Otwieram dyskusje do podzielenia się wrażeniami.
Ode mnie ten odcinek jest na plus, śmiało mógłbym stwierdzić, że najlepszy w tym sezonie, póki co.
Bardzo podobało mi się pogranie z widzem, który mógł się spodziewać "szeptaczy", a rozwiązanie wątku ginących ludzi z Azylu jest satysfakcjonujące, moim zdanie. Fajnie, że nie zrobiono z Meggie i Daryla świętych, którzy ocalą biedną ofiarę ;)
Bardzo tajemniczy wątek Janis też daję duże pole do popisu. Czym jest A, czym jest B? Z kim rozmawia, co to za frakcja, że potrzebują ludzi i mają helikopter. Wbrew narzekaniom, póki co jest naprawdę ciekawie. Ja czekam z niecierpliwością na następne odcinki.
Zgadzam się z tym co napisałaś o motywacjach Ricka. Zgrabnie i ładnie to ujęłaś – robi to co musi, żeby nie oszaleć z żalu. Nawet jeśli nie jest to ani rozsądne ani dobre dla grupy.
Co do śmierci Carla, to oprócz faktu że Rick stracił syna, co samo w sobie jest traumatyczne, bardzo duże znaczenie mają jeszcze okoliczności tego „wypadku”. Jego śmierć była najbardziej niepotrzebnym i bezsensownym zgonem, jaki pokazano w serialu. Nie z perspektywy fabuły, bo zachowanie Carla miało swoje przyczyny i złożyło się w logiczną całość z wcześniejszymi i późniejszymi wydarzeniami. Ale oceniając na chłodno okoliczności podczas których Carl został pogryziony, to umarł całkowicie na darmo. Zginął, honorując głupi zabobon jakiejś od dawna martwej kobiety, której nawet nie znał. I nie, to nie było piękne ani wzniosłe, jak sobie próbuje wmawiać Rick. Śmierć Carla nikomu na nic się nie przydała, nikogo nie ocaliła. To skrajnie tragiczne, że Rickowi tak długo udawało się chronić syna w ekstremalnie niebezpiecznym świecie, tyle razy ocierali się o śmierć, Carl przeżył nawet postrzał w oko – i nagle taki koniec. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby to był nieszczęśliwy wypadek, jakiś szwendacz wychodzący nagle zza drzewa czy coś podobnego. Ale było wręcz przeciwnie: Carl świadomie poszedł z nowopoznanym kolegą ‘uwalniać dusze’ z trupów. I niestety, ale głupota jaką zrobił Carl, częściowo obciąża sumienie Ricka.
Przed apokalipsą Lori i Rick wychowywali Carla na przyzwoitego i wrażliwego człowieka. Czyli normalnego – jeśli patrzeć według klasycznych standardów. Przez pierwsze lata po apokalipsie Rick nadal bardzo starał się zachować swoje człowieczeństwo. Ale potem, stopniowo wpadając w coraz bardziej ekstremalne okoliczności, zrozumiał że wobec obcych zasady takie jak „zaufaj” i „pomóż”, trzeba zamienić na „nie ufaj” i „nie ryzykuj”. Bo inaczej sprowadzi na swoich bliskich śmierć. Niestety, zaniedbał wytłumaczenie tego synowi. Nie potrafił pokazać Carlowi jakiegoś złotego środka między totalnym bezmyślnym narażaniem się, a byciem bezdusznym mordercą. Nie potrafił, bo sam często miotał się od jednej skrajności do drugiej. W pewnym momencie Carlowi wszystko to przestało się ze sobą składać. Przyszedł okres buntu, który zbiegł się w czasie z wojennym tatą w trybie „kill’em all”. W efekcie Carl zbuntował się brnąc w drugą skrajność.
Więc faktycznie, Rick miał do wyboru przyjąć punkt widzenia Carla, żeby nadać temu wszystkiemu jako taki sens, albo przyznać że nawalił jako ojciec i... chyba palnąć sobie w łeb.
Wracając do tematu: czy Rick ma rację z Neganem i Zbawcami, czy nie. Myślę że trzeba wyraźnie oddzielić kwestię samego Negana od kwestii Zbawców.
Co do zostawienia przy życiu Negana, tutaj ja też przyznaję Maggie rację. Trzymanie żywego Negana i Zbawców którzy o nim wiedzą, jest jak tykająca bomba. Zupełnie inne byłoby morale ocalonych Zbawców, gdyby Negan zginął i byłoby jasne, że nie ma powrotu do neganowania. A tak, zawsze jest taka teoretyczna możliwość. I zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie o niej myślał i czekał na sprzyjającą okoliczność. Trzymanie Negana nie robi dobrze nikomu, poza samopoczuciem Ricka. Nawet dla samego Negana lepsza byłaby śmierć, niż wegetacja do końca życia w piwnicy u Grimesów. To nie jest żaden humanitaryzm.
