PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=547035}
7,8 177 tys. ocen
7,8 10 1 177165
6,6 33 krytyków
The Walking Dead
powrót do forum serialu The Walking Dead

Drodzy wielbiciele The Walking Dead. Po ostatnim odcinku (s02e13) stawiając się w sytuacji Ricka zacząłem mięć swojego rodzaju dylemat moralny tzn. czy byłbym wstanie poświęcić jedną osobę dla dobra całej grupy (deal z Michionne) oczywiście nie mając pojęcia co tak na prawdę zamierza gubernator. Jestem ciekaw co wy zrobilibyście na miejscu Ricka bo ja jednak skłaniałbym się ku wydaniu Michionne gubernatorowi

ocenił(a) serial na 8
gajdozaur

Ja bym mu wpakował kulkę w łeb jeszcze zanim jego ludzie przyjechali.

dragon_33

Za to co zrobił mojej ekipie zrobiłabym dokładnie to samo. I uniknęłabym tym samym nudnych rozmów i dylematów moralno - filozoficznych.

ocenił(a) serial na 9
emo_waitress

a właśnie to te nudne dylematy moralno-filozoficzne w zaistniałej sytuacji (świat postakaliptyczny) mogą okazać się najlepszym rozwiązaniem. Ja starałbym się szukać rozwiązania kompromisowego, jakby nie patrzeć to paradoksalnie Rick i Gubernator stanowią przyszłość rasy ludzkiej mimo wzajemnej rywalizacji o byt (chociaż w przypadku Gubernatora nazwałbym to żądzą krwi i władzy).Dlatego właśnie to słowo "nudne" w twojej wypowiedzi troche razi mnie po oczach, ale oczywiście szanuje towje zdanie

ocenił(a) serial na 6
gajdozaur

Oj daj spokój, od początku rozmowy było widać że Gubernator nie chce się dogadać i manipuluje Rickiem. Dragon ma rację, Rick źle zrobił nie kończąc tego od razu. W radykalnych czasach i sytuacjach trzeba radykalnych rozwiązań.

'Rick i Gubernator stanowią przyszłość rasy ludzkiej mimo wzajemnej rywalizacji o byt' Wut? To są dwie bardzo malutkie grupki na jakimś zadupiu. To tak jakby porównać dwa rywalizujące ze sobą plemiona afrykańskie do całej Afryki.

ocenił(a) serial na 9
Daroo_3

Może i rzeczywiście malutkie ale bardzo rzadko spotykane. Zauważ co początkowo przyświecało gubernatorowi, próbował w Woodbery stworzyć małą społeczność która będzie żyć zgodnie z zasadami panującymi w świecie sprzed katastrofy (abstrachując od dość agresywno-ekspansywnej polityki zawnętrznej). Jak dla mnie do próba mimo wszystko zachowania człowieczeństwa i jednocześnie heroiczna walka o przetrwanie ludzkiej cywilizacji. Z Rickiem to troche przesadziłem on po prostu jest (jak to w sumie dobrze ujołeś) przywódcą stada=) czuje sie najzwyczajniej w świecie odpowiedzialny za swoich ludzi lecz nie stroi od samolubnośi if u know wut i mean

ocenił(a) serial na 6
gajdozaur

Hm, nie czytałeś komiksów?

ocenił(a) serial na 9
Daroo_3

no właśnie nie i chyba mam czego żałować :(

ocenił(a) serial na 6
emo_waitress

Abstrahując od fabuły serialu - damn right.

Tortuga033

No wiadomo, dlatego nawet tego nie poruszałam w swojej recenzji, bo to by oznaczało koniec tego wątku :D

Ale na poważnie, biorąc wszystkie czynniki pod rozwagę oraz zmiany, które zaszły w Ricku, jedynym logicznym wyjściem jest:
- przyjazd większej ilości członków ekipy (część przyjeżdża o wiele wcześniej, zabezpiecza i przygotowuje teren, potem czeka w ukryciu)
- Rick wchodzi i z Carlowej cichej pukawki robi *pyk* Filipowi
- wychodzi wcześniej przygotowanym tylnym wyjściem (np. oknem, lub poluzowanymi deskami, czy blachą) na wypadek gdyby stodoła byla obserwowana - tył obstawia swoimi ludźmi
- Daryl I Hersh odjeżdżają (wcześniej nawet nie wysiadali z auta, niekoniecznie musieli stać blisko stodoły, Daryl nie przyjechał na motorze)
- wszystko ułatwia i podaje na srebrnej tacy Filip przyjeżdżając (chyba) samotnie
Sayonara bejbe!
Ekipa w Woodbury ciska się na początku, ale raczej nie pojedzie do więzienia. Muszą na nowo wybrać władze, zapanować nad miasteczkiem, poza tym nie są świrami i znają prawdziwe zagrożenie, jakim jest zombi. Poza tym zadziała czynnik psychologiczny, grupa Ricka napadła na Miasteczko i na dodatek potem zabiła Filipa. Lepiej z nimi nie zadzierać. Może z czasem nawiązaliby dobrosąsiedzkie stosunki z pomocą Andrei, która może wreszcie by się na coś przydała i została burmistrzem w demokratycznych wyborach :)

