Jestem na początku 3 sezonu i nie żałuje, że dotrwałam do niego, a miałam chwilę zwątpienia w ten serial po pierwszym sezonie, na szczęście drugi wszystko uratował i teraz nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.
Po pierwszym sezonie chwilę zwątpienia? Na pewno nie pomyliło Ci się z drugim? Wow...
pierwszy zresztą podobnie i drugi wyglądały jak film z tv pulsa co mają oceny w granicach 3-5 na filmwebie. Słaba gra aktorska ,słabe zdjęcia. Ta ocena 8,1 to przesada i żart, potem już lepiej w 3 sezonie ale ogólnie z sympatii do zombie daje serialowi 7
Sezon 3 lepszy? Serial pod rządami Mazzary spadł do poziomu Mody na Sukces. Między Darabontem a nim mamy przepaść jak między niebem a ziemią.
https://www.facebook.com/PolishZombies ZAPRASZAM DO POLUBIENIA PROFILU DLA ZOMBI MANIAKÓW !!!! :)
Okey, jestem w stanie zrozumieć że komuś się podoba 3 sezon, ale że jest lepszy od 1? I że pierwszy jest na poziomie filmów z Pulsu? To chyba jakaś prowokacja, bo nie chcę mi się w to wierzyć, że ktoś może serio tak myśleć. Już pomijając całkowicie bohaterów, to przecież 1 sezon klimatem, elementami horroru w tym zombie, niszczy 3 sezon, bo co tam wzbudza strach? Philipek strzelający swoimi zjeb fejsami? Już nie wspomnę o tym że 1 sezon był robiony przez Darabonta, który nie jest jakimś no nejmem jak , Mazzara.
No mi to po całości jedzie "Modą na sukces" :) tylko nie chciałam już być zbyt złośliwa, ale skoro ktoś inny to napisał, to dopisuję sie do tej opinii :P Ta ciągła gra na zwłokę i sztuczność tak typowe dla telenoweli... "muszę ci coś powiedzieć... ale czy na pewno?... czy na pewno musisz?... nie wiem... chyba tak... tak tak .... muszę" i przeskok na inny wątek i to samo mydlenie, a potem nawrót i tak w kółko. Cieszę się, że mam to już za sobą.
Ja powiem tak, do pewnego momentu oceniałem serial dość wysoko bo bodajże na 9. Sezon pierwszy w wykonaniu Darabonta zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie i po dzień dzisiejszy z chęcią do niego wracam ponieważ uważam, że mimo kilku niedociągnięć blisko mu do perfekcji. Zresztą nominacja do Złotego Globu (tak wiem, że to żaden wyznacznik, ale jednak). W sezonie drugim widać znaczny spadek formy ale jeszcze był na tyle interesujący by utrzymać mnie przy ekranie. Do tego zmiana bohaterów i to już nie "wybrańców", a wszystkich. W trzecim sezonie natomiast mamy padaczkę. Oczywiście jeżeli odcinki potraktujemy jako osobny byt z fabułą rozpoczynającą się w punkcie A i kończącą w punkcie B, to mogą one być, ale niestety traktujemy to jako jeden sezon i już w takiej formie tak kolorowo już nie jest. Pełno dziur, nielogiczności i irracjonalnych zagrań. Dopiero tak de facto w S3 widać przeciąganie wątków. Na cały sezon mogę wymienić raptem dwa tudzież trzy naprawdę dobre epizody, co jest niczym w porównaniu do 13 pozostałych odcinków.
Lepiej bym tego nie ujęła. Pierwszym sezonem byłam oczarowana, drugi był w miarę, a trzeci... Jakoś przemęczyłam, chociaż każdy kolejny odcinek był coraz bardziej irytujący, finał to już w ogóle przebił wszystko.
O nie, nie, nie, nie mogę się zgodzić. W 1 sezonie charaktery były bardziej wyraziste, różne, barwne. W trzecim w ogóle już nie rozmawiają, ale i nic się nie dzieje, a niektóre postaci są aż przerysowane, zupełnie oderwane od rzeczywistości.
obejrzałam 3 sezonu jak na razie 1 odcinek więc trudno mi stwierdzić :) ale drugi sezon o wiele bardziej podobał mi sie od pierwszego, były ciekawsze wątki, może trochę mało zombi i krwi ale i tak był dobry.
To jesteś w mniejszości - większość strasznie narzeka na 2 sezon. Ale mi też się podobał, nie zawiódł mnie :)
drugi sezon zawiódł po całości. Dużo obiecywano a mało z tego wynikało. Wątki były troche na siłe ciągnięte przez parę odcinków chociaz moglby byc zamkniete w jednym-dwoch odcinkach. Oczywiscie drugi sezon mial swoje mocne strony, jednak byl najgorszy ze wszystkich.
Drugi sezon plasuje się zaraz za pierwszym. Mimo sporu niedoróbek był o wiele lepiej, sprawniej, racjonalniej i rozważniej pociągnięty. Wszystko to co działo się w serialu miało swoje odbicie w bohaterach, którzy grali pierwszy plan. Nie ważne, że dany odcinek był przegadany. Zmiany jakie dokonywały się w psychice postaci sprawnie dynamizowały akcję, a rodzące się spięcia nadawały kolorytu. Prawdę powiedziawszy to z całego drugiego sezonu ukróciłbym jedynie pobyt Shane'a. Gdyby pozbyli się go gdzieś około 7 odcinka to automatycznie skończyłby się jego trójkącik z Lori i Rickiem, a sama grupa dostałaby tak mocnego kopa że doszłoby do niezłych zawirowań pomiędzy członkami. Dodatkowo inaczej uplasowałby się niektóre wątki co pozwoliłoby na lepsze poprowadzenie fabuły sezonu trzeciego.
Dziękuję. Miałem nadzieję, że znajdę podobny wpis. Kupiłem jakiś czas temu pierwszą serię i dziś wrzuciłem pierwszy odcinek. Zwykle odcinki pilotażowe wprowadzają w klimat serialu. Mam nadzieję, że nie w tym wypadku bo to zobaczyłem przypominało mi realizację kiepskiej telenoweli z aktorami z Domu Kultury w Małkini Dolnej. Ani trochę nie zachęciło mnie to co zobaczyłem do wrzucenia kolejnego odcinka. Myślę jednak, że zmęczę kilka epizodów, żeby dać temu szansę....
