Drodzy wielbiciele The Walking Dead. Po ostatnim odcinku (s02e13) stawiając się w sytuacji Ricka zacząłem mięć swojego rodzaju dylemat moralny tzn. czy byłbym wstanie poświęcić jedną osobę dla dobra całej grupy (deal z Michionne) oczywiście nie mając pojęcia co tak na prawdę zamierza gubernator. Jestem ciekaw co wy zrobilibyście na miejscu Ricka bo ja jednak skłaniałbym się ku wydaniu Michionne gubernatorowi
Z tego co ostatnio mówił Rick, to jakieś 60% populacji według niego pozostało. Nawet gdyby pozostało 5% to naprawdę nie rozumiem jak można byłoby sobie nie poradzić z zombiakami. Wystarczyłoby mi 2-3 dni względnego ustania naporu (pojedyncze zombiaki), żebym w np. 20 osób zbudował coś, co zapewnia całkowitą ochronę. Na Boga, legion rzymski (około 5000 osób), budował w ciągu wieczora (same siły inżynieryjne; pewien procent) obóz dla tylu osób, który był skutecznym zabezpieczeniem przed uzbrojoną armią, a nie bandą potykających się o własne nogi trupów!
A my mówimy o czasach współczesnych, walającej się wszędzie współczesnej broni i maszynerii oraz setkach tysięcy gotowych fortyfikacji (zabudowania). Jeden czołg zdrowych osób, jeżdżąc z miejsca w miejsce po paliwo i amunicję, wyeilinowałby (trochę naciągając) całe zagrożenie z USA.
Tylko że w czasach legionów rzymskich czasy były krwawe i ludzie liczyli się z tym, że niedługo może być nowa wojna i będą musieli bronić swojego życia i mienia. Teraz, w czasach pokoju i dobrobytu cywilizacji zachodniej, nikomu to nawet nie przychodzi przez myśl - to jakieś dzikie ludy na Biskim Wschodzie, Afryce czy innych Bałkanach się napierdzielają, ale nie my. Nikt w Ameryce nie jest przygotowany ani na wojnę, ani na poważny kataklizm, ludzie nie muszą walczyć o przetrwanie. A tu nagle pierdut - muszą walczyć, nikt ich nie obroni (bo wojsko z tego co widać też szlag trafił). No i większość tego nie potrafi.
Ta, ta, ta - byliśmy z kumplami dzieciakami i chcieliśmy zbudować porządny szałas? Ścięliśmy siekierą parę średnich sosen i w szałasie mogło siedzieć kilkanaście osób. To nie są żadne cuda, ludzie są kreatywni, silnych mężczyzn nie brakuje (osobiście pakerem nie jestem, ale to ja planowałem budowę), poradziliśmy sobie. Tym bardziej poradziliby sobie ludzie postawieni pod murem. Szczególnie - jak już powiedziałem - że najnowocześniejszy sprzęt się po prostu wala za darmo pod bokiem (bardzo np. mnie śmieszyła sytuacja, że w całym filmie znalazł się 1 [słownie: jeden] używany przez kogoś helikopter [bo rzecz jasna z setek tysięcy pilotów w USA nie przetrwał nikt i/lub nie zauważył stojących wolno maszyn] i oczywiście dla zachowania jakiegokolwiek sensu musiał się całkowicie bez sensu rozbić (no tak, takie awarie to norma, szczególnie jak ma się spaść nad bohaterami filmu jako jedyny używany helikopter i udawać, że inne nie mogą latać)..
Jejzu ale się czepiasz...to nie jest film dokumentalny tylko serial/fikcja. Zacznij się zaraz czepiać o to że faceci nie chodzą z brodami do pasa,a babki z kosmatymi nóżkami. Sorry,ale czytam Twoje posty i po prostu nie mogłam już się powstrzymać. Nie rozumiem dlaczego zamiast dyskutować o bohaterach i ogólnej sytuacji w której się oni znaleźli, niektórych bardziej zajmuje takie pierdo lamento "bo oni powinni się skupić na odbudowywaniu cywilizacji, bo armia nie mogła by paść, bo serial jest głupi i bez sensu, ale dalej go oglądam i kwękam". Bez urazy.
