postaci. Każda wywołuje pewne emocje, które mają wpływ na odbiór sezonu. Jedne są pozytywne, inne negatywne i to jest główną zaletą produkcji.
No ale czy Ty przypadkiem nie oceniasz serialu poprzez komiks? Bo jeśli jest lepszy od jego ekranizacji, to może dzięki temu inaczej ją odbierasz. Tyle że ciągle podtrzymuję swoje ostatnie zdanie - żaden z tych bohaterów (ani wszyscy razem) nie jest niezbędną częścią historii.
W żadnym wypadku. Ja oczywiście znam historię i możliwości każdego bohatera, jednakże serial charakteryzuje się tym, iż często gęsto są oni inaczej prowadzeni, przez co ja nie jestem w stanie patrzeć na nich przez pryzmat dzieła Kirkmana. Jest to po prostu niemożliwe. Powiem Ci tak, że aby zrozumieć każdą postać trzeba się zagłębić w jej charakter, motywy działania, rozwijające się relacje, przemiany itd. Bez tego ani rusz z serialem. TWD wbrew pozorom nie jest głupią "nawalanką". Często wymaga od widza zaangażowania. Bez tego ani rusz. Te liczne przemyślenia nad bohaterami sprawią, iż staną się oni dla Ciebie na pewno pełnowymiarowi ale również inni. Moim zdaniem analiza czynników "za i przeciw" to największa przyjemność czerpana przeze mnie, jak i innych, z TWD
A co do samej niezbędności bohaterów, to owszem, można by ich zastąpić kimś innym. Jest to cecha każdej produkcji. Niemniej jednak produkcja skupia się na historii tej konkretnej grupy ocalałych, która moim zdanie rozpisana została bardzo dobrze, jak na możliwości tematu.
Drugi sezon to szczyt głupoty i irracjonalnych zachowań. Ogólnie irytuje. Z całym szacunkiem. Nie wiem jak można dorabiać jakąś ideologię i pisać elaboraty o tym gniocie.
Szczytem głupoty oraz braku taktu i kultury jest czepianie się kogoś kto znalazł trochę więcej od innych. Każdy odbiera daną rzecz inaczej. Może Ty pewnych spraw nie dostrzegasz co akurat nie jest moją winą. Dodatkową rzeczą, to co Ci strzeliło do głowy z tą ideologią? Scharakteryzowałem każdego bohatera zgodnie z prawdą więc nie rozumiem o co chodzi.
Autorze po co się tak denerwować proponuję trochę więcej dystansu. Co jest nietaktowne i niekulturalne w mojej wypowiedzi? Inne odmienne zdanie i zdziwienie? Nie pochlebiałbym sobie na Pańskim miejscu z tym "znalezieniem trochę więcej od innych". Tam nie ma czego szukać. Rozumiem że i w takiej "Klątwie doliny węży" też znalazłby Pan coś "więcej" ;)? To że każdy człowiek odbiera świat na swój sposób jest rzeczą oczywistą a to że się komuś taki ww twór spodoba nie znaczy że musi być od razu dobry. Są pewne niepodważalne kanony i tyle. Pozdrawiam.
A kto tutaj się denerwuje? Proszę nie dorabiać sobie nadinterpretacji, która to jest na forach bardzo powszechnie stosowana. A nietaktowną rzeczą jest posądzanie mnie o "dorabianie ideologi" co akurat jest stwierdzeniem sprzecznym z rzeczywistością. Twoim zdaniem w TWD nie ma co szukać. To samo mogę powiedzieć o Prometeuszu, którego oceniłeś na bagatela osiem, co w moim odczuciu jest oceną kompletnie nieadekwatną, zważywszy na to, że najnowszy twór Scotta jest płytki, miałki, opatrzony prostą fabułą, powielającą wiele znanych już schematów, a co najważniejsze będący po prostu rysą na świetnej marce jaką jest seria Obcy. Aktorsko tragedia. Jedyna rzecz ratująca ten film przed kompletną klapą to dobra reżyserka oraz efekty komputerowe, które to stały się tak powszechnie stosowaną zasadą, że pozostałe ważne elementy schodzą na dalszy plan. Kolejna sprawa, to Klątwa Doliny Węży? Powiedz mi do czego Ci ten przykład posłużył? Jego użycie w celu poparcia własnego zdania pasuje jak "pięść do oka". Co najważniejsze jest to film uznany za najgorszy w historii polskiej kinematografii, gdzie nic kupy się nie trzyma.
