Witam, pisze właśnie pracę maturalną i mam zamiar użyć tego właśnie serialu, ale potrzebuję literatury podmiotu. Nie
macie może jakiejś ciekawej recenzji tegoż serialu?
Za moich czasów na maturze pisało się (bo to jeszcze pisemne matury były) opracowania dotyczące poważnej i wartościowej literatury (nie tylko tej z kanonu lektur ofkors, ale jednak musiały to być pozycje z wyższej półki, żeby się nie skompromitować).
Dziś kiedy widzę, że współczesne dzieciaki nie dość że mają prostacką maturę, to jeszcze mogą "analizować" jakieś pierdoły niewarte splunięcia - i to się nazywa "egzamin dojrzałości" (sic!), to ręce same opadają.
I jak w Polsce może być dobrze?
I później taki niedorobiony kretyn przyjdzie do mojej pracy i będzie moim podwładnym albo współpracownikiem? Jaki z niego pożytek będzie? Jak się to wszystko ma nie zawalić? Dziś dzieci pisać poprawnie nie potrafią, liczyć nie potrafią, myśleć nie potrafią, nie będę w robocie tracił długich godzin, żeby takich cymbałów podstaw uczyć albo poprawiać co sami spierdzielą.
Chyba że wszyscy już tylko liczą na to, że wyjadą na zmywak do Irlandii i na tym kończą się ich ambicje.
1. To nie ty ustalasz jaki temat jest wartościowy, a jaki nie. Decyzja należy do MEN-u, bądź też do nauczyciela (wraz z kuratorium?) w przypadku własnej propozycji, o ile dobrze pamiętam. Pominę tutaj zresztą fakt, iż nawet nie wiemy, jak w zasadzie brzmi temat pracy autora.
2. Nie ma potrzeby ciągłego rżnięcia tzw. "klasyków literatury", objawiającego się poprzez deklamowanie i wypisywanie tych samych wniosków, zdań. Czyżbyś już zapomniał słynny fragment z "Ferdydurke" Gombrowicza? W przypadku gdy literatura nie należy do czyichś zainteresowań, nie widzę powodu w zabranianiu poszukiwania/wynajdywania nowych przedmiotów do interpretacji, zmuszających często do wynalezienia odpowiedniej metodyki pracy, czy też przeszczepiania starej na nowy grunt. Poza tym, lekceważenie kina, a nawet seriali (tych nieco poważniejszych, ale nie jest to konieczne) "dzisiaj" jest błędem. Polecam zainteresować się zjawiskiem "dialogowości" Bachtina, później rozszerzonym w pojęciu intertekstualności, która nie tylko obejmuje dzieła pisane, lecz każdą dziedzinę kultury (relacje semiotyczne).
3. Jako, że twoja wypowiedź ma bardziej charakter emocjonalny, to jest błędna logicznie. Nie ma ścisłego związku między tematem na maturze a upadkiem świata i powszechnym powodzeniem naszego kraju. Standardowy argument równi pochyłej.
4. Co do tego "dzisiaj dzieciaki nie potrafią myśleć, liczyć, a kiedyś było to, tamto". Tak, dawniej trawa była bardziej zielona.
5. Najważniejsze jest tutaj to, że zamiast pomóc, zacząłeś się pienić. Jakie to typowe w wielu miejscach "internetów". Bardzo powszechny pełen obsesji pogląd o ciągłym staczaniu się świata. Wiesz ilu przed tobą takie rzeczy wygłaszało? Mnóstwo.
@Tekken: Rozumiem, że przydałaby się jakaś rzeczowa, pozbawiona błędów stylistycznych i merytorycznych błędów recenzja, najlepiej napisana przez jakiś powiedzmy "autorytet". Ale jeśli google nie mogło ci pomóc, to ja tym bardziej. Na twoim miejscu rozglądnąłbym się czy np. w CD-Action kiedyś nie pisali na ten temat, albo w jakimś innym czasopiśmie czy gazecie powiązanym bezpośrednio bądź pośrednio z fantastyką.
W którymś numerze Fantastyki była dość duża recenzja tego serialu. Niestety nie pomnę, w którym, ale gdzieś tak sprzed roku. Co do Twojego przedmówcy, to zgadzam się z nim całkowicie.
Abstrahując... przypomniała mnie się moja matura z języka polskiego, jako cytat napisałam swój własny wiersz, onegdaj będąc dziewczęciem, pisywałam wiersze... i ów jedyny jakoś mi w pamięć zapadł i pasował do tematu, autora jednak nie podałam ;))
Chciałbym się mylić, ale to co widzę, optymizmem nie napawa.