Twierdzenie,. że po przyjęciu pewnej fikcji, reszta filmu nie musi być realistyczna (w obrębie tej fikcji) jest po prostu skończoną głupotą i nawet nie chcę z taką głupotą dyskutować. Tak się składa, że uwielbiam science fiction - tak książkowe, jak filmowe - i przy przyjęciu Twoich założeń byłyby to bajeczki dla zabicia czasu. Prawda jest taka, że dobre science fiction (szczególnie książkowe) jest jedną z najinteligentniejszych literatur, która czasami przyczynia się do rzeczywistego postępu lub zrozumienia przez ludzi pewnych kwestii. Dlatego właśnie, że nie podziela Twojego głupiego rozumowania. Zakłada pewną zmianę w pewnych aspektach świata i wyciąga z niej konsekwentne wnioski rzucając tym samym nowe światło na pewne nasze przyjmowane jako pewniki przekonania, wartości, wiedzę (na podobnej zasadzie działa literatura utopijna i antyutopijna; ale można to odnaleźć nawet w mitach).
Jak tego nie rozumiesz, to proponuję zacząć. Przede wszystkim - jakikolwiek film się powinien trzymać kupy i własnych założeń, inaczej staje się bełkotem. A im więcej machasz ręką na takie sprzeczności, tym bardziej tępe staje się Twoje rozumowanie w ogóle (także w życiu). Dlaczego? Bo oswajasz mózg z bełkotem.
Ja nie napisałam że jeżeli to serial to mogą ładować w to tony absurdu i debilizmów, bez przesady w drugą stronę. Ja nie widzę w tym serialu jakiś takich kolosalnych absurdów, który by mnie bardziej zajmowały niż istota serialu. No ale każdy szuka czegoś innego, jak widać.
O moje rozumowanie w "ogóle" już się nie musisz martwić, Mędrcu ;]
Ja widzę. Jednocześnie wyzywałem od najgorszych postacie, które się takimi stały powszechnie dla ludzi dopiero kilkanaście odcinków później (w dalszych sezonach), chociaż pod tym względem nic się nie zmieniło (poza spóźnionym oświeceniem pewnych osób). W tym serialu absurdy biją po oczach, zresztą w większości tak jest.
Lost_in_space zgadzam się z Tobą w 100 %. Przynajmniej jedna inteligentna osoba na tym forum. Konstruktywna krytyka jest zawsze potrzebna. Niby dla czego mamy ślepo przyjmować papkę którą nam serwują? Tak naprawdę to widzowie decydują o tym co otrzymują od producentów. Jeśli twórcy serialu widzą, że widownia nie spada pomimo braków logicznych w fabule to nie będą się wysilać, żeby wyprodukować coś lepszego. Amen
Właśnie się zastanawiałam jak delikatnie napisać, że nie należy wszystkiego brać tak dosłownie bo to jakby nie było serial tylko. A jak zaczniemy wszystko brać na poważnie to dojdziemy do pytań gdzie oni się załatwiają i jak kobiety radzą sobie z comiesięcznym problemem :)
A po co się tak denerwować ;)
Chcesz tracić ostrość sądu, jasność widzenia, precyzję myśli? Nikt Ci nie broni. Nie wmawiaj tego jednak innym. Mam szalonego kumpla, matematyka, który z tego powodu przestał oglądać filmy w ogóle! To już przesada. Ale Twoje rozumowanie nie jest poprawne, jest wręcz odwrotnie. Ty nie rozumiesz, że nawet wierząc w dystans, jak przestajesz wnikać, paraliżujesz umysł na rozpoznawanie pewnych absurdów. Tego nie zobaczysz od razu, ale to jest fakt.
A mówiąc już wyłącznie o sztuce i pomijając psychologię - prawdziwa sztuka nie musi się uciekać do bełkotu własnych założeń, bo na tym czym innym poziomie potrafi zachować spójność. Jak jakiś serial nie potrafi, to to jest jego wada i tyle. Nie ma tu dalszej dyskusji. Jest tylko kwestia tego, że jesteś idealną osobą do tego, żeby klaskać obniżaniu poziomu filmów (czego skutki widzimy: dekada 2000 i obecna są jednym z najniższych poziomów Hollywood w historii).