Nieuzasadnione jest porównywanie TWD do Prometeusza. Jeśli tego nie dostrzegasz to współczuję. Twoja opinia na temat filmu szczerze mało mnie interesuję biorąc pod uwagę gust czy preferencje filmowe: "Titanic 10/10" Fu(c)k! . Z drugiej strony wątek ten nie dotyczy filmu Scotta. Nie będę tu przeprowadzał analizy drugiego sezonu serialu bo szczerze powiedziawszy mam ciekawsze rzeczy do robienia. Tak jak wspomniałem są ogólnie przyjęte kanony i osobiste preferencje ich nie zmienią. Proponuję wziąć to do serca dzięki temu można się wiele nauczyć. Po przeczytaniu Twojego wywodu na temat Prometeusza zastanawiam się czy wiesz w ogóle co piszesz, obawiam się że nie. Zdjęcia, muzyka, Michael Fassbender, etc. "Klątwa doliny węży" - nie wiem jak można nie zrozumieć tak prostej aluzji. Chociaż w ostatnim zdaniu sam sobie odpowiedziałeś. Proponuje przeczytać moją wypowiedź jeszcze co najmniej raz. Pozdrawiam
Aha, i jeszcze jedna sprawa. Chciałbym nadmienić, iż osób takich jak Ty, które to nie potrafią wyłapać nawet najbardziej widocznych zalet serialu jest zaledwie garstka. Nie mówię tutaj jedynie o Polsce, ale o całym globie. Reasumując zdania krytyczne poparte "wycieczkami" do drugiego rozmówcy, oraz zawierające w swojej konstrukcji słowo "gniot" będące bardzo miałkie, sztampowe i małomerytoryczne, do mnie nie przemawiają.
Tak jak wspomniałem proponuję trochę więcej dystansu do siebie i własnej oceny rzeczywistości w tym filmowej.
Zgadzam się z Tobą że w drugiej serii wiało trochę nudą. Myślę jednak, że maiła ona służyć lepszemu przedstawieniu charakterów głównych postaci. Uważam że w trzeciej serii będzie o wiele więcej akcji. Mam przynajmniej taką nadzieję. Lubię ten serial ale rzeczywiście czasami mam po dziurki w nosie tej całej gadaniny, często o niczym.
O właśnie, tyle że niezbyt się to im udało, bo bohaterowie są jeszcze bardziej bezbarwni, niż na początku :/ Ale zobaczymy co będzie dalej, jeśli jednak zamkną się w tym więzieniu na cztery spusty, to nie liczę na poprawę.
Co do bohaterów to się z Tobą zgodzę. Lubię Daryla, Glena i Ricka. Pozostali są bezbarwni, a wręcz irytujący. Myslę że Andrea i Carl mają szansę się jeszcze wyrobić. Dla Lori niestety nie ma już nadziei. Przez te dwa sezony tak mnie ta babka zniechęciła do siebie że mam nadzieję że sezon 3 będzie jej ostatnim.
To, że Lori Cię irytuje nie jest równoznaczne z tym, iż jest bezbarwna. Kwestię własnych odczuć, przy ocenie postaci zachowajmy dla nas samych.
Myślę że forum jest po to żeby dzielić sie odczućiami. Uważam, że czasami jej zachowanie jest poprostu irytujące ale to jest moje zdanie i nie każdy musi się z nim zgadzać.
Masz rację, po to jest forum :)
Natomiast w pozostałej części wypowiedzi jest błąd logiczny: jeśli Lori jest irytująca, to nie jest bezbarwna. I nie jest bezbarwna, natomiast zgadzam się, że może irytować.
Ok, przyznaję, popełniłam mały błąd logiczny:) Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Powinnam raczej napisać, że niektórzy bohaterowie np. T-dog,Carol czy Beth są bezbarwni zaś Lori irytująca:)
T-Dog to porażka. Postać kompletnie zapomniana przez twórców, nie odgrywa właściwie żadnej roli. Może zmieni się to w trzecim sezonie, wraz z powrotem Merle'a.
Beth na razie faktycznie jest bezbarwna, ale już nauczyła się trzymać siekierę, więc kto wie ;)
Co do Lori, to temat na dłuższą dyskusję. Jest irytująca, ale jej zachowanie wydaje mi się całkiem logiczną konsekwencją wydarzeń, w jakie została wmanewrowana.
Myslę, że T-doga trzymają tylko po to żeby w trzecim sezonie pozbyć się go w jakiś spektakularny sposób:) Może rzeczywiście skonfrontują go z Merlem. Chyba że trzymają go dla Gubernatora.
"T-Dog to porażka. Postać kompletnie zapomniana przez twórców, nie odgrywa właściwie żadnej roli. Może zmieni się to w trzecim sezonie, wraz z powrotem Merle'a."
T-Dog aka "Główny statysta" jest zbyt mało znaczącą postacią żeby dostąpić zaszczytu zaciukania przez Gubernatora :D Mogę się założyć że w 3 sezonie zostanie uśmiercony razem z Beth i innymi mało znaczącymi postaciami przy jakieś większej rozrubie. A Merlem pewnie zajmie się Daryl.
Wiesz Gambit_s15. Mi się wydaje, ze to Lori bardzo niezgrabnie wmanewrowywała chłopaków (Ricka i Shane,a), a potem strzeliła focha jak mogłeś to zrobić (zabić Shane,a). Naprawdę, powtarzam często. Jak ten biedny chłopina z tą babą wytrzymywał? i jak wytrzyma?
Trochę inaczej oceniam postępowanie Lori w pierwszych dwóch sezonach niż Ty :) Ale focha mogła strzelić, nie neguję. Przekonamy się wkrótce.