Jak dla mnie im dalej tym gorzej. Przemęczyłam trzy sezony czekając na jakiś ciekawy wątek i nie doczekałam się. Za to zaliczyłam parę tych cudowności typu np. wiecznie żywe mózgi odporne na spalenie i inne tego rodzaju debilizmy. Ciężko teraz o porządne seriale.
Taa, no w sezonie trzecim mamy podpalenie grupki zombiaków umieszczonych w dole (zostają oblane benzyną i podpalone, nie chodzi o jakieś lekkie nadpalenie tylko przyzwoite stanie w ogniu), którego efekt jest taki, że są one zupełnie zwęglone, ale nadal żyją, bo oczywiście przecież mózgi są tak odporne na ogień i temperaturę... Przyznam, że fajnie to w sumie wygląda - takie wiecznie żywe węgielki - więc plus za wygląd, ale sensu to już nie ma żadnego. Ja wiem, że to zombie i że często trzeba na coś oko przymknąć, ale uważam, że warto by było zachować jakieś minimum sensu, żeby to wszystko wypadało bardziej realistycznie. Cała ta kwestia, że one tak chodzą już rok czy dłużej - oczywiście nie wszystkie, ale jakaś tam ich część - chodzą i gniją, ale mimo że gniją to są odporniejsze fizycznie niż istoty niezgniłe. Po co je karmić w ogóle (chodzi mi o te sytuacje, gdy ktoś je hoduje) skoro i bez karmienia one żyją w nieskończoność. Tak dla przyzwoitości, część mogłaby jednak zdychać z głodu, czy zgnicia. Gnicie to jednak bardzo szybki proces. A zresztą, głupie to bo głupie, ale niechby i nie zdychały z głodu i żyły nieżywe wiecznie, ale to przeżycie spalenia mogli jednak sobie darować.
Aaa już wiem. W sumie to pamiętam że w innym filmie o zombie( o ile faktycznie mnie pamięć nie myli) po podpaleniu zginęły.
Co do karmienia przez Hershela - zauważ że on wtedy jeszcze nie wiedział z czym ma do czynienia. Myślał że to chorzy ludzie. Dopiero akcja Szejna mu uświadomiła że to nie są "chorzy".
W 3 sezonie chyba w 4 odcinku Milton mówi o swoich obserwacjach i mówi że trupki umierają z głodu, tyle że o wiele wolniej. Nie wiadomo ile to jest dokładnie, to "wolniej" .
A wiesz, w ogóle nie pamiętam tego fragmentu, w którym jak piszesz była mowa o tym, że szybko czy wolno, ale w ogóle umierają z głodu. Za to jest ta kwestia tych prowadzanych na łańcuchach, no nie, i w związku z nią jest mowa, że są chude, bo nie jedzą :) To mnie już trochę dobiło, bo ok, że one w ogóle jedzą - w końcu tego nie da się uniknąć tworząc cokolwiek o zombie. Ale idea tycia od tego jedzenia już jest nieco śmieszna, bo żeby utyły czy schudły z braku jedzenia, to musiałyby to trawić i jeszcze, o zgrozo, budować z tego, co trawią swoje tkanki... Kiepsko widzę te wszystkie przemiany w zgniłych komórkach. Te z łańcuchów Michonne ona tak prowadzała bez jedzenia przez 7 czy 8 miesięcy. Jak na wygniłe i obstrugane mieczem, to trochę długo funkcjonowały.
Sama nie wiem jak by to wszystko wymyślić, żeby wypadało lepiej. Chyba konieczny jest zawsze jakiś element paranormalny. Dla mnie nie było potrzebne to pokazywanie, że ich mózgi w pewnym stopniu dalej pracują, bo to jakoś tak bardziej nadaje im wymiar normalnych fizycznych stworzeń, a wtedy to się kłóci z tymi kwestiami gnicia itd. Jak dla mnie lepiej by to wszystko owiali tajemnicą. Niech sobie badają, ale niech im z tych badań nic nie wychodzi. I lepiej by tego mózgu nie pokazywali komentując to jeszcze tym, że niby po przemianie mają tylko jakies najprostsze funkcje instynktowne i te ich mózgi dalej pracują zapewne jednocześnie gnijąc. Spodobał mi się za to pomysł na to, że wszyscy są zarażeni. Ja to bym wolała, żeby ta sama idea zombie poszła w jakimś takim kierunku, że coś się pochrzaniło w nazwijmy to działaniu świata i śmierć dla ludzi w ogóle nie zachodzi, no chyba że im się rozwali głowę. Nie żadne zarażanie, tylko jakaś "awaria porządku naturalnego". I wtedy one by sobie mogły być gnijące i wiecznie żywe i by było ok. Tylko bez tego tycia od pokarmu. Po prostu bez udawania, że ich ciała pod tym względem - trawienia i odbudowy tkanek dalej funkcjonują. Niechby żarły i niechby to przez nie po prostu przelatywało takie trochę rozmamłane, ale niestrawione. Byłby jeszcze dodatkowy ciekawy i jakże klimatyczny efekt walającego się wszędzie potrosze zmielonego mięsa :P
A te zombie, skoro już jedzą, trawią, tyją od tego, co jedzą, to wypróżniają się także?? GDZIE SĄ ODCHODY ZOMBIE???
Nie dawno powtarzałam wszystkie 3 sezony i wiem że Gubcio coś tam powiedział o umieraniu zombiaków, a Milton na to "Bo umierają" i zaczął mówić, że mają spowolniony metabolizm, czy coś w ten deseń.
Ogólnie, to ja specjalnie się nie rozwodzę nad kwestią zombiaków, bo one same w sobie są nierealne, więc przyjmuję sposób ich przedstawienia, tak jak je pokazują, jako własne wyobrażenie scenarzystów, a na ewentualne głupoty przymykam oko, bo i tak nie jest to głównym elementem tego serialu, ogólnie i dla mnie, osobiście.