O gustach się nie dyskutuje? Starożytni - którzy tę zasadę ukuli - rozumieli ją w pewnym podobieństwie do tekstu: nie dyskutuj z głupcem. W tym sensie, że gustów nie da się przetłumaczyć, ale są lepsze lub gorsze, a jednocześnie jesteś na skazanej pozycji - przez niemożność wyłożenia - dyskutując z kimś kto powie po prostu "a bo nie"/
Wiesz są filmy, które traktuję jako czystą rozrywkę i takim filmem jest dla mnie miedzy innymi ten serial. O moje wnikanie też nie musisz się martwić, i możesz wierzyć lub nie ale jestem daleko od tego aby "klaskać obniżaniu poziomu filmów".
Pozdrawiam serdecznie.
Widzisz, ja np. nie potrafię wyłączyć myślenia. Dla mnie ten film to też czysta rozrywka, tyle, że ja widzę sytuację i od razu wiem, że coś w niej jest nie tak (oczywiście nie chodzi mi o to, że wiem zawsze, albo że nigdy się nie mylę, ale na ile mój rozum wie, to wie). I nie ma żadnego "a mniejsza z tym". Nie lubię gadania głupców, więc jak twórcy się nimi okazują i mi coś mówią, kogoś ze mnie starają się robić, to mnie to irytuje.
Najlepiej jest znaleźć zloty środek: dobrze się bawić - bo to w końcu rozrywka, ale i rozmyślać nad alternatywnymi rozwiązaniami, "cobybyłogdybować", fangirlować hot guys, hejtować palantów, zachwycać nad dobrymi akcjami, pomstować, jak robią szajs :D
TWD fajnie się ogląda, chociaż fabularnie oraz w kwestii logiki i sensu momentami szoruje po dnie. Plus rzadko widać takie zagęszczenie irytujących bohaterów jak tu :D W tym sezonie naprawdę dobrze się na nim bawiłam, ale ostatni odcinek to nie ukrywam, mnie rozwalił :]
To nie jest wcale takie głupie. Mnie trochę brakuje, że serial nie pokazuje realiów codziennego życia typu higiena czy gotowanie. Na czym np. gotowali jedzenie na drodze zimą, jak sobie radzą z brakiem ciepłej wody? Wiadomo, że to tylko tło dla akcji, ale jednak tło niezbędne, a tutaj mocno olewane. W pierwszym sezonie pokazali tylko kobiety robiące pranie nad rzeką (swoją drogą bardzo fajna scena), i czasami widać, że Carol robi jakąś przepierkę. Trochę mało tego.
Ta scena była feministycznie żałosna i jednocześnie ośmieszająca feminizm. Faceci ryzykują życie, a tu banda praczek narzeka o nierównym podziale (bo akurat Shane się bawi) i płacze o wibratorach. Jak mówię - twórcy tego serialu nie potrafią tworzyć sensownych postaci kobiecych, a ta scena właśnie wskazuje, że mają bardzo złe zdanie o współczesnej kobiecie. Ja nie mam najlepszego, a i tak mnie raziło to przerysowanie.
Nonsens. To była bardzo fajna, naturalna scena rozładowująca napięcie i z ośmieszaniem feminizmu nie miała nic wspólnego. Kobitki po prostu sobie żartowały i tyle, bez sensu jest analizowanie tego pod kątem gender studies itp.
Wcale nie jest bez sensu zważywszy na to jak postacie kobiece ogólnie zachowują się w tym serialu. A zachowują się jak z gender studies. Co je całkowicie w tej sytuacji ośmiesza.
No ale co niby je ośmieszało w konkretnie tej scenie - to że robiły pranie czy że poopowiadały sobie trochę głupot o wibratorach? Trochę śmiechu nie zaszkodzi, nawet w ekstremalnych sytuacjach, po prostu po to, żeby nie zwariować.