ocenił(a) serial na 8
dragon_33

Nie zrobiłbyś tak. Jestem tego pewny, tak nawet Meryl by nie postąpił. Nie działałbyś pod naciskiem presji. Co innego jakby sytuacja wyglądała inaczej, gdzie nie masz czasu na myślenie i musisz działać.. Ale w tym przypadku, czysto psychologicznie stwierdzam, że nikt by od razu nie strzelił. Chyba, że jesteś niezrównoważony psychicznie (nie obrażam Cię, ale mówie o typie człowieka, który mógłby strzelić od razu) chociaż, nawet nie wiem czy wtedy. : )

Klaciu

Nie Meryl a Merle. Pewnie Ci się z Darylem pomyliło ;)

ocenił(a) serial na 8
cryingslave

Heh, faktycznie. xd

ocenił(a) serial na 6
cryingslave

To tam Meryl Streep gra? Nie zauważyłam.

Tortuga033

Chyba, że gra któregoś z walkersów. Można było wtedy to ewentualnie przeoczyć.

ocenił(a) serial na 8
Klaciu

Znaczy.. nie strzeliłbyś od razu, ale strzelić byś mógł. Źle się wyraziłem.

ocenił(a) serial na 8
Klaciu

Tak naprawdę nie wiadomo jak każdy z nas zachował by się na miejscu Ricka. My jako widz mamy większy wgląd w postać Gubernatora i wiemy do czego jest zdolny. Tak naprawdę to nie wiem czy bym się odważył strzelić, pewnie nie pod wpływem impulsu. Tak samo ty nie możesz powiedzieć, że byś tego nie zrobił bo pisanie na forum a znalezienie się w takiej sytuacji to co innego. Przyłącze się do odpowiedzi emo_waitress. Mogli się wcześniej przygotować i go odstrzelić. Rick mimo wszystko wiedział poniekąd z kim ma do czynienia (najazd na więzienie, wydanie rozkazu zabicia Michonne gdy opuszczała miasteczko, zmuszenie braci do walki na śmierć i życie) więc oczywistym było, że z takim człowiekiem nie można żyć obok. A jeśli nadarzyła się okazja aby pozbyć się problemu to powinien był ją wykorzystać.

ocenił(a) serial na 8
dragon_33

Nie, nie. Oczywiście. Ja mialem na myśli, że nie strzeliłby od razu jak go zobaczył. Sprostowałem niżej, że zabić by mógł. Jakoś dziwnie pospieszyłem sę z tym 'od razu' nikt tego tu nie napisał.

użytkownik usunięty
dragon_33

Wtedy stałby się męczennikiem i by było jeszcze gorzej

ocenił(a) serial na 8

Myślę, że niektórym żołnierzom Gubernatora żyło by się lepiej mając Ricka za szefa. Temu w okularach to by nawet ulżyło. Ten drugi może bardziej był za nim ale chyba ci ludzie mieli do niego szacunek ponieważ się go bali a nie z jakiejś sympatii.

dragon_33

Też tak sądzę. Dlatego nie wydaje mi się, żeby jakoś bardzo po nim rozpaczali.
Szczególnie jak okazało się, że te dzikusy z więzienia nie mają czerwonych oczu, rogów i nie zieją ogniem, tylko idzie z nim skurzyć fajkę i poflirtować :)

ocenił(a) serial na 10
dragon_33

Dokładnie. Ale cóż, nie byłoby serialu... xD

ocenił(a) serial na 8
lati

Może wymyślili by coś innego. Ogólnie mówiąc to bardziej pasowało mi jak głównym problemem była ochrona przed zombie. Pierwszy sezon dla mnie był zajebisty, nawet drugi mimo, że trochę przegadany to też dawał radę. Czuło się tą niepewność czy walkersy w końcu dopadną ich na tej farmie itd. Walka między grupami ludzi, która trwa cały sezon jest trochę nudna. A kwestia zombiaków spadła trochę na drugi plan. Jak ktoś już wcześniej zauważył służą już tylko jako worki treningowe.