A ja z kolei bardzo lubię ciekawe pomysły na wytłumaczenie działania i istnienia takich nienormalnych stworzeń typu zombiaki, wampiry, wilkołaki czy cokolwiek tam innego tego typu. Wiadomo że z założenia to jest fantasy, ale fajnie jest kiedy wizja w danym filmie, serialu czy książce jest zgrabnie skonstruowana i wtedy nie dość, że jest to ciekawe samo w sobie, to jeszcze sprawia (co istotne), że łatwiej wczuć się w ten wymyślony świat, uwierzyć że jest on możliwy.
No a poza tym ten serial jest tak nudny, że już nie miałam na czym się skupiać, więc tym bardziej zwracałam uwagę na te wszystkie nielogiczności.
Rozumiem. Przynajmniej mogłaś się pośmiać z wszelkich nielogiczności tego serialu ;]
Nie no, nie było mi do śmiechu, wierz mi. Kiedy pojawił się gubernator miałam nadzieję, że serial się nareszcie rozkręci i stanie się oryginalny. Pchana tą nadzieją przeżyłam cały trzeci sezon. No i wyszło na to, że właściwie nic szczególnego się nie wydarzyło. Bardzo liczyłam na jakąś ciekawą wizje tego miasteczka. Coś świeżego i intrygującego. Ale tego nie było. Nie było też jakichś ciekawych zagrań fantasy (aspekt zombie został w ogóle jakoś zmarnowany, bo stanowią one jedynie element tła - powód zagłady i nic więcej), ani jakiegoś ciekawego rysu psychopaty w postaci gubernatora. Głowy w akwariach i córka w klatce budziły nadzieję i zostały całkowicie zmarnowane. Ot, pojawiły się i tyle. Wszystko miało najprostsze możliwe wytłumaczenie. Ten pan jest zły. Ale też nie jest to jakaś ciekawa patologia, ale takie bycie złym jak kiepskiej książki dla dzieci. Żadnych niuansów, żadnych dylematów, światłocieni, wewnętrznej walki. Wszystko nieznośnie czarno-białe. I tak też czasem się da, ale wtedy przydałoby się stworzenie jakiejś fajnej wizji fantasy jako tła, skoro samych bohaterów redukujemy do całkowicie czarnych charakterów lub bohaterskich nieskalanych dusz. Może być zero głębi, ale niech będzie rozrywka. Tu nie było rozrywki i nie było głębi.
No ale dobrze, że części osób to się podoba i nawet często bardzo się podoba, bo przynajmniej był sens żeby powstało.
A co do mnie - oczywiście mogłam nie oglądać - ale po prostu chciałam ze względu na popularność serialu - w przypadku rzeczy tak popularnych często potem pojawiają się odniesienia do nich w innych filmach czy wypowiedziach. Poza tym czytałam wcześniej czyjąś wypowiedź o lasce prowadzającej zombie na łańcuchach "jak pieski" i np. tego byłam bardzo ciekawa. Okazało się to zmarnowanym pomysłem, ale miało potencjał. Zwłaszcza, że aktorkę wybrali taką fajną, mającą w postawie ten cudny element dumy kulturowo-rasowej, jaki ma w sobie wiele czarnoskórych osób, co mi osobiście bardzo się podoba. No i też nie mam nic przeciwko zombiakom samym w sobie. Z tymże właśnie lubię kiedy jest jeszcze jakiś ciekawy pomysł na ich przedstawienie. To tak słowem wytłumaczenia dlaczego sięgnęłam po tę produkcję i zdecydowałam się przemęczyć tyle odcinków.
To chyba nie ich mózgi są żaroodporne, tylko czachy. Co zresztą jest serialową niekonsekwencją, bo patrząc, z jaką łatwością bohaterowie przebijają zombiacze łby, trochę dziwnie wygląda, kiedy nie potrafi tego zrobić ogień. Z tego, co widać, zombiaki mają tak miękkie czachy, że niedługo będą im pękać od prztyczka w nos. Może dzieje się to pod wpływem działania czasu - czyli że zamiast gnić i zdychać, rozmiękcza się im układ kostny. Co ciekawe, ta przypadłość przenosi się chyba na ludzi, mam na myśli scenę, gdy Gov jednym chapnięciem odgryzł człowiekowi dwa palce (jak dotąd najgłupsza scena tego serialu ever :).
No wiesz, w naczyniach żaroodpornych wypieka się jedzenie, więc niezależnie od tych czaszek mózgi i tak powinny polec. W każdym razie też zwróciłam uwagę na to jak łatwo te czaszki pękają - po prostu jak u starych trupów, co sugeruje rozkład tego wszystkiego i tym bardziej idiotycznym wydaje się ta wieczna praca mózgów. Przy czym kiedy rozwalają głowy zombiaków to nie wypływają z nich normalne mózgi tylko wszystko już takie pognite, więc no.. idiotyzm goni idiotyzm. Jak pisałam, dl amnie sensowniejszym by było gdyby nie wspominali o tej pracy mózgu, co i tak nie zostało rozwinięte w żaden wątek i było praktycznie niepotrzebne. Zostawiliby to niedopowiedziane i byłoby lepiej.
Mnie to tak bardzo nie przeszkadza. No owszem, głupie to jest, jednak ostatecznie idea zombiaków sama w sobie jest idiotyzmem, więc mogę przymknąć oko na pracę gnijących mózgów, miękkie czachy (serio, niedługo do załatwienia zmobie będzie wystarczał zwykły patyk :), czy brak odchodów - btw czy w jakimś horrorze były odchody zombiaków? To już chyba ciut zbyt obleśne, nawet jak na nie ;).
W TWD zombie-apokalipsa jest pretekstem dla pokazania, jak w takiej ekstremalnej sytuacji radzą sobie ludzie i tak naprawdę jest serialem o nich. Tak więc bardziej dobijają mnie kretyńskie/irracjonalne/niewiarygodne zagrania bohaterów niż drobne nawalanki po stronie charakteryzacji zombie. Tych pierwszych niestety nie brakuje, przez co serial raczej już do końca pozostanie tylko niezły, i nic poza tym.