Ty nie bardzo widzisz, że ten serial otwarcie czasem idzie (szedł) w gender. I przerażające były niektóre recenzje, a tym bardziej komentarze na zachodnich forach. Np. motyw z tym kiedy Lori poucza Andreę, żeby zrobiła coś w kuchni. Andrea była wówczas skończoną, zajętą sobą suką, która nie robiła absolutnie nic poza obnoszeniem się ze swoim wielkim poszkodowaniem (że nie dano jej się zabić) przez które prawie doprowadziła do śmierci jednej z dziewczyn (Beth) oraz eksponowaniem swojej sukowatej siebie jako wartościowej poprzez broń, kiedy to tylko przypadkiem nie zabiła Daryla. Lori, wówczas swoją drogą suka, miała w tej sytuacji całkowitą rację. A jednak Andrea, już wtedy znienawidzona, raptem w tej sytuacji stała się dla recenzentów i komentatorów obrończynią praw kobiet względem kuchni. Trudno wręcz powiedzieć jak jest to żałosne. I tak samo żałosne były te - niby żarty - nad jeziorem. Bo to nie wyglądało, poza wibratorami, na żarty. Wyglądało na przekonanie grupki suk, które nie robią nic poza praniem, na poczucie poszkodowania ze strony mężczyzn, którzy wielokrotnie ryzykowali dla nich życie w walce.
Dobrze, że ten temat skończono - chyba nawet twórcy nie byli tak głupi, żeby nie widzieć w co brną.
No dla mnie zupełnie tak to nie wyglądało. Wyglądało mi to prostu na zwykłe żarty w babskim gronie, a lekko ironiczne wzmianki o nierównym podziale ról nie były przecież mówione na serio. To właściwie była tylko luźna wzmianka tej czarnej babki, Carol jej zaraz odpowiedziała, że taka już kolej rzeczy, wobec zagrożeń mężczyźni walczą, kobiety piorą, i potem już nie było tematu. A mężczyźni jeszcze tak bardzo dla nich nie ryzykowali, wtedy jeszcze nikt nie zginął, jeszcze tak naprawdę nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, więc takie żartobliwe docinki były zupełnie zrozumiałe. I to ma niby być "nie robią nic poza praniem" - że to niby nic nie znaczy? No sorry, ale ktoś musi robić pranie, mężczyźni ryzykujący życiem w brudnych łachach i gaciach nie byliby tacy cool ;). Już bardziej można rzeczywiście podciągać pod feminizm tę rozmowę Andrei z Lori - jeśli ludziom na forach chce się zabawiać w takie coś, to czemu nie.
Czytam twoje posty Lost, i czegoś nie rozumiem. Ten serial ci się ewidentnie nie podoba - rażą cię głupoty scenariusza, denerwuje cię brak prawdopodobieństwa, nie lubisz postaci. Ja na twoim miejscu dawno rzuciłabym ten serial w pi zdu - jeśli coś się komuś tak kompletnie nie podoba, po co to oglądać? Po co katować się serialem, który nie sprawia człowiekowi żadnej przyjemności?
Oj, oj, oj. Jak jeszcze nic nie widzieli, nikogo nie bronili, nic nie robili, jak to jest sytuacja już PO tym jak Shane załatwił sprawy z Rickiem w szpitalu i Lori. Nie pokazano tego co się działo w sposób ciągły wprost, ale z opowieści i fragmentów wiemy doskonale, że była masakra (niby czemu Rick się budzi w pustym mieście pełnym trupów?).
To, że Ty sytuację bierzesz za niewinną to mogę zrozumieć, też bym brał, gdybym nie znał całego feministycznego "agenda" na zachodzie, co zresztą można było śledzić później dokładnie w serialu, póki twórcom z równania nie wyszło, że tylko ośmieszają wojujący feminizm, bo co ja co ale w takiej sytuacji kryzysowej to nie działa, bo po prostu kobieta nie jest mężczyzną i tyle (chociaż komiksowe walory filmu pozwalają na super-wojowniczki takie jak Michonne, co pewnie przyjęto z ulgą i co jest możliwe ze względu na komiskowość zagrożenia - zombie).
Czemu serial ma mi nie sprawiać przyjemności? Bo widzę wady? Po prostu mógłby być o niebo lepszy, ale zważywszy na ogólny poziom kina i telewizji i tak jest całkiem niezły.
Co innego słyszeć o czymś z drugiej ręki, co innego widzieć to na własne oczy. Po ataku na obóz nie było już miejsca na taką beztroskę.