ocenił(a) serial na 10
dragon_33

Z ust mi to wyjąłeś! Też mi tego bardzo brakuje, strachu przed zombie - czy nas napadną, czy nas nie napadną? Ale no właśnie, nie mogą też ciągnąć tej konwencji w nieskończoność, bo w końcu ten strach też by się nam znudził. Kto wie, może po więzieniu grupa będzie znów bezbronna, narażona na nagłe ataki zombie gdzieś w lesie, albo innej miejscówce.
Dużo osób mówi też, że to oczywiste, że TWD traktuje teraz zombie jako worki treningowe, bo to tak naprawdę serial/komiks o ludziach i relacjach między nimi w czasie apokalipsy, a nie o zombi samych w sobie. Ale kurczę, no jednak dla mnie takie przegadywanie odcinków to też trochę kaszanka : /

ocenił(a) serial na 10
dragon_33

Zgadzam się z Tobą w 100% ;D

ocenił(a) serial na 4
gajdozaur

Jeśli po takiej rozmowie się nie wie co zamierza Gubernator to trzeba być debilem. Nie wydałabym Michonne, bo to oczywiste, że na niej nie skończy.

ocenił(a) serial na 10
Badly

Rick wie inawet to mówi Hershellowi.

ocenił(a) serial na 9
gajdozaur

Skoro mleko się rozlało i Więźniarze mieli skrupuły... To tak: za dwa dni spotkanie. Trzeba tam nieco wcześniej wsadzić parę granatów (np w drzwi) i fajnie będzie miał ten komu się będzie śpieszyło :)

ocenił(a) serial na 8
gajdozaur

Ja bym wydał Michonne, ale pojechał tam wcześniej i na wszelki wypadek porozstawiał ludzi, kogoś dał na dach. Michonne już raz pokazała, że nie można jej do końca ufać (wtedy gdy chciała po prostu się zemścić na Gubernatorze, a zabrała ze sobą innych, by odciągnęli od niej uwagę). Jej jedyny plus to taki, że dobrze walczy. I tak na prawdę nic więcej. Jako lider grupy, a do tego ojciec dwójki dzieci, nie zawahałbym się.

ocenił(a) serial na 8
gajdozaur

Już to widzę jak wydają Michonne.... Na początku uciełaby głowę Rickowi, potem doskoczyłaby do Deryla a potem załatwiłaby resztę. A potem sama udałaby się do miasteczka rozwiązać sprawę z Gubernatorem.

A tak na poważnie - to nie jest dylemat moralny. Raczej bym to nazwał szantażem. Jeśli poddasz się szantażowi to już po tobie.

gajdozaur

Sorry, nie ma takiej opcji. Żaden przywódca nie odda swojego żołnierza wrogowi. Na taką propozycję jest tylko jedna odpowiedź: s....alaj. Mogę domniemanego żołnierza nie lubić, a nawet nienawidzić, ale to mój żołnierz i ja go ukarzę, a nie jakaś jednooka przybłęda. Semper Fidelis. Semper Fi Gubernatorze.

gajdozaur

Nie ma tutaj żadnego dylematu. Jest to równie fałszywy dylemat - nie pierwszy w tym serialu (to dzieło mocno głupawe w momentach w których udaje, że coś mówi o społeczeństwie) - jak ten z Shanem. Ktoś na jakimś zachodnim forum bronił Shane twierdząc, że w takich warunkach moralność przestaje mieć rację bytu, jako coś nieracjonalnego, zagrażającego przetrwaniu, co jakoby zrozumiał Shane i najlepiej nadawałby się na przywódzcę. Otóż to jest wierutna bzdura. Moralność jest w pełni racjonalna i wyrodziła się w sposób naturalny właśnie jako forma zabezpieczenia społeczności (grupy). Moralność musi ulec pewnej modyfikacji, to oczywiste, ponieważ zmieniają się warunki, ale jej całkowite odrzucenie, to najgłupsze co można zrobić.

Shane nie nadawał się na przywódcę, to był chaotyczny, kierujący się wyłącznie własnym interesem (pozorując dobro grupy), nienormalny typ. Tacy ludzie prędzej czy później obrócą się przeciwko każdemu z wyjątkiem skończonych przydupasów. Z takimi ludźmi w takich warunkach kończy się w gangu gwałcicieli i morderców, który stale się wykrusza (z wyjątkiem jądra), a ubytki są zastępowane przygodnymi rzezimieszkami spotykanymi po drodze. Długofalowo wybór takiej grupy to samobójstwo.

Po co jest moralność? Np. po to, żebyś mógł być pewien, że ktoś ci nie strzeli w plecy, lub nie poderżnie gardła w nocy. Po to, żebyś słowo coś znaczyło (dzięki czemu możliwe są negocjacje, plany, racjonalność). Po to, żeby się jeden z drugim nie pozabijał o puszkę konserw, czy żeby tej konserwy starczyło dla trzeciego, który chwilowo jest słaby, ale może kiedyś uratuje tobie dupę. Nawet stada wilków mają swoją instynktowną moralność, nie mówiąc już o mafii (najsilniejsza - w sensie zasięgu jej macek i przeżywalności członków - była mafia klasyczna; współczesne gangi są silne tylko siłą ognia i mięsem armatnim, które stale na nowo rekrutują z ulic).