No wiesz, gdyby ten serial był udany pod względem ukazywania studium ludzkich zachowań w obliczu zagłady i tym podobnych kwestii psychologicznych, to najprawdopodobniej nie zwróciłabym uwagi na wspomniane świetne funkcjonowanie gnijących organów i tkanek, ognioodporne mózgi i inne kretynizmy. Jednak ten serial zrobiony jest w typowym stylu pseudo sensacyjnym, a wiec wypełniony jest płytkimi głupotkami/przygodami, kiepskimi dialogami, pseudo wielkimi dylematami, absurdalnymi reakcjami, niekonsekwencją w zachowaniu przynajmniej części bohaterów (maksymalnym przegięciem był w trzecim sezonie stosunek poszczególnych osób, a szczególnie Daryla, do kwestii Michonne, a i jej późniejsze teksty dotyczące tego kierowane do Ricka)....
Biorąc pod uwagę poziom serialu, myślę że z powodzeniem można by poświęcić ze dwa sezony na rozważania o odchodach zombie, moralne rozterki bohaterów z tym związane i potem np. jakieś wytłumaczenie (niekoniecznie sensowne, bo sensowne mogłoby zaburzyć strukturę serialu zbyt mocno się od niej odcinając przez samą ową sensowność) i całkiem prawdopodobne, że te sezony okazałyby się dużo lepsze - bardziej intrygujące, klimatyczne itd. - niż trzy pierwsze.
W 3 sezonie z większości bohaterów zrobiono nielogicznie zachowujących się debili, a największego kretona to chyba zrobiono Ricka.
Czy ja wiem? Według mnie Rick nie był taki zły, bo gnębiła go zmora żony i w związku z tym był już w tym wszystkim zagubiony - co ma robić, co jest dobre, co nie itd. Jak dla mnie to akurat miało jakiś sens i jego postać jako jedyna była trochę bardziej psychologicznie skomplikowana. Dla mnie to na plus. Ale ta reakcja Daryla na stwierdzenie, że oddajemy na śmierć i tortury jedną z nas, a on na to "spoko" - to był mega absurd. Daryl taki niby dobry, wrażliwy, zżyty z grupą i nagle coś takiego? A potem Rick mu mówi że zmienił zdanie :P a Daryl na to, że tak myślał, czy że się spodziewał, czy że miał nadzieję - nie pamiętam już co odpowiedział - ale to też było w takim duchu jakby chodziło o zmianę menu na następny dzień. Przesadzili naprawdę. I podobnie odnośnie stosunku Hershela do tej sprawy. Też identyczna reakcja :) A z kolei sama Michonne po tym wszystkim - całej tej zdradzie grupy - ona mówi Rickowi że rozumie, że potrzebował się namyślić :P On się nie namyślał zbyt długo. Najpierw ją skazał, a potem się spietrał, kiedy już właściwie i tak wydał wyrok. Mogłaby być jednak trochę zawiedziona takim potraktowaniem.
A zauważyłaś, że gubernator jak chodził to poruszał się jak panienka?:) Taki wysublimowany gość :) To to akurat faktycznie komediowy był element, przynajmniej dla mnie. I jak ta Andrea latała za nim z nadzieją na rolę gubernatorowej :P Były ze dwa czy trzy odcinki, że gdzie nie poszła, to z butelką wody w ręce - taki zdrowy styl życia :PP Serial zawiera lokowanie produktu :P
Właśnie to ganianie za zmorą żony było do kitu. Z serialu o zombie zrobiła się gotycka ghost story drugiego sortu (biała dama, c'mon), a z Ricka, który na początku sezonu nabrał cech prawdziwego przywódcy, zrobiono pomyleńca. Jeden, dwa odcinki ze zjawą żony byłyby jeszcze do zniesienia, ale to ganianie za duchem trwało do końca sezonu. Poza tym cały czas oglądało się z obawą, że podczas jakiejś ciekawej akcji nagle skądś wyskoczy Lori i zacznie gadać.
O niezrozumiałej i żenującej reakcji Daryla i Hershela na pomysł wydania Michonne rozpisywałam się swego obszernie, bo też wydało mi się to absurdalne, takie bezmyślne potakiwanie na każde słowo szurniętego (wówczas) Ricka ze strony osób, które podobno mają jakieś zasady moralne. Daryl był moją ulubioną postacią w drugim sezonie (bardzo podobało mi się jego zaangażowanie w poszukiwanie zaginionej dziewczynki, podczas gdy wszyscy inni, łącznie z jej własną matką, mieli to w dupie), a tu nagle zrobili z niego zwykłego przydupasa bez charakteru. Zachowanie Hersha tłumaczę sobie tak, że jest już stary i zależy mu już tylko na córkach. Tak samo pisałam też o zachowaniu Michonne, która na wieść, że ludzie, którym zaufała, zdradzili ją i chcieli wydać za niepewną obietnicę... wraca do nich. Zamiast wziąć katanę i uciec jak najdalej i od nich, i od Gova.
Jak dla mnie głównym problemem tego serialu jest jego nierówność i brak konsekwencji. Dobre lub bardzo dobre sceny (jak akcja przed stodołą, zakończona znalezieniem Sofii, rozmowa Ricka z Morganem, zastrzelenie chłopaka przez Carla, śmierć siostry Andrei, przesłuchanie Glenna przez Merle'a), są następnie partolone idiotyzmami, które skutecznie zacierają wspomnienie tych dobrych.