Zawodowo obracam się w środowisku uniwersyteckim i największą bolączką pracowników naukowych (oprócz mizernych nakładów finansowych na szkolnictwo wyższe, ale to akurat ulubiony temat do narzekań każdego i wszędzie) jest poziom wiedzy studentów jaki wynoszą z liceów. Jeszcze nie spotkałem się z opinią, że współczesny system edukacji jest lepszy niż ten sprzed 15-20 lat. Zarżnięto szkolnictwo zawodowe, rozbuchano i równocześnie zegalitaryzowno licea, co doprowadziło do nadmiaru osób, które idą potem na studia tylko dlatego, że nie wiedzą co ze sobą zrobić. Ponieważ od małego wymaga się od nich niewiele, uczelnie też obniżają poprzeczki. Równocześnie uczeń/student to pieniądz, więc trzeba walczyć "o klienta". Najłatwiej to zrobić znowu stopniowo obniżając wymagania.
Masowo więc produkujemy magistrów, którzy mają braki w wiedzy wręcz wydawałoby się podstawowej. Oczywiście rycie na pamięć samo w sobie nigdy dobrym modelem nauki nie było, jeżeli nie szło równocześnie w parze z nauką umiejętności kojarzenia i logicznego myślenia. Im więcej jednak od dzieciaków się wymaga, tym więcej im potem w głowach zostaje, nawet jeżeli 3/4 (optymizm) szybko wywietrzeje im z głów.
Dlatego kiedy widzę, że ktoś ma mieć na maturze temat powiązany z prostackim serialem, to wiem, że dobrze w tym kraju nie będzie, skoro grono pedagogiczne zezwala już na takie numery. No chyba że tematem pracy będzie analiza jak głupkowaty serial potrafi otumanić młodych widzów ;) Wielce to jednak wątpliwe.
ps. I nie interesuje mnie czy literatura należy do czyichś zainteresowań, czy nie. W takim razie zda słabo maturę z polskiego i po co udawać, że ma do tego smykałkę? Tym bardziej nie chodzi o bezrefleksyjne wklepania formułek i udawany zachwyt nad Słowackim, który "wielkim poetą był" - uczeń może krytycznie odnieść się do klasyków literatury, ale najpierw tę literaturę musi poznać, zrozumieć i nauczyć się analizować. Guzik mnie obchodzi, jak wspaniale ktoś może opowiadać o motywie zombie w kinematografii (lub o czymś równie infantylnym), jeżeli równocześnie będzie miał tylko szczątkową wiedzę o szeroko rozumianych pomnikach literatury światowej. Na tego typu analizy wytworów kultury masowej jest czas dopiero na poziomie akademickim, kiedy badacz ma już ugruntowaną wiedzę i może sobie wtedy jak najbardziej pozwolić na takie zabawy, które mogą zresztą prowadzić do zupełnie poważnych i sensownych opracowań. Na etapie nauczania podstawowego (czyli do czasu matury) dzieciaki mają chłonąć wiedzę jak gąbeczki i z tego mają zostać rozliczone w tym czymś co nadal chyba jeszcze nazywa się "egzaminem dojrzałości".
Środowisko studenckie (czy dalej: uniwersyteckie) nie jest mi obce, dlatego rozumiem twoje obawy, które zresztą faktycznie cały czas pojawiają się, są poruszane w dyskusjach o istocie szkolnictwa wyższego, o problemie komercjalizacji uczelni, egalitaryzacji (czy tam demokratyzacji) nauki itd. Wolałbym teraz nie drążyć dalej tych kwestii, bo to bardzo rozległy, oraz głęboki temat, a ja jestem dość leniwym człowiekiem (tego typu "dyskurs" [nieszczęsne słowo swoją drogą], wymaga przynajmniej rozpatrzenia ze zbyt wielu stron). :) Zaznaczę tylko, że model "uczenia się na pamięć" jest bardzo szybko weryfikowany jako nieopłacalny, nieefektywny, czy jako nie będący esencją procesu "uczenia się", przynajmniej na niektórych kierunkach, na niektórych uczelniach (nie mówię tu o prywatnych "Wyższych Szkołach Wszystkiego Najlepszego"). I fakt, szkoda, że wcześniej niedostatecznie lub nawet w ogóle nie uświadamia się o tym wielu ludzi. Z drugiej strony są powody, z których dochodzi do sytuacji "zimnego prysznica" na uczelni, jak chociażby napięty program nauczania w liceum/gimnazjum/podstawówce, przyciskanie nauczycieli przez rodziców, instytucje... Ale wystarczy, przejdźmy już do sedna.