Po prostu widząc, jak wyliczasz same wady nie wiem, po jakiego wuja to oglądasz. No chyba że czerpiesz jakąś masochistyczną przyjemność z wyłapywania tych wad. A ogólny poziom amerykańskich seriali jest akurat bardzo dobry i TWD na ich tle jakoś specjalnie nie błyszczy.
PS. Pranie nic nie znaczy? Właśnie znaczy. Bardzo wiele, szczególnie jak możliwa jest zaraza. To w zsuczonej feministycznej mentalności nic nie znaczy, wręcz poniża, jest jakąś brudną robotą i to w momencie kiedy ci, którym się coś pierze nadstawiają gardła.
Żeby CI jeszcze rozjaśnić. Pranie nie naraża bezpośrednio. Jest bardzo ważne, wymaga wysiłku, jest równie niezbędne jak walka. Jak facet to deprecjonuje, to jest śmieciem. Ale jak kobieta uważa, że jest w tej sytuacji poszkodowana, chociaż facet za nią walczy, bo przecież feministycznie nie będzie się parać praniem, to jest skończoną suką. O to mi chodzi.
Takie pieprzenie kobiety jest podobne do pieprzenia tego chłopa od rękoczynów, co go Shane pobił. Nie ma większej różnicy między deprecjonowaniem prania przez mężczyznę, który poza tym się poświęca nadstawiając gardła (ale może to robić m.in. dzięki praniu jakie dostał), a deprecjonowaniem prania przez kobietę, która uważa, że ją to poniża, kiedy robi rzecz niezbędną dla osób, które poświęcają się m.in. dla niej nadstawiając gardła. Jeden to chuj, druga to suka.
One nie czuły się poniżone ani poszkodowane, nie miały pretensji, spokojnie sobie prały i się śmiały. Nie było fochów typu "nie robimy tego, to nas poniża, niech se chłopy same piorą", jakiegoś babskiego buntu czy coś. Robiły swoją robotę i paplały o wibratorach, przecież widać było, że nie ma w tym żadnej "suczej" złośliwości tylko normalna ludzka potrzeba wyluzowania się. Żeby takie coś brać poważnie i widzieć w tym jakieś feministyczne bógwico, to po po prostu trzeba nie mieć poczucia humoru.
Ta rozmowa zaczęła wyglądać - w zachowaniach - na żartobliwą dopiero przy wibratorach, wcześniej wcale nie można być było tego takim pewnym.
Ale ja przede wszystkim uczulam Cię na to, że tu nie chodzi o to wyłącznie, jak to wygląda w danym momencie, czy w ogóle pod względem sceny, czy w ogóle sytuacji wewnątrz filmu. Chodzi też o to, co chcą i próbują przekazać twórcy. A z perspektywy to genderowe zajawki się w tym serialu pojawiły. Tyle, że szybko zostały wycofane. Bo nie działały ;)
Nie no, jakieś tam szałasy/namioty chyba też umieli klecić w pierwszym sezonie, z tego co pamiętam. Co było zresztą bez sensu, bo w nocy nadciągnęły zombiaki, wywaliły im te namioty i zeżarły połowę z nich. Ale to były początki, kiedy jeszcze nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji i zachowywali się trochę jak na leśnym pikniku... hmm... no dobra, to było debilne :).
Z tymi samolotami po prostu nie wiadomo, co i jak. Jako że od wybuchu epidemii minęło już ok. 3 lat, może rzeczywiście nie ma już wojska, a proste ciemne ludzie nie umią obsługiwać czołgów i helikopterów - no co poradzić, nie umią i już.
Potrzeba matką wynalazku.
Np. wszędzie walają się auta, co oni gdzieś jadą, to na drogach, poboczach coś stoi. Jeden dzień takiej jazdy i zbierania i można pościągać opuszczone samochody i poustawiać je wzdłuż siatki. Stanowiłoby to dodatkowe zabezpieczenie, bo przyznam, że mnie np. serce staje, jak zombi podchodzą i szarpią się z siatką, cały czas mam wrażenie, że ona się w końcu gdzieś puści. Dodatkowo gdyby była taka sytuacja jak ostatnio z Rickiem w potrzasku poza siatką, człowiek mógłby się schronić w takim aucie i czekać na ratunek, a tak to musi biec w kierunku bramy, co jak wiemy dla Ricka by się źle skończyło.