A Gubernator, znany rownież jako Gubcio i Filipek, od dawna jest pośmiewiskiem tego forum. Przeynajmniej był parę miesięcy temu, kiedy regularnie tu zaglądałam, ale nie sądzę, żeby to się zmieniło :)
Nie zamierzam tworzyć tutaj elaboratów odnośnie bardzo złego, a nawet koszmarnego poziomu trzeciego sezonu, jednakże odniosę się do jednej rzeczy, a dokładniej do Michonne. Eleonora i Quay uważacie, że Michonne powinna zwiać jak najdalej od Ricka kiedy ten ją zdradził. Przyklasnąłbym Wam gdyby nie jedna mała drobnostka. Jak Michonne zachowała się w stosunku do Andrei? Dokładnie tak samo. Nie dość, że chciała ją kontrolować i wywierała presję swoim postępowaniem (podobnie jak Rick w sprawie wydania) to jeszcze na dodatek zostawiła swoją najlepszą przyjaciółkę na pastwę rzekomego ówcześnie psychopaty czyli podobnie jak Grimes, wydała wręcz na nią wyrok śmierci wiedząc doskonale czym to się może skończyć. Mamy w tym przypadku dwie takie same postawy reprezentowane przez dwójkę na pozór innych ludzi. Nie dziwcie się więc temu, że Michonne nie zrobiła focha tylko puściła to mimochodem. Identyczną rzecz zrobiła jakiś czas wcześniej i to w dodatku w przypadku osoby, która jej zaufała. Tak samo jak i ona zadecydowała o swoim życiu uciekając z Woodbury i zostawiając, tak Rick zadecydował o życiu swojej grupy. Obydwoje zdradzili, dlatego też Mich zrozumiała postępowanie Ricka.
Ja nie mówię, że Michonne powinna od razu nawiewać od Ricka, ale mogłaby przynajmniej stracić do niego zaufanie i mógłby być jakiś okres ochłodzonych stosunków i późniejszego ewentualnego odzyskania z jej strony jakiegoś zaufania, a ona na to wszystko "ok, nie ma sprawy, rozumiem, lubimy się jak dawniej". I to wszystko jeszcze w sytuacji, gdy wcześniej tak się certoliła, nikomu nie ufała i na wszelki wypadek dystansowała się nawet będąc i współdziałając z grupą. Trzeba było zapracować na jej zaufanie, a tutaj ktoś ją wystawia bez mrugnięcia okiem, a ona nie czuje się zdradzona. No bez sensu.
Natomiast co do Andrei to nie zgodzę się z tym, że Michonne tak ją zostawiła na pastwę, bo usiłowała ją wyciągać z miasta, ale Andrea nie chciała (marzyła jej się ciepła posadka gubernatorowej :P ). Aczkolwiek uważam że głupia była jedna kwestia - że kiedy już zraniła gubernatora, to że wtedy nie przekazała Andrei jakiegoś info o tym, że Gubcio kazał ją (M.) zabić. Aczkolwiek nie pamiętam już jak to było, czy ona przypadkiem od razu nie musiała uciekać. No nie pamiętam już jak to było. No i tez sama Andrea była kreowana jako kompletna idiotka, zaślepiona Philipkiem. Nawet po wizycie w więzieniu dalej uważała, że sprawę można załagodzić. No sknocili kompletnie jej postać. Nie dało się czegoś takiego lubić czy choćby tolerować. Kompletna kretynka usiłująca przeżyć druga młodość w łóżku tak męskiego osobnika jak Philip :P No ale według serialu to były jej zachcianki i raczej właśnie odciąganie jej na siłę od Gubernatorka było wkraczaniem na teren jej wolnej woli. Michonne najzwyczajniej pozwoliła jej decydować o sobie. Składanie skrępowanej Michonne jako ofiary miało kompletnie inny charakter.
Sprawa Michonne-Andrea była jedną z najbardziej kontrowersyjnych całego trzeciego sezonu i tutaj powiem, że jest to jeden z naprawdę nielicznych elementów, które się twórcom udało. Przechodząc jednak do meritum. Przypomnijmy sobie jakiś środków to Michonne użyła by Andrea zwiała z Woodbury:
-to miejsce jest złe
-z tego miejsca nikt nie wychodzi żywy
-to miejsce nie jest takie jak je kreują
-Gubernator to zło
-wiem co robię, zaufaj mi
Pytanie teraz, czy po ośmiu miesiącach tułaczki walcząc o skrawek bezpiecznego miejsca ktokolwiek poszedłby za takimi argumentami? Nie wydaje mi się. Michonne nie miała żadnych, dosłownie żadnych na tamten czas dowodów, które przemawiałyby na niekorzyść miasteczka jak i samego Gubernatora. Nawet słowem nie wspomniała o tuzinie zombie które wyrżnęła na arenie, tudzież tym nieszczęsnym notatniku. Jednym słowem, tutaj przejawiała się jej chęć manipulowania ludźmi. Niestety, kiedy Andrea trafiła do SPOŁECZNOŚCI (nie do Gubernatora który był jedynie bonusem) z zaimplementowaną hierarchia, systemem społecznym, a nawet podstawami konsumpcjonizmu, wpływ Michonne znacznie zmalał. Poza tym zwróćmy uwagę na fakt, że Woodbury jak i Gubernator niczym nie różnili się od chociażby Hershela i jego farmy. Skoro zaufała obcym tutaj to dlaczego nie miałaby zaufać obcym tam? Podobna sytuacja. Obcy ludzie dali jej dach nad głową, zaufali jej, wyleczyli. Zauważ że Woodbury to nie tylko Gubernator, a ogół pewnej grupy społecznej. Philip jedynie trzyma wszystko w ryzach, ale to mieszkańcy są powodem dynamizmu zmian w tym w miejscu. No już na dzień dzisiejszy to byli. Andrea wybrała SPOŁECZNOŚĆ, a nie Philipa. Od samego początku było widać, że to właśni oni są dla niej dobrem nadrzędnym. Poza tym jak to się mówi, przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej. Michonne w tym przypadku wykazała się nie tylko brakiem lojalności ale również i czystą głupotą połączoną z wielkim ego, co mi się w niej maksymalnie nie podoba, ponieważ pozostawiła na bezdrożu przyjaciółkę, a za Rickiem który miał do niej ambiwalentny stosunek to by dosłownie w ogień skoczyła. To się nazywa hipokryzja. Oczywiście by nie wyszło na to, iż stawiam Andreę w całkowicie pozytywnym świetnie. Dla mnie największym absurdem w jej postępowaniu było to, iż nie dociskała Michonne, nie drążyła tematu, nie wypytała się jej tylko przyjęła sprawę tak jak ją nakreśliła jej rzekoma przyjaciółka.
"Aczkolwiek uważam że głupia była jedna kwestia - że kiedy już zraniła gubernatora, to że wtedy nie przekazała Andrei jakiegoś info o tym, że Gubcio kazał ją (M.) zabić. Aczkolwiek nie pamiętam już jak to było, czy ona przypadkiem od razu nie musiała uciekać."