Sęk w tym, że nie wiemy jaki temat na maturze ma autor. Nie wiemy także, jaką ocenę z niej chce uzyskać. Nie wiemy, czy udaje, że "ma z tego smykałkę". Aby nie narazić się na zarzut fałszu, czy niewiedzy, można jedynie wyrazić to, co sam napisał, czyli, że chce wykorzystać w swojej pracy serial. Dalej poruszamy się tylko w sferze przypuszczeń. Może być to jak pisałeś "motyw zombie w kinematografii (lub coś równie infantylnego [ ! :) ])", ale nie musi. Przy okazji, nie zgodzę się z tym, że takie rzeczy powinny być wyłącznie zarezerwowane dla akademików. Licea zawierają klasy rozszerzone (przy czym wygląd rozszerzenia na różnych placówkach to inna sprawa). A hermetyzm środowiska akademickiego czasem wieje zbyt wielkim samouwielbieniem (czy zawsze uzasadnionym?). Matura ustna ma kształt taki jaki został ustalony przez "specjalistów", i jeżeli dopuszczony został dany temat, to pretensje powinny być kierowane do nich, nie do Tekiena. Z tego, co chyba kojarzę, w najbliższym czasie (za rok?) ponoć miał być powrót do jej hmm... bardziej "pierwotnego" kształtu, czyli pytania z wiedzy ogólnoliterackiej i lektur. Same zatem podstawy. Czy jest to zmiana na lepsze? Prawdopodobnie tak, zwłaszcza, że pokrywa się z twoją opinią dotyczącą konieczności weryfikacji znajomości podstaw.
W niemalże pełni podzielam przytoczone przez ciebie wątpliwości (w tym również pogląd, że serial jest głupkowaty :) ). Ale głównie uderzyła mnie zbyt ostra moim zdaniem, reakcja na zwykłą prośbę o podzielenie się informacją o jakichś ciekawych recenzjach Żywych Trupów.
Przy twoim pierwszym poście niemalże wstałam i biłam brawo. Szczególnie przy punkcie drugim. Tylko, że suszyMie ma trochę racji co do nauczania. Przepraszam, ale jeśli ktoś nie jest w stanie wytłuc z takiej matmy 30% na maturze mając pod ręką kalkulator i tablice ze wszystkimi wzorami to musi być totalnym głąbem. Osobiście się bałam, że na zawodowym praktycznym nie dobiję do 75%, bo zawsze mogli dać jakąś ciężką konstrukcję do policzenia (były ławy fundamentowe, oho! :D) i musiałabym pogłowić się bardzo.
Och a'propo "nie potrafią pisać": boli mnie to, że na języku polskim skupiamy się tyle czas nad interpretacją POD KLUCZEM literatury, a gramatyka jest omawiana po łebkach. Z pracy wspominali, że kiedyś było to osobno, lekcje z literatury i gramatyki. TAK POWINNO BYĆ!
Masz całkowitą rację co do ostatniego zdania - zbyt agresywnie się wypowiedziałem w poście kierowanym do Tekiena. Przepraszam.
Zwłaszcza, że niżej wyjaśnia jaki ma temat pracy i już nie brzmi to tak przerażająco jak w pierwszym poście, który sugerował, że cała jego praca maturalna, to może być analiza TWD.
Nadal podtrzymuję jednak swoje niewesołe przemyślenia, które "wykrzyczałem" tam powyżej ;) tyle że nie kieruję ich do żadnego konkretnego użytkownika. To moje generalnie pesymistyczne nastawienie do kierunku zmian zachodzących w systemie edukacji, które wyraziłem przy okazji tego tematu i w oparciu o to z czym na każdym kroku się spotykam, również na tym forum.
Do pasji wręcz doprowadza mnie nagminnie spotykane tłumaczenie, kiedy ktoś pisząc w necie robi rażące błędy (ortograficzne, stylistyczne itp ) "bo to nie jest wypracowanie". Oczywiście, że w internecie panują (i słusznie) swobodne zasady wypowiedzi i nie chodzi o usilne wytykanie literówek, interpunkcji, nawet nie ma się co czepiać się jeśli ktoś nieprawidłowo zapisze wyraz "rzeżucha" (choć to bardzo łatwo sprawdzić choćby w internetowych słownikach i znowu świadczy o niestaranności), ale jeżeli ktoś ma problemy nawet z poprawnym zapisaniem słów powszechnie używanych? To wzbudza tylko politowanie.
To samo z nieszczęsnym słowem "bynajmniej", które tak umiłowały sobie różne cymbały uważające, że to synonim wyrazu "przynajmniej", w dodatku, że to najwyraźniej jakaś bardziej szykowna wersja tego słowa i warto nim szpanować w towarzystwie ;)
@Tekien
a z ciekawości - jakie oprócz TDW przykłady zamierzasz omawiać na maturze?
Temat brzmi "wizje przyszłości w literaturze i filmie, omów na wybranych przykładach". W żadnym wypadku nie chodzi mi o motyw zombie w literaturze, moja praca będzie się opierała na tym że w literaturze i filmie w większości przypadków przyszłość jest przedstawiana jako coś złego dla ludzkości, z tego serialu chciałem wyciągnąć fragmenty w których widać że nawet po straszliwej katastrofie ludzkość nadal nie jest w stanie współpracować, i nie, nie mam smykałki do języka polskiego i całe szczęście nie wiąże z nim swojej przyszłości
Sprawdź "Narodziny Gubernatora" lub "Drogę do Woodbery" - też Kirmana, tyle że to zwykła proza, może Ci się przydać do prezentacji.