Poza tym samochód stojący po wewnętrznej stronie bramy (odsuwany tylko przy wyjazdach) zatrzymałby wjazd Filipowej karetki z zombi. :)
To tylko taki mały przykład :) Lubię sobie tak porozmyślać, jak oglądam ten serial :P
Dobre też było jak wracali do rodzinnej miejscowości ricka, zaatakowało ich kilkanaście zombie, ale nie mogło zniszczyć szyb w samochodzie (jak się zakopali). Następna scena, zombie matrwe, oni wysiadają z samochodu. Uderzająca niedorzeczność względem tego, że stali w konwoju, gdzie w samochodach były same trupy. Po tym czasie każdy by wiedział na co zombie są wrażliwe. Uchyliłby szybę i choćby urwanym hamulcem ręcznym zrobił to samo co Rick pistoletem.
Może twórcą chodzi o pokazanie że nie zawsze może panować demokracja, niejednokrotnie trzeba rządzić twardą ręką niczym dyktator inaczej grupa by się rozpadła. Teraz tylko pytanie czy zawsze przywódca będący w jakimś stopniu dyktaroem jest psychopatą czy dopiero nim się staje? Pod wpływem sprzyjających warunków. Tyku psychopatów, katów, morderców i sadystów jak w kapo w II wojnie światowej nie byłoby bez odgórnego przyzwolenia. Teraz podobne pytanie czy oni zawsze byli tacy i potrzebowali przyzwolenia, czy może to dopiero warunki zrobiły z nich to czym byli?
Patrząc na Ricka z pierwszego sezonu i z trzeciego choćby ten pomarańczowy plecak, czy teraz rozmyslanie nad wydaniem Michonne mozna spytać podobnie , choć tu znamy odpowiedz to sytuacja w jakiej się znalazł powoduje że staje się coraz większym palantem patrzącym tylko na siebie i swoich ludzi. Podstawowa sprawa, to to że podobnie jest zGubernatorem , jesli patrzeć na podstawie ksiazki. A może się mylę i wyzwolone zostały największe patologie jakie od zawsze w nim siedziały?
PS> Rick ma wahanie, ale to właśnie jest kolejny absurd. Jakie wahanie? Gdzie tu jest zagadka? Zawierzyć psychopacie i uczynić się na zawsze osobą niewiarygodną wobec jakiegokolwiek członka grupy poświęcają przy tym życie niewinnej osoby, czy tego nie zrobić? Niedorzeczność.
Zauważmy jeszcze jedną rzecz. Literatura, filmy, sztuka, potrafią kłamać. Często się mówi o szkodliwości jakichś filmów i nikt w to nie wierzy. Bo też błędnie stawia się problem. Najbardziej szkodliwa ma być jakoby brutalność. Nie jest, to powierzchnia. Filmy są szkodliwe przez to, że kodują w człowieka kłamstwa. Spróbuję to zobrazować na przykładzie z tego serialu.
Beth chce się zabić. Andrea ze swoją samobójczą psychiką i skończonym egocentryzmem wtrynia się w sytuację. Twierdzi, że dziewczyna ma prawo dokonać wyboru. Że nie jest rolą innych wtrącać się w takie kwestie. Jakby nie było faktem, że samobójstwa najczęściej są dokonywane pod wpływem chwili, czy zaburzenia psychicznego (te zaburzenia się leczy), a wyjątkowo rzadko były świadomą konsekwentną decyzją. Film o tym nie powie, a Andrea się w nim wypowie, do kogoś niezorientowanego może to trafić. Ale to dopiero początek.
Beth pozostawiona sama sobie przez Andreę podejmuje próbę samobójczą. Nieudaną. Przez chwile jednak nie wie czy przeżyje i wtedy rozumie, że nie chce umrzeć, płacze, szuka pomocy. Zostaje uratowana i już nie chce się zabić. Test wykazał: chce żyć. Lori w typowy dla siebie sposób bredzi, że Andrea miała w sumie rację, czasami trzeba przekroczyć granicę i pozwolić pewnej osobie coś zrozumieć.