To jest największa głupota w jej zachowaniu. Tutaj za każdym razem podkreślała Gurira w wywiadach jaka to jest Michonne oddana Andrei i jak to się o nią troszczy, a tutaj nawet słowa nie wydusiła z siebie. Tak de facto to nie musiała od razu uciekać. Po tym jak zamordowała Penny i wbiła szkło w oko Gubiego przyszła Andrea i miały one co najmniej kilka minut, które w wykonaniu Mich polegały jedynie na milczeniu, co było jej domeną aż do 12 odcinka. Każdy tutaj na forum właśnie podejrzewał, że ona tak żywo zaangażowała się w wypad do Woodbury po to by zabrać ze sobą Blondynę, ale nie bo po co.
"Nawet po wizycie w więzieniu dalej uważała, że sprawę można załagodzić"
A nie można było załagodzić? Milton miał jak najbardziej przyjazny stosunek, Martinez uważał że walka nie ma sensu, a reszta mieszkańców tak de facto miała gdzieś to, że ktoś tam sobie żyje. Co mówiła Karen w finalnym odcinku? Nie ma sensu ze sobą walczyć. Problemem całej tej sytuacji było wybujałe ego Gubernatora, oraz o dziwo Ricka który zamiast zlikwidować Gubernatora podczas pierwszych rozmów wolał patrzeć się na niego jak ciele na namalowane wrota i raczyć się wiskaczem. Nikt nie miał wrogiego nastawienia, także w tym przypadku mówienie o Andrei jako o idiotce bo wierzyła w pokojowe rozwiązanie sprawy jest jak dla mnie sporym nadużyciem. Zresztą i tak w ogólnym rozrachunków mieszkańcy Woodbury połączyli się z więzieniem.
Dziwne kombinujesz. Wysnuwasz teorię, że Michonne jest manipulatorką i dowodzisz tego opisując jak starała się wyprowadzić Andreę z miasta. Jednocześnie jednak piszesz, że starała się za mało i to też uznajesz jako wyraz jej złego zachowania. W zasadzie bardziej starać już by się nie mogła no chyba że by związała Andreę i wyniosła na siłę. To to faktycznie byłoby odbieraniem wolnej woli tej ostatniej, ale też nie za bardzo dałoby się to nazwać manipulowaniem. W każdym razie zauważ, że czepiasz się tego samego jej zachowania na dwa sposoby zupełnie ze sobą sprzeczne - że robiła to za słabo i że robiła to za mocno.
Co do argumentacji jaką mogła się posłużyć Michonne namawiając Andreę do opuszczenia miasteczka, to akurat sytuacja wyglądała tak, że faktycznie nie było żadnych solidnych dowodów czy nawet poszlak, którymi mogłaby poprzeć swoja opinię. Faktycznie jedyne co mogła mówić to tyle, że to wszystko ogólnie wygląda dość podejrzanie i ma przeczucie że spokój w miasteczku czy dobre intencje w stosunku do niej czy Andrei są udawane.
Jeśli chodzi o notatnik gubernatora to nic on nie mówił. Można było jedynie snuć domysły, co oznaczają imiona, ale niczego to nie dowodziło. Jedynie ślady po kulach na wojskowym pojeździe były nieco solidniejszą poszlaką, ale nadal dość kiepską (w końcu był to wojskowy pojazd). Pozbierane razem te wszystkie kiepskie poszlaki i ogólne poczucie udawanego słodkiego miasteczka wystarczają, by ktoś (nie każdy) pomyślał że coś jest nie tak, ale w istocie innych argumentów na poparcie tych przypuszczeń i przeczuć nie było.
Kolejna sprawa, kiedy Michonne wykoliła oko gubernatorowi. Co ona właściwie miała wtedy mówić? Andrea wpadła akurat w momencie kiedy gubernator płakał nad córką-zombie, kreując Michonne na bezwzględnego szalonego mordercę. Co mogłaby powiedzieć, żeby jakoś uzasadnić swoje zachowanie? Andrea była całkowicie po stronie gubernatora. Żeby chociaż w ogóle brała pod uwagę, że Michonne mogła miec jakieś powody, by zrobić to co zrobiła trzeba by godzin rozmów i przekonywania. W między czasie ludzie gubernatora zdążyliby potorturować i zabić Michonne kilka razy i na kilka sposobów.
W sumie to był chyba jedyny moment, kiedy milczenie Michonne było w pełni uzasadnione.
Nie wiem dlaczego tyle napisałeś w celu przekonywania mnie, że Andrea miała prawo chcieć zostać w miasteczku. Ja na jej miejscu też bym chciała zostać w miasteczku, więc nie rozumiem po co to wszystko pisałeś. Aha, tylko jedno zastrzeżenie co do tego zostawania w miasteczku - ładniej by to wyszło w stosunku do Michonne gdyby nie robiła z niej idiotki chorej na paranoję i postawiła sprawę jasno i uczciwie stwierdzając po prostu, że szanuje zdanie Michonne i to, że tamta chce odejść, ale ona (Andrea) ma inne zdanie, inne potrzeby i chce zostać. A nie w ten sposób, że wyśmiewa obawy Michonne i jednocześnie obiecuje jej że z nią odejdzie, a za chwilę stwierdza, że jednak nie. To były takie dość obrzydliwe zachowania Andrei aczkolwiek trzeba przyznać, że w tworzeniu jej postaci twórcy byli pod tym względem konsekwentni, co w sumie należy pochwalić. Taki typ osoby co to chce być lubiana przez wszystkich, więc każdego po trochu oszuka jeśli w ten sposób w danej chwili może pozyskać sympatię drugiego.