Sprzedajesz jednego członka grupy i już na zawsze jesteś sprzedawczykiem. Nie cofniesz tego. Nikt ci już nie zaufa. Nie ma tu żadnego dylematu. Jest fabuła popadająca w "schematy dylematów moralnych", bo przecież o tym zazwyczaj są apokaliptyczne filmy. Tylko, że twórcy Walking Dead nie potrafią stawiać sensownych kwestii. Innymi słowy: bredzą.

Lost_in_space

Dokładnie, potwierdziłeś moje słowa z innego tematu, ale dodałeś bardzo interesujące rozważania o moralności :)
Wydanie jednego członka grupy dla dobra całości - NAWET gdyby teoretycznie okazało się skuteczne - rozpieprzy grupę od środka.
Bo zostaje kac moralny, poczucie winy. Nic tak nie potrafi zatruć duszy niż życie w poczuciu winy.
To jedno, pozostają też niepokojące pytania: kto następny? Kiedy znowu przyjdzie okazja do składania członków grupy w ofierze? Co będzie, jeżeli ten psychopata nie poprzestanie na jednej ofierze? Albo co będzie, jak potkniemy się o nowego, który też będzie stawiał takie warunki? Podejrzliwość, nieufność, paranoja, kwestionowanie dowództwa, niepewność - to są rezultaty takich decyzji.

Poza tym nie oszukujmy się, Rick wydający Michonne, jest dokładnie na takim samym poziomie jak Shane strzelający do Ottisa. Wtedy było wieeeelkie oburzenie. Teraz na poważnie widzowie twierdzą, że Rick ma prawo o tym rozmyślać. Podwójne standardy. Obaj ratują swój tyłek, Carla, grupę poświęcajac życie jednej osoby.

PS. Pomysł z wydaniem jednej osoby za życie całej grupy jest i tak żałosny, oklepany, wyświechtany i pasujący do kina z tanimi chwytami emocjonalnymi. Nawet jeżeli jest to sztuczka Filipa mająca na celu wprowadzenie zamieszania w głowie Ricka, to jest to niewiarygodny banał. A podobno TWD aspiruje do czegoś więcej.

emo_waitress

Właśnie aspiruje, ale tylko tyle. Obejrzałem ten cały serial (tyle ile jest) w parę dni o ogrom głupot jakie się daje wskazać w tym serialu poraża. Mało też jest seriali w których niedorzeczne zachowania postaci sprawiają, że co chwile życzę to tej, to owej śmierci. Walking Dead się udało :) Mimo wszystko, fajnie się to ogląda.

A kwestię potrzeby moralności można zobrazować w dany sposób: słowa, że coś pożyczonego zwrócisz i że zrobisz to na czas, nie dotrzymujesz po to (nie wyłącznie po to), żeby być w porządku, być dobrym człowiekiem, lecz po to, żeby ktoś ci coś w przyszłości zechciał jeszcze pożyczyć. Kiedyś możesz być naprawdę w potrzebie i nikt ci nic nie pożyczy, bo twoje słowo nic już nie znaczy. Kiedy słowa przestają znaczyć, pada cała racjonalność, współpraca jest niemożliwa. Długofalowo jest to samobójstwo.

emo_waitress

Dodajmy jeszcze, bo z powodu banalizacji wypowiadania pewnych kwestii (w czym swój udział mają też filmy), czasami trudno nam odczytać odpowiednio znaczenia słów (coś jest w wynikach naukowych badań stwierdzających, że myśląc w obcym języku myślimy racjonalniej: po prostu frazy się nam nie utarły w schematyczną płyciznę), a więc dodam, że w tym, iż czyjeś słowo przestaje coś znaczyć nie chodzi tylko o to, że ktoś jest nagle określany niewiarygodnym, że kogoś się postrzega negatywnie (tak jakby chodziło tylko o jakieś obrażenie się na niego). Nie! Jego słowo przestaje znaczyć znacznie głębiej. Jakikolwiek plan życiowy, jakiekolwiek zamiary, które uwzględniają w sobie to, że dał słowo, są z miejsca bezsensowne. Pożyczę mu, bo i tak w tej chwili nie potrzebuję, odda mi za tydzień bo pod koniec gdzieś jadę i mi się przyda. Ale ja nie wiem czy odda, nie mam żadnej bazy, to jest puste stwierdzenie, nie mogę na tej podstawie w ogóle rozumować. Nie ma takiego zbiegu przesłanek, który mógłby uzasadniać, że powinienem/mogę mu pożyczyć. Chyba, że coś co jest mi całkowicie zbędne.