Fajnie, tylko równie dobrze Beth mogła nie pociąć się szkłem tylko zrobić co innego. I by się zabiła.. A przy tym nadal, tak samo, prawdą byłoby, że chciała żyć. Np. nażarłaby się czegoś, co działa szybko (nie wiedziałaby o tym), albo w chwili zwątpienia palnęłaby sobie w łeb. O tym w ogóle nie ma w filmie mowy. Chore, niedorzeczne zachowanie Andrei i pozytywny wynik.
Tak mogło się rzecz jasna zdarzyć. Ale film może kłamać w tym sensie że nie odpowiada rzeczywistości pod względem z jaką częstotliwością się pewne rzeczy zdarzają. Wpaja schematy z gruntu fałszywe. Przedstawia jako naturalne, albo nawet pożądane zachowania jakie są nienormalne i bardzo szkodliwe. W filmie są nagradzane, w rzeczywistości nie. Jak narkotyk programuje fałszywe przebiegi między stanem wejściowym, a wynikiem.
Młody człowiek - ale nie tylko - często nie potrafi, nie ma doświadczenia by ocenić realizm psychologiczny, prawdziwość pewnych tez, by ocenić prawdopodobieństwo, by zadać pewne pytania, spojrzeć od innej strony, albo chociażby się zdystansować. Tak filmy bywają bardzo szkodliwe i Walking Dead jest tutaj bardzo niedobrym filmem dla niewyrobionej osoby. Ten film w pewien sposób promuje jednak amoralność.
To nie jest niedorzeczność, Rick miał ostatnio sporo przejść, zdrowie psychiczne mu trochę siadło, więc ma prawo do chwilowych słabości w osądzie. Przejdzie mu.
Po tej akcji z Beth na miejscu Maggie nie poprzestałabym na agresji słownej, tylko kopnęła blondi w dupę. 17-letnia, gówniara, a więc osoba niedojrzała, chwiejna psychicznie, nadwrażliwa z natury, pod wpływem emocji chce się pociąć - ok, jak chce niech się tnie. I to jeszcze kiedy trwa apokalipsa i każde życie jest na wagę złota. Na szczęście żyje, i w trzecim sezonie bardzo ładnie śpiewa :)
No śpiewa, czy ładnie, to kwestia gustu. A na miejscu Maggi - wliczam w to emocje chwili - po prostu bym Andreę zabił. Ja bym nie bronił Ricka przejściami. Jeśli psycha mu siada do tego stopnia, że nawet w takich oczywistościach się waha, to powinien oddać dowodzenie komuś innemu, bo sam się już nie nadaje. Nawet jego schizofreniczne wizje mniej uzasadniają taką decyzję, niż rozważanie serio tego co rozważa. Staje się coraz bardziej niebezpieczny tak dla grupy, jak samego siebie.
Tyle że nie bardzo ma komu: Hershel jest za stary, Daryl woli stać z boku, Glenn jest zbyt narwany, Merle nie nie jest godny zaufania. Kto zostaje - dzieciak i baby? Rick na razie nie ma po prostu konkurencji do funkcji naturalnego lidera. Dawniej taką konkurencją był Shane, zanim scenariusz zrobił z niego maniaka i szajbusa.
A Beth śpiewa świetnie, "Hold on" w jej wykonaniu wręcz bardziej mi się podobało niż wersja Waitsa.
Zgadza się. Ale w takim wypadku mógłby po prostu zacząć słuchać np. tego co ma do powiedzenia Hershel.
Jeszcze w sprawie Andrei: wówczas (w czasie niedoszłego samobójstwa( była egoistyczną, skupioną wyłącznie na sobie, narzucającą te swoje sukowate przeżycia innym (jakby były prawomocne), suką. Teraz zresztą po części do tego wróciła. Tylko teraz jest głupia jak but i też tę swoją głupotę narzuca innym, uważa ją za prawomocną. Nie wiem w jakim świecie ktoś by jej w ogóle słuchał, chciał mieć do czynienia. Tylko przez chwilę, między tymi momentami, nawet ją lubiłem. Postać jest tak psuta przez scenarzystów, tak nierówno, chaotycznie pisana, lepiej by było, żeby ją odstrzelili. Jak piszę w innym wątku - twórcy tego filmu kompletnie nie potrafią pisać postaci kobiecych (i w mniejszym stopniu: w ogóle spójnych, ciekawych bohaterów).