Co do zaangażowania Andrei w dobro mieszkańców miasteczka to raczej było ono śmieszne. Dobrze się czuła jako pierwsza dama, fajnie jej było kiedy słuchali jej głosu (i była tak szaleńczo naiwna wtedy i urzeczona swoją mocą, że uwierzyła gubernatorowi, że nadaje się na przywódcę całej grupy... litości...), fajnie też było kiedy mogła pokazać miejscowej, że tamta strzela niecelnie, a Andrea potrafi załatwić zombie nożem :P To było bardzo dorosłe :P W każdym razie jeśli chodzi o jakieś szczere i dojrzałe zachowania, to nie widać było, żeby choćby znała imię choć jednego mieszkańca. Lubiła powtarzać "ludzie mnie potrzebują", ale nie za bardzo dało się zauważyć, żeby dla tych ludzi cokolwiek zrobiła albo żeby oni mieli ją za osobę cokolwiek znaczącą.
Rozbrajające były te jej zachowania. Astmatyk idzie na wojnę? Nie! Tak nie można! A za chwilę spoko.... A tak w o ogóle to jedziecie na wojnę? Aha, to tylko porozmawiać jedziecie, to spoko, wierzę wam i nie dziwi mnie cały arsenał i szkolenie gospodyń domowych w strzelectwie :P
Cała Andrea. Nic dziwnego, że zamiennie określano ją blondynką...
Wcale nie identyczną, Andrea sama chciała zostać, poza tym nie zrobiła nic za jej plecami, nie zdradziła jej. Ostrzegła Andreę, Andrea jej nie uwierzyła, no i musiały się rozstać.
Poza tym za bardzo komplikujesz, Tomb. To nie jest kwestia analizy, kto co zrobił i kiedy, tylko prostego instynktu samozachowawczego: ludzie, którym ufam, wbili mi nóż w plecy, udowodnili, że nie mogę im ufać, nie mam gwarancji, że nie zrobią czegoś podobnego drugi raz, więc nie chcę ich znać.
To, że Andrea chciała zostać to ja wiem, tylko postaw się w jej sytuacji. Idziesz w busz z którego ledwo uszło się z życiem, czy zostajesz w mieście z podstawami medycyny, systemem pracy i większym poziomem bezpieczeństwa.
" poza tym nie zrobiła nic za jej plecami, nie zdradziła jej"
Doprawdy? A przemilczenie pobytu Andrei w Woodbury i z jednoczesnym zatajeniem tego, że Michonne odnalazła Ricka i resztę? Nie działała tutaj za plecami Blondyny? Nie zdradziła jej tutaj? Nie pogorszyła jej sytuacji? A atak na Gubernatora i zero wyjaśnień to też nie jest zdrada? Działała tylko by ją zranić. Michonne uniosła się swoim ego i tyle.
Poza tym dlaczego mam nie analizować? Bo wbili jej nóż w plecy? A co zrobiła w stosunku do Andrei? Dokładnie to samo. Z jednej strony krytykuje się Blondynę, którą jawnie Mich zdradziła, a z drugiej Michonne się broni tłumacząc się instynktem samozachowawczym.
Ja nie krytykuję blondi, że "zdradziła Michonne", bo nie zdradziła - po prostu dokonała wyboru, tak jak umożliwiła jej to Mich, która, jak napisała Eleonora, pozwoliła jej decydować o własnym losie. Ja nawet ten jej wybór rozumiem, bo poza groźnym marszczeniem brwi i pozą "coś mi tu nie gra" Mich nie przedstawiła jej żadnego dowodu, że z Filipkiem coś nie halo. Zostawiając ją w Woodbury, nie zdradziła jej, powiedziała jej otwarcie o swoich podejrzeniach, tamtej to nie przekonało - i co, miała ją może wlec za sobą siłą? Nie miała przecież do czynienia z nierozumnym dzieckiem, tylko z dorosłą kobietą, która podjęła świadomą decyzję.
Z tym zatajeniem to było chyba tak, że ona im na początku nie ufała i chciała mówić im jak najmniej, a Gova chciała załatwić sama, nie była pewna jak zareagują na wieść o blondi, i naprawdę nie wiem, gdzie ty tu widzisz zdradę. No nie powiedziała, że ją zna i że jest w Woodbury - niby jak pogorszyła tym jej sytuację? Ja odniosłam wrażenie, że ona czekała z tym na właściwy moment, aż wszyscy (łącznie z Andreą) przekonają się o demonicznej naturze Filipka, żeby tym razem nie było ryzyka, że jej nie uwierzą, tak jak blondi nie uwierzyła. Wiedziała też, że póki co blondi jest w Woodbury bezpieczna, jako pożyteczna idiotka dla planów gova. Niech będzie, że w sprawie Filipka "uniosła się swoim ego", bo chciała go sama dorwać - i co z tego? Zdrada to mocne słowo, świadome działanie za czyimiś plecami na szkodę tego kogoś. Michonne nigdy nie chciała świadomie zaszkodzić Andrei. Natomiast Rick & Wesoła Kompania zamierzała Michonne, po tym, jak ta im zaufała i stała się już częścią grupy, związać i dostarczyć Filipkowi jak rzeźnego barana, z pełną świadomością, że tamten ją zabije. TO jest zdrada i fakt, że nasza nigga ninja przeszła nad tym do porządku dziennego, stanowi kolejny dowód na to, że drugą część trzeciego sezonu pisały pawiany.
>Bo wbili jej nóż w plecy? A co zrobiła w stosunku do Andrei? Dokładnie to samo.
Bzdura. Sorry Tomb, ale pierdzielisz jak potłuczony. Chyba po prostu nie chcesz przyjąć do wiadomości, że z twojej ulubionej bohaterki zrobiono irytującą, durną babę, i starasz się na siłę znaleźć jakieś usprawiedliwienia jej kretyńskiego zachowania, choćby były bez sensu. Andrea w trzecim sezonie była skończoną idiotką i nikomu jej nie brakuje - deal with it.
Poza tym Michonne przecież dość długo nie wiedziała kto kogo znał wcześniej (skąd miała wiedzieć że ludzie z więzienia to ludzie kiedyś żyjący na farmie i znajomi Andrei??). Dla niej Andrea była znana od jakichś tam ośmiu miesięcy i tyle co wiedziała to to w jakiej okolicy ją znalazła. Nie jest sprecyzowane ile z opowieści Andrei o jej wcześniejszych losach dawało Michonne jakieś podstawy do skojarzenia kto jest kim (who is who ? hehe nieźle to brzmi w tym momencie :P) we wcześniejszym życiu Andrei. Dodatkowo jeszcze Andrea nie była pewna czy wcześniej na farmie nie została najzwyczajniej zostawiona przez grupę i nie wiemy w jaki sposób opisywała to Michonne, więc nawet kiedy (lub jeśli) w któryms momencie Michonne rozpoznała konkretne postacie, to nawet nie wiedziała czy oni nie byli zdrajcami jej przyjaciółki. Wykazała się więc solidarnością w stosunku do Andrei. Kompletne przeciwieństwo jej zdradzania.