Naprawdę jej nie rozumiem. Shane chciał zabić Ricka, więc ten nie miał wyboru. Lori zamiast się cieszyć, że jej mężowi nic się nie stało to jeszcze ma do niego pretensje. Rozumiem że kiedyś coś ich łączyło. Poza tym Shane uratował jej życie. Ciągle jednak powtarza że kocha Ricka więć powinna zrozumieć, że postąpił tak jak powinien był postąpić. Może być jej ciężko ale nie powinna wyładowywać się na Ricku.
Sęk w tym, że ta baba nie da sobie tego wytłumaczyć. I oczywiście wszyscy, dosłownie wszyscy są czemuś winni, oprócz niej. Ona robi pewne rzeczy bo musi (takie jej wytłumaczenie bezsensownych ruchów)
Mam nadzieję, że w trzecim sezonie Rick wkońcu pokaże pazurki i nie da sobie wchodzić na głowe.Mógłby wkońcu przywołać swoją żonkę do porządku. Biorąc pod uwagę jak zakończył się drugi sezon można mieć nadzieję że tak będzie:)
Oj polemizowałbym z tym iż nie da ona sobie niczego wytłumaczyć. Może zacznę od tego, że scenę rozmowy Lori i Ricka ja interpretuję całkowicie inaczej. Oczywiście Lori była w lekkim szoku po tym co usłyszała jednakże jej reakcja nie była motywowana tym, iż jej mąż zabił najlepszego kumpla. Uważam, że w głównej mierze chodziło o to co Rick powiedział później, a mianowicie, iż Carl dobił Shane'a. Wydaje mi się, że to było kluczowym elementem. Pomyśl jak ma się czuć matka, której dziecko w największym zagrożeniu gdzieś znika i nie może go przez większą część nocy znaleźć, po czym dowiaduje się, że był on z tatusiem, który to znalazł się w centrum najgorszych oraz najniebezpieczniejszych wydarzeń? Carl narażony był na niebezpieczeństwo, a poza tym doświadczył dość ciężkiego bodźca. W końcu musiał zabić osobę, która to jeszcze parę godzin temu należała do jego grupy, oraz która była dla niego ważnym elementem w codziennej egzystencji. Nie ma co się oszukiwać, ale Shane dla Carla był w pewnym sensie ostoją, zaraz obok ojca. Zawsze mógł się do niego zwrócić. Kolejna sprawa ma się tak, iż Lori najprawdopodobniej zrozumie poczynanie Ricka. Nie kto inny jak ona, mówi, że cyt. "You'r not a killer".
Powiem krótko. Zobaczymy.
Już jednak mamy zalążek owego radzenia się Ricka w trudnych sytuacjach u Lori. W komiksie pełniła ona rolę jego, że tak powiem sumienia, ale tam była inna, lepsza moim zdaniem. Tutaj facet niewątpliwie zgłupieje od jej "dobrych rad".
Ja rozumiem szok, strach, ale nie rozumiem reakcji nieadekwatnych do bodźca, w których specjalizuje się ta osóbka. Z wachlarza dostępnych reakcji ta wybiera najgorszą. Wcale tym nikomu nie pomaga. Przepraszam, ze to powiem, ale grupa powinna ją traktować jak nieszkodliwego głupka, wtedy zachowają jakie takie zdrowie psychiczne:)
W komiksie rzeczywiście motyw więzienia był najlepszy. W serialu może to jednak całkiem inaczej wyglądać. Sami twórcy podkreślają że różni się on nieco od komiksu.Dlatego nie ma sensu za bardzo sugerować się dziełem Roberta Kirkmana. Tak czy inaczej nie mogę się doczekać trzeciego sezonu.
A ja zgadzam się z Tobą. Czasami oglądając drugi sezon myślałam sobie "Skończ już gadać" zwłaszcza, kiedy monologi wygłaszała Lori. Głównie dlatego że ta aktorka gra na poziomie Ridża z Mody na Sukces.
zgadzam sie, że 2 seria była nudna i zupełnie czegoś innego oczekiwałem, a oczekiwałem bezmyślnego serialu akcji, bez intryg i komplikacji, myśle, że ty też miałeś takie założenie przed oglądaniem.
Ten serial to bardziej opera mydlana w świecie apokalispy zombie z survivalem i jakimiś tam tajemnicami, mi sie podoba, ale zdecydowanie za mało tu akcji, cały sezon czekaliśmy na ujawnienie sekretu jennera, shane'a, etc
A to Shane miał jakiś sekret? :D Raczej jego pogłębiające się psycholstwo nie było żadną tajemnicą a o zabiciu Otisa wiedzieli Dale, Lori i Rick.
A co ciekawe, nie bali się z nim przebywać. Mało tego, Rick nawet szczególnie się nie przejął, gdy Shane próbował go zabić (po raz pierwszy;).
Ale z tego co pamiętam, to za 1 razem (czyli kiedy w lesie Shane mierzył z pukawki do Ricka) Rick o tym się nie dowiedział.
Myślę, że jemu/jej chodzi o 10 odcinek, kiedy Shane rzuca w Ricka jakimś ciężkim kluczem.
Aha, to jest ten odcinek gdzie mają zabić Randalla i dochodzi między nimi do bójki?