Już to wstawiałam w innym temacie, ale powtórki z dobrych memów nigdy za wiele:
http://25.media.tumblr.com/7bb6a21f89f8d547389ea070830701a1/tumblr_mis7kw9IPM1ru 6roto1_500.jpg
:-)
W przed-przed ostatnim odcinku, kiedy fabuła miała jeszcze jakiś sens :) na koniec odcinka Rick spokojnie oddaje / deleguje część swojej władzy w ręce Hersha i Daryla. To była zapowiedź lepszych czasów, nowy Rick, który zdaje sobie sprawę i godzi z tym, że jest wykończony i chory i że ma do tego PRAWO po tym co przeszedł i może oczekiwać i żądać pomocy innych.
No to teraz jeszcze dowalił sobie nowe problemy, jak jeszcze ze starych nie wyszedł.
A ja nadal uważam, że Rick jest dobrym przywódca, a Hershel wspaniałym doradcą o czym Rick wie i dlatego zwraca się do niego i słucha.
Natomiast Andrei się tylko wydaje, ze ją ktoś słucha ;) Nie powiem abym lubiła tę postać ale potrafię sobie w rzeczywistym świecie wyobrazić właśnie taką kobietę, tak postępującą. Ona jest chaotyczna od samego początku, i od samego początku wydaje jej się, że jest silna i nieomylna, pewna swoich racji.
On ma syndrom stróża prawa, uważa, że ochrona innych to jego obowiązek bez względu na to, jak sam się czuje, przekonanie, że to glina broni obywateli, nie odwrotnie - i mimo że przestał nosić gliniarską koszulę i kapelusz, to przekonanie wciąż jest w nim głęboko zakorzenione. Hershela i Daryla traktuje jako przyjaciół i doradców, ale czuje, że odpowiedzialność za grupę spoczywa tak naprawdę na nim. We trzech tworzą coś w rodzaju Rady Starszych, i to całkiem niezłą - kiedy byli razem na wyjeździe, w więzieniu zrobił się kompletny burdel, i kto musiał zapanować nad chaosem? Biedna, mała Beth :)
LOL dobre!
Jestem całkowicie za jednym przywódcą - liderem, słuchającym doradców, delegującym obowiązki, ale spajający całość swoją osobą. Rick do tej pory w tym sezonie pokazał, że ma zadatki, wbrew niesprzyjającym okolicznościom. Dobrze sobie radził z zajęciem więzienia, potrafił zmotywować ekipę do wysiłku. Po śmierci Lori i jego przeżyciach też ostatnio zaczął wychodzić na prostą (pomalutku). Rick wciąż ewoluuje jako lider - w czym przeszkadza mu jak mówisz, kompleks szeryfa skrzyżowany z kompleksem Harrego Pottera,
Dlatego tak mnie wkurzył Rick z ostatniego odcinka. Cała ta sytuacja spotkania była głupia i z dupy i przekreśliła cały dotychczasowy ciekawy rozwój tego bohatera. Mamy oto ponownie Ricka z 2 sezonu. Którym on już dawno nie jest.
Cały ostatni odcinek był o dupe roszczaść, to już ustalone :).
Postać Ricka rzeczywiście była bardzo fajnie rozwinięta na początku sezonu - skończył jęczeć do żony, że nie wie co ma robić, później w ogóle nie miał żony (f*uck yeah!), przejął najlepsze cechy przywódcze Shane'a. Potem dołożyli mu te zwidy, ostatnio denną pogawędkę z Gubernatorem - mam jednak nadzieję, że twórcy nie po to dali mu w tym sezonie więcej cojones, żeby go ich teraz całkiem pozbawić, i że wygrzebie się z bagna.
Nie jestem w temacie fantasy dla młodzieży - jaki kompleks miał Harry Potter?
Kompleks bohatera, branie odpowiedzialności za ratowania świata, poświęcenie dla innych :) takie tam w ten deseń