Podobnie jest z innymi rzeczami. Np. z bałaganiarstwem. To nie chodzi o to, że źle jest jak się ma bałagan, ale że bałaganiarskie zachowania często likwidują sens. Np. na drzwiach biura wisi do połowy odklejona kartka z informacją "Będę po 13". Czekać czy nie czekać. Jeśli wiemy, że osoba nie jest bałaganiarzem, możemy założyć, że kartka się sama odkleiła. Jeśli osoba jest bałaganiarzem kartka mogła odkleić się sama, ale może równie dobrze jest to efekt bałaganiarskiego zrywania, albo wisi tam od tygodnia. Nie wiemy, nie możemy racjonalnie rozumować o sytuacji, bo sytuacja ma wpisany w siebie irracjonalizm osoby. Stoimy więc oto przed drzwiami drapiemy się w głowę, bo przed nami wisi osobowy bezsens.

Lost_in_space

Krótko mówiąc wszystko to sprowadza się do zaufania.

emo_waitress

Zgoda, tylko właśnie należy pamiętać, że zaufanie, to nie wyłącznie stan uczuciowy, ale też obiektywna możliwość dogadania się, językowa płaszczyzna porozumienia, dzięki której możliwa jest kreacja złożonych sensów (planów). Także - w pewnych wypadkach - sensowne czytanie świata w tych względach nie angażujących (w danym momencie) bezpośrednio innych osób. Jak to starałem się pokazać na przykładzie bałaganiarstwa. Podobnie: jeśli jest słowny, a go nie ma, chociaż miał być, musiało się coś stać niezależnego od niego (jak to mówimy: coś złego). Jeśli nie mam tego zapewnienia, że jest słowny, w ogóle nie mogę przeczytać tej sytuacji, możliwe jest właściwie wszystko, także moja sytuacja w takim względzie staje się niejasna, tragiczna.

gajdozaur

I tak, oczywiście, że gubernatora trzeba było sprzątnąć. Jest tak dlatego, ponieważ to on czyni Woodberry tym, czym jest. Jego chore zachowania nie mają poparcia innych ludzi (w każdym razie mają bardzo niewielu, szczególnie, że Merle jest już po innej stronie). Sami mieszkańcy miasta są w pewnym sensie ofiarami gubernatora.

Należało to dobrze zaplanować, łącznie z tym jak się następnie rozegra dyplomację z mieszkańcami miasta (nie wiem, może jacyś zakładnicy, którym się uświadomi jak sprawy wyglądają), i po prostu kulę między oczy. Z psychopatami nie ma negocjacji. Jest to zresztą kolejny argument za tym, jak skończenie głupie byłoby poświęcenie Michonne - jakby można było liczyć, że psychopata dotrzyma słowa.

Lost_in_space

Pomijając fakt bycia psychopatą - Rick sam określił Filipa jako miasteczkowego pijaka, który wszystko niszczy. Czym więc sam się stał siadając z taką osobą do stołu, pijąc z nim łiski, negocjując i wysłuchując owe nieludzkie warunki?
Na dodatek praktycznie na samym początku Filip wprost mówi i pokazuje, że nie zależy mu na pozytywnym rozwiązaniu konfliktu.
A Rick siedzi, wysłuchuje, coś tam sam przebąkuje, a potem na koniec odcinka drżącym głosem opowiada Hershowi o innym wyjściu z sytuacji. To mnie tak niewiarygodnie WKU*WIA. To jest nieprawdziwe i sztuczne i jestem na stówę przekonana, że ta sytuacja powstała na użytek rozemocjonowanych fanów. Żeby był nerw i "ojoj biedny Rick" i okrzyki i rozmyślania, co zrobi Rick. To jest infantylne i nielogiczne.

Pokazuje również brak logiki w postępowaniu Ricka, z którego twórcy nie zdają sobie chyba sprawy. Wiadomo, jak się skończyła sytuacja z Randallem, jak się skończyła sytuacja z więźniami. Rick wyciągnął wnioski i widać zmianę w nastawieniu Ricka do nowych osób po reakcji na Tyreesa oraz samotnego wędrowca. I nagle następuje zwrot o 180 stopni, w którym Filip - PRAWDZIWE, REALNE i UDOWODNIONE zagrożenie - podany do odstrzału na tacy, w przenośni kopie go w jaja, upokarza i odchodzi zadowolony jako zwycięzca zostawiając Ricka w wewnętrznym bałaganie. A Rick na to wszystko pozwala.