Podsumowując, nie było żadnej zdrady czy cienia złych intencji ze strony Michonne w stosunku do Andrei. Przy czym gdyby Michonne nie liczyła się tak z Andreą jak sugeruje tomb i jednocześnie unosiła się swoim ego, to załatwiłaby gubernatora wtedy, kiedy wykoliła mu oko. Nie dokończyła roboty z powodu obecności przyjaciółki.
A Andrea znowu narobiła wstydu wszystkim blondynkom umacniając stereotyp głupiej blondi :PPP
PS: Pięknie sformułowałaś to zdanie z naciskiem, rzecz jasna, na końcówkę:
"TO jest zdrada i fakt, że nasza nigga ninja przeszła nad tym do porządku dziennego, stanowi kolejny dowód na to, że drugą część trzeciego sezonu pisały pawiany."
:))))))))
Bo pisały. A jak nie pawiany, to makaki :)
Tomb zawsze jarał się Andreą, bo nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć jego farmazony. Niestety postać została spartolona do cna i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej, a Laurie Holden ma na pewno wiele lepszych ról.
Chyba najbardziej sensowna postać kobieca, chociaż nie wiem, co widzi w Glennie, imo nie pasują do siebie wcale, cały ten romans jakoś tak na siłę im wcisnęli, nie czuć żadnej chemii między nimi. Poza tym cały czas mi się wydaje, że ona jest od niego większa i silniejsza, i on się boi, żeby go nie trzasnęła w ucho :)
:) to odnośnie tego ucha
A mi ta para nawet pasuje. On taki nieco mniejszy jako Azjata, ale jednak rycerski, a ona taka słodziutka, ale nie głupia cizia. Podobało mi się jego początkowe onieśmielenie fajnie podkreślane przez jej gotowość do przejęcia inicjatywy zwłaszcza w sytuacjach, gdy trafiali w sklepie na dział z kondomami :P Zostawić ich gdzieś razem, to za chwilkę są bez spodni :) To takie odświeżająco urocze na tle tych wszystkich innych sucharowatych postaci pełnych pseudo dramatyzmu - te wszystkie wielki gesty Lori z pierwszego sezonu, a potem dziuniowata Andrea z trzeciego. Ci dwoje są tak fajnie naturalni. Mi pasują.
Ładniutka była też młodsza siostra Andrei. Jej było mi szkoda. Nie wiem jak by tam było z jej charakterem, ale przynajmniej wyglądem mi pasowała.
No na pewno nie powinni ich zostawiać razem na warcie :)
Mnie ten ich romans właśnie nie przekonuje, teraz już się już do nich przyzwyczaiłam, ale na początku, w drugim sezonie, kiedy scenarzyści popychali ich ku sobie, zaliczyłam parę wtf-ków. Przyznaję, że od perypetii sercowych Lori i Anrejki są znośniejsi - ale z drugiej strony, kto nie jest? :)
Mnie też Amy pasowała. Scena jej pożegnania, z tym strzałem w głowę, była jedna z najlepszych w tym serialu, i chyba jedyną naprawdę dobrą sceną z udziałem Andrei, naprawdę rewelka.
"Przyznaję, że od perypetii sercowych Lori i Anrejki są znośniejsi - ale z drugiej strony, kto nie jest? :)"
:D
hehehe "gotycka ghost story drugiego sortu (biała dama, c'mon)" fajnie to określiłaś :D .. No ja to jakoś przeżyłam, bo i tak reszta już była do kitu, a to przynajmniej wskazywało na to, że on ma w ogóle jakieś przeżycia. Wiesz, może i nieudolna, ale próba nadania głębi tej jego biednej postaci :P Ale z tym się zgodzę, że patrząc na to człowiek sobie myślał "facet, daj już z tym spokój i zajmij się rzeczywistością". Hershal szedł do niego przez trawę chyba z pół odcinka...
Ty, a patrząc na Hershala nie przychodzi Ci do głowy święty Mikołaj? A Rick wygląda jak z ilustracji do ewangelii. Hershal walnął niezły tekst w jednym momencie do tego Azjaty, że on (Azjata) jest jedną z dwóch osób, na których mu najbardziej zależy, czy wręcz, które są najważniejsze w jego życiu - coś w tym stylu, a przecież w końcu facet ma dwie córki. Także to też było urocze :P
A Daryl też bardzo mi się podoba z tymże w tym trzecim sezonie wypada oczywiście już kiepsko, ale jego złożoność, zachowanie zwłaszcza w okresie - tak jak piszesz - tych poszukiwań dziewczynki - to było bardzo dobre. Ogólnie to naprawdę mógłby być udany serial gdyby trzymał poziom tych lepszych fragmentów. Ten pomysł na to by Sophia była w stodole - to było bardzo udane. Zresztą w ogóle ja osobiście lubiłam postać Shane'a. On był taki mniej czarno-biały. Robił pewne świństwa, ale pod wieloma względami robił też wiele dobrego. To było takie bardziej ludzkie zachowanie - nie tylko dobre i nie tylko złe - i jego postać dzięki temu była bardziej realistyczna. Zawsze natomiast wkurzała mnie Lori - i postać, i aktorka ją grająca. W każdym razie w dwóch pierwszych sezonach mamy jeszcze trochę światłocieni w tych charakterach różnych postaci. Niezbyt dużo, ale coś, a w trzecim porażka na całej linii.
hehe no Gubcio był uroczy :) Fajnie, że nie jestem odosobniona w takim jego odbiorze. Z tymże to też minus serialu, bo ta postać powinna jednak budzić trwogę, a nie skojarzenia z pluszowymi kucykami :)