Jedyne co mi się nasuwa do głowy.
To stwierdzenie iż powoli budowana akcja w kolejnych odcinkach święci ciszę przed burzą.
Mądra strategia! Szczególnie, że w jednym momencie są (np. ktoś stoi na słonku i bajeruje kobitę), a w drugim momencie ich nie ma (np. akurat jakiś kolo odstrzela temu komuś głowę jak gdyby nigdy nic).
Cieszmy się bohaterami TWD.. :)
O tym, jak bardzo widzowie tacy jak ja są skupieni na głównych postaciach niech świadczy fakt, ze oprócz głównych bohaterów których wymieniłeś, nie mam bladego pojęcia o kim mówisz :O Te Moralesy, Alleny i Morgany... ja nie pamiętać, to jest ktoś z tej ekipy Tyreesa czy Woodbury? Dużą dałam teraz plamę? :P
Natomiast co do przewidywania, kto zginie, ja mam nadzieję, ze twórcy nie będą się czaić i Ponury Żniwiarz będzie się przechadzał wśród głównych bohaterów wte i nazad.
Zaczęłam oglądać TWD bo:
- zombi
- zapowiedzi mówiły o nowej jakości w podejściu do żelaznych zasad "holiłódu", typu: nie zabijamy dzieci (nawet tych zombiowych), nie zabijamy zwierząt (szczególnie szlachetnych koni, które pomogły w kolonizacji Ameryki ^^) oraz nikt nie może być pewny swojego losu.
Jak do tej pory prawie się nie zawiodłam. Prawie, bo po satysfakcjonujących śmierciach Szejna i Lori, ich natarczywe powroty w postaci zwid i mar jest wkurzające, tak jakby pozbycie się głównego bohatera raz na zawsze było jakimś bluźnierstwem :/
Dlatego ja osobiście nie obrażę się za ubicie tzw. Oczywistych Przeżywaczy Apokalips, czy to przez zombi, czy potknięcie i wyrżniecie głową o kant stołu. I tak, mówić wszyscy, mam na myśli również Asskickerkę.
Moralesy, to ta Latynoska rodzinka (mąż, żona, dwoje dzieci), która opuściła grupę w I sezonie zanim udali się do centrum chorób. Morgan, to ten czarnoskóry mężczyzna z synkiem, który pomógł na początku Rickowi, a Allen, to ten nowy z więziennej grupy Tyreesa, który chciał zaatakować Carla i resztę kiedy Rick i Maggie odbijali braci z Woodbury.