Ja wiem, że to już jest nowa rzeczywistość, ale czy Rick mógłby na chwilę przenieść się mentalnie w tamte czasy sprzed apokalipsy i pomyśleć, jak by potraktował owego pijaka chuligana?

Lost_in_space

Gubernator jest msciwy,..msciwszy niz wszyscy do oko£a i bezwzgledny jak wiekszosc,a to troche za ma£o na nazwanie go psychopata.Rownie dobrze mozna by tak okreslic Merla i Michonne.Psychopaci ponoc nie czuja leku i nie sa zdolni do zwiazkow uczuciowych.Gubernator pokaza£, ze sie boi.A poniewaz jego strach nie jest tak czesto eksponowany jak innych wiec ludzie si£a rzeczy nie ufaja i boja sie takiego goscia.Nie zgodze tez, ze jest nie zdolny do g£ebszych uczuc,czego dowodem jest,makabryczne trzymanie przemienionej corki,i b£aganie Michone o oszczedzenie jej.To nie jest zachowanie psychopaty.Ludzie trzymaja makabryczne rzeczy(odciete g£owy kasaczy) aby oswoic strach.U Ricka strach przejawia sie w niecheci do przyjmowania nowych do grupy,a u Filipa w niecheci do wypuszczania ludzi z Wood. Jeden jest introwerytcznym przywodca drugi ekstrawertycznym.W Woodborough,oni tam naiwnie szukali lekarstwa,podobnie jak ten naukowiec,ktory nie chcia£ grupy Ricka wogole wyposcic z laboratorium.

myster_A

Ty jesteś ślepy? Dobra, nie psychopatą (nie tylko w każdym razie) - sadystą. Serio nie widziałeś jak się upajał zabijaniem (kiedykolwiek kogoś zabijał przeżywał wręcz ekstazę, nie patrzysz na mimikę?). Zważywszy zaś jak lekko ukrywa te swoje tendencje i umie wcielać się w role, spełnia definicję psychopaty bez żadnego problemu. To, że trzyma córkę i że twórcy czynią z tego sugerowane usprawiedliwienie jego zachowań, nie podważa tych ocen, podważa kompetencję scenarzystów w sprawie psychologii (nie pierwszy raz).

Gość jest wręcz podręcznikową mieszanką osobowości psychopatycznej z sadystyczną (prawdopodobnie również seksualnie).

Lost_in_space

Powiedzia£em przeciez,ze jest msciwszym niz inni,bezwglednym jak wiekszosc cz£owiekiem.Widze nie potrafisz z£apac balansu.Nie zartuj,umiejetnosc ukrywania sie i wcielania sie w role nie swiadczy o psychopatii.Gdyby Rick wykorzystywa£ takie cechy nie powiedzia£ bys o nim,ze jest psycho.Innymi s£owy,to nie sa cechy psychopatyczne. Ja nie powiedzia£em,ze to jest sugerowane usprawiedliwienie,msciwy i bezwzgledny by£ takze przed tym wydarzeniem z Michone,ale mowi cos co ludzie chetnie pomijaja,albo jak ty zwalaja na karb niekompetencji scenarzystow.Ludzie utozsamiajac sie z R.beda usprawiedliwiac jego wyskoki,i z gory beda jemu przypisywac to co sie okresla jako "bohater pozytywny".Ich,choc on kierowa£ autem,zostawienie na pastwe kasaczy turysty z plecakiem,mimo b£agan tegoz,ma taki sam ciezar gatunkowy jak "zbrojne wyczyny" gubernatora.Tylko tu to sie nazywa chec przetrwania a tam psychopatia.Widzia£es mine pana Grimesa i Michone jak zabierali plecak tego nieszczesnika.Ten film mowi o eskalacj okrocienstwa,zezwierzecenia, strachu,niemocy,braku bezpieczenstwa i nadziei,niezrozumieniu,i psychopatyzacji zycia.

myster_A

Wymieniasz różne sprzeczności bohaterów - to najczęściej też są po prostu dowody niekompetencji scenarzystów Walking Dead. To jest serial wyjątkowo kiepski pod tym względem. I nawet fascynaci potrafią to przyznać (z czytanych przeze mnie zachodnich recenzji).

Jeśli chodzi o psychopatię - cechą psychopaty jest to, że nie posiada emocji, właśnie dlatego jest doskonałym kameleonem. Trochę to nie pasuje do Gubernatora - powieka mu lata - ale tylko trochę. W każdym razie gość to taki niedorzeczny zlepek. Scenarzyści się skrajnie nie popisali, podobnie jak z Andreą.

Lost_in_space

hej :)
Niestety nie znam zachodnich recenzji.Ten serial reklamuje sie jako dramat,horror a nie przygoda,horror.Ludzie tacy poprostu sa,banalni w swoich pragnieniach i dazeniach.Bedac pod nieustannym zagrozeniem (zombi jako bazduszna nigdy niespiaca machina urzedniczo-panstwowa) i ciag£ym strachu,ciezko myslec wznios£osci zycia.Ja to tak bym na to spojrza£.Wieprzowatosc zycia ot co !

użytkownik usunięty
gajdozaur

Tak naprawdę nie ma tu żadnego dylematu, bo Gubernator jest psychopatą i nie można ufać. Rick o tym wie, ma tylko przejściowy moment wahania, ale mu minie.
Zbaczając trochę z tematu - sytuacja, która teraz powstała, sporo mówi o gatunku ludzkim. Jedynym sensownym działaniem garstki ocalałych z obu obozów powinno być przecież zjednoczenie, walka ze wspólnym zagrożeniem (zombie) i stopniowa odbudowa społeczeństwa. Zamiast tego mamy walkę ludzi z ludźmi, rywalizację, konflikty interesów itd. Gdyby rzeczywiście doszło do bitwy więzienie-Woodbury, dla zombiaków nie zostanie chyba nic do żarcia, bo ludzie je wyręczą i wytłuką się sami. Długa, krwawa, historia cywilizacji, kataklizmy wojenne, lata wysiłków organizacji pokojowych nie nauczyły ludzi zupełnie niczego - zamiast budować, wolą niszczyć. Może serial próbuje udowodnić, że nasz podły gatunek nie jest zdolny do poprawy i zasługuje na zagładę?

Zauważ, że w tym całym serialu dylematy są tak fałszywie przedstawione, że głowa boli. Twórcom ludzkie słabości się tak uogólniły i wyolbrzymiły, że stworzyli niemal komedię. Sytuacje czasami wręcz śmieszą (patrzcie, oto nowy fikcyjny dylemat, który macie brać poważnie, a jest niepoważny do potęgi n-tej gdzie n dąży do nieskończoności).

W pewnym momencie Rick dobrze to ujął: kiedyś ludzie też umierali, teraz może umierają częściej i od zombie, ale czy to naprawdę aż taka różnica? No właśnie! Czy naprawdę. Przecież bredzenia tych postaci nie da się wręcz słuchać. Zachowują się tak, jakby życie przed pandemią miało jakiś głębszy sens (i to mimo, że są niereligijne). Jakiż to miało sens? Robiło się kariery, posiadało dzieci, kupowało nowy sprzęt AGD, budowało domy i umierało. Po paru pokoleniach nikt już o danych osobach nie pamiętał (rzadko pamięta się pradziadków).. Więc gdzie jest ta straszna różnica o jakiej bohaterowie jęczą?

Dlaczego nie myślą o tych wartościach, jakie dostarczały przynajmniej pozorowanego poczucia sensu życia: cywilizacji, kulturze, zachowaniu gatunku ludzkiego, dorobku wiedzy, wysiłku dawnych pokoleń? Dlaczego nie widzą w tym szansy, by właśnie coś więcej znaczyć, coś odbudować? Dlaczego tylko jakiś psychopata (gubernator) uderza w te tony?

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ich największym problemem jest w istocie to, ze nie mogą już posadzić dupy w fotelu i pooglądać sobie tv zażerając frytki. Jakkolwiek współcześnie ludzie niestety często są niemal tak płytcy, to nie aż tak i nie w takiej ilości.

Ten serial to takie kłamliwe przesłanie: nie masz McDonalda, a więc nie ma już po co żyć. Najgorsze jest to, że - w szczególności dzieciarnia - to kupuje. Nie rozumie, że to głupawy serial. Rozwodzi się po forach jak to moralność musi w obliczu tragedii ginąć, a nawet jest korzystnie nie dbać o nic tylko o siebie i być niemoralnym. Żałosne! I za takie rozumowania w pewnych momentach miałem ochotę palnąć w łeb niektórym postaciom.

użytkownik usunięty
Lost_in_space

Nie mam do nich pretensji, że nie myślą o kulturze etc. - to nie ten etap, zanim się zacznie wymyślać sensy dla życia, najpierw trzeba o nie walczyć. Walczyć ramię w ramię - nie między sobą. To, że Governor coś tam truje na tematy filozoficzno-egzystencjalne, wcale nie świadczy o nim lepiej niż o pozostałych, a tak naprawdę gorzej. Bo pozostali to banda prostych czereśniaków - małomiasteczkowy szeryf, stary farmer i jego rodzina, dwa wsiowe zakapiory, dostawca pizzy, gospodyni domowa (po stronie Woodbury pewnie podobnie to wygląda). I owszem, część z nich była na pewno religijna (to w końcu DIxieland). Governor, jak można przypuszczać, liznął z kolei jakiegoś wykształcenia, co nie przeszkadza mu pojechać do ludzi i napierdzielać do nich z kałacha. Problemem nie jest to, że nie myślą o tzw. wyższych wartościach, lecz to, że nie są zdolni się zjednoczyć, by później te wartości odbudować. Zamiast tego wybijają się nawzajem. I trzeba przyznać, że dobrze się to ogląda, bo lepiej oglądać jakąś akcję niż farmerską soap-operę i nudne życiowe suchary (patrz: drugi sezon, Lori), jednak jest to dość przygnębiające, jak się zastanowić. Tym bardziej, że nie wiadomo, czy na ich miejscu zachowalibyśmy się lepiej - przypuszczam, że wątpię.

Ja nie bronię Gubernatora! Twierdzę, że jest chore, że jedyna osoba jaka w filmie wpadła na odbudowę jakiejś społeczności, to jest psychopata. Kolejne załganie tego filmu. Jakby twórcy chcieli w ludzi wmawiać, że wszyscy jesteśmy amoralni, a może nawet powinniśmy.

Owszem, zabijają się nawzajem. Do pewnego stopnia tak by w takiej sytuacji było. Ale film dawno osiągnął w tym szczyty absurdu. Z takim problemem jak w filmie radzi się sobie poszerzaniem społeczności, tworzeniem jego organizacji, zasad współżycia, wreszcie prawa. Na Boga! - przeciwko temu zagrożeniu zadziała zwykła palisada znana dzikusom! Trochę więcej potrzeba by odgonić bandy przestępców, ale to też jest do zrobienia, jak już się ludzi zabezpieczy przed truposzami.

Zombiaki nie są dostatecznie groźne, ażby społeczeństwo się zapadło nieodwracalnie, ani żeby było rozcząstkowane całkowicie po takim czasie jaki w serialu upłyną. To jest fałsz tego filmu.

użytkownik usunięty
Lost_in_space

To, że akurat on wpadł na pomysł odbudowy, wynika pewnie z tego, że po prostu jako jedyny wśród tego miasteczka miał zdolności przywódcze i charyzmę (chociaż w serialu jakoś tego nie czuję, noale), a to są właśnie cechy, które często posiadają psychopaci, poza tym pewnie tak się złożyło, że Woodbury akurat nie zostało zniszczone i mieli czas zbudować fortyfikacje. Fakt, wypada pod tym względem o niebo lepiej od grupy Ricka, której członkowie nie zabezpieczają farmy, nie pilnują się nawzajem, prowadzą "głębokie" rozmowy, łażą gdzie chcą, robią co chcą, aż w końcu zombie włażą im prosto w dupę. No ale to też nie ich wina, że nikt wśród nie miał zbyt wysokiego IQ. W trzecim sezonie są już lepiej zorganizowani - każdy dojrzewa we własnym tempie :).

Moim zdaniem połowa postaci w tym filmie zachowuje się tak, jakby miała 80 IQ (lekkie upośledzenie), a przy tym mądrzyła się o sensie istnienia i cywilizacji. I to nie jest realistyczne, to jest absurdalne. Po takim czasie, przy tak nikłym zagrożeniu jakim są w istocie zombiaki, mielibyśmy już dawno lepiej lub gorzej zorganizowane społeczności i może czasem wojny między nimi, ale nie to co widzimy w serialu.

Już zupełnie pomijając rzecz jasna to, że siły rządowe w życiu by w takiej sytuacji całkowicie nie upadły i mielibyśmy w istocie pewnie jakieś rządy na poły policyjne (takie trochę ostrzejszy stan wojenny).

użytkownik usunięty
Lost_in_space

No nie wiem. Z tego, co się orientuję, w uniwersum serialu ofiarą epidemii padło 90% populacji, więc całkiem możliwe, że nie ma już żadnego rządu, a zombiaki w kupie stanowią jednak poważne zagrożenie. Serial zresztą nie pyta, czy takie coś byłoby prawdopodobne, tylko przedstawia sytuację, która się już dokonała (nieważne jak), i każe bohaterom radzić sobie z nią. Wszystko, co dawało złudzenie bezpiecznego życia, przepadło, jest koniec świata i ludzie są zdani na siebie. "You think your great big husband will protect you - you are wrong; You think yourgovernment will protect you - you are wrong"... Podobna sytuacja jest w "The Road" - tam nawet nikt nie zawraca sobie głowy pytaniem, co się właściwie stało, wiadomo tylko tyle, że nagle świat się rozpadł, i trzeba sobie jakoś radzić. To post-apokalipsa jest ważna, nie jej okoliczności.
Tyle że w "The Road" nie ma pieprzenia o życiu, jest za to walka o nie.