Rick nie patrzy na sprawę Negana trzeźwo. Uważam, że jego motywacje, ale nie te oficjalne, „racjonalne”, tylko te prawdziwe, są egoistyczne. Po pierwsze, darowanie życia najbardziej znienawidzonemu człowiekowi jest dla Ricka jakimś wyrównaniem, zadośćuczynieniem za wcześniejsze mordowanie z zimną krwią ludzi, którzy wcale nie musieli ginąć (np. Zbawcy w tamtym barze). To mu pozwala czuć się moralnie lepszym, niż rzeczywiście jest. I oczywiście takie „miłosierdzie” ładnie wpasowuje się w przesłanie Carla. Po drugie, Rick ma silną potrzebę udowodnienia Neganowi, że uda mu się zbudować ze Zbawcami coś, w co Negan nie wierzy. Pokazania, że wizja świata Carla nie jest utopią. Po trzecie, kwestia wojny charakterów Negan vs Rick. Dla Maggie, Daryla, Oceanek, czy kogokolwiek innego kto przez Negana kogoś stracił, Negan jest znienawidzonym wrogiem, którego śmierć byłaby ukojeniem i zamknięciem sprawy. Ale Rick jako lider grupy został przez Negana psychicznie przeczołgany, upokorzony i pokonany. Negan nie zabił go, bo wolał się nim bawić, złamać, podporządkować. A mógł sobie na to pozwolić, bo miał za sobą siłę i czuł całkowitą kontrolę nad sytuacją. Teraz dla Ricka zabicie Negana nie byłoby wyrównaniem rachunków, jak dla Maggie, tylko dowodem słabości i przegraną. Natomiast uwięzienie i obserwowanie, jak stopniowo Negan się rozsypuje, jest odwróceniem ról. Teraz Rick ma pełną kontrolę, a Negan jest zdany na jego łaskę do końca życia. Myślę że te trzy motywy kierowały Rickiem, nawet jeśli sam przed sobą by tego nie przyznał. W efekcie Rick pozostawił przy życiu jedyną osobę, którą akurat bez żadnych wątpliwości powinien był zabić. Oczywiście dorobił do tego ideologię o budowaniu „cywilizacji”.
O ile Negan – NIE, o tyle Zbawcy - ?
Decyzja co zrobić ze Zbawcami była naprawdę ciężka. Było ich za dużo żeby ich więzić i utrzymywać. Byli zbyt niebezpieczni, żeby ich po prostu wypuścić. Rick miał do wyboru albo spróbować ich „udomowić”, nauczyć uczciwej pracy i stopniowo wcielić do swojej grupy, albo zgromadzić pod ścianą, ustawić w szeregu i przeprowadzić masową egzekucję. MOŻE tak właśnie należało zrobić, ale to nigdy nie są łatwe decyzje.
Tłumaczenie zachowań bohaterów TWD to orka na ugorze z racji tego, że scenariusz to w większości totalny szajs. Wiem, że tym stwierdzeniem obrażam uczucia religijne fanów TWD (JEŻELI TACY JESZCZE SĄ), ale obiektywnie patrząc TWD nie należy nawet do średniej półki w świecie seriali. Scenariusz, logika zdarzeń, związki przyczynowo-skutkowe leżą tu i kwiczą i osobiście często dokonywałam karkołomnych kombinacji alpejskich próbując jakoś ogarnąć co się dzieje w tym uniwersum, kiedy scenarzystom zdarzało się co rusz popłynąć.
No ale jakoś próbuję opierając się na dostępnym materiale.
Mnie się rozwój Carla podobał bardzo do pewnego momentu, potem następowały jakieś dziwne, nie mające sensu zachowania, ale ogólnie szło to jakoś do przodu. Na plus Carlowi trzeba dać to, że on, w przeciwieństwie do ojca, potrafił otrząsać się z traum (zasługa młodego wieku) a jego wizja pokojowej przyszłości miała wiele wspólnego z Judith, o której przyszłości myślał więcej, niż Rychu (takie miałam często wrażenie).
Rychu przejął teraz te ideały żeby jego syn "nie wszystek umarł". Zgadzam się, z tym co piszesz, że pobudki Rycha są całkowicie egoistyczne w kwestii Negana i Zbawców. Nie tylko rozpaczliwie próbuje że tak powiem utrzymać Carla w postaci jego idei przy życiu, ale też narzuca swoje ideolo nie oglądając się na uczucia innych, a także zwyczajnie chodzi do Negana, żeby porównywać wacki :D
Jest to wszystko głupie i niebezpieczne i wpisuje się niestety w narrację Ricka jako złego dowódcy. Trzymanie Negana i jego przydupasów morderców przy życiu nie prowadzi do uleczenia ran, nie naprawia krzywd i nie jest sprawiedliwe. Nie doszło do zamknięcia tego rozdziału, z pewnością dla wielu ofiar "wojna" trwa nadal. Na dodatek Rychu w swoim puszeniu się przed Negane, jaki to on jest bombowy szef nie zauważa, że sprzedaje informacje skrzętnie notowane przez Negana - który ewentualnie wyjdzie i będzie miał pełną wiedzę na temat owego nowego świata.
Rychu jak ostatni idiota PO RAZ KOLEJNY całkowicie, CAŁKOWICIE wymazał z pamięci dotychczasowe doświadczenia z apokalipsy i, nie wiem, zakłada, że aktualny stan potrwa wiecznie. Że będzie fajnie i bezpiecznie i Negan zestarzeje się w bejsmencie dokonując żalu za grzechy. Rychu stracił własny dom, farmę, więzienie, widział upadek Łódźbury i Terminusa, najazdy na Aleksandrię, Królestwo, Sanktuarium, Hilltop - widział te wszystkie miejsca chronione przez płoty, mury, ludzi z bronią, które i tak padały. I teraz Rychu jak pierdyliard razy wcześniej, nie wyciąga wniosków i nie myśli o tym, że to miejsce najprawdopodobniej znowu upadnie, że najprawdopodobniej Negan wcześniej, czy później wyjdzie na wolność - I CO WTEDY?
Rychu o tym nie myśl. Dla Ryśka kochanego fakt życia Judith ileś tam metrów od Negana to pryszcz.
Dla mnie ta cała komitywa z Sanktuarium, z Neganem w kiciu to była skończona głupota. Negańczyki to nie był wróg, z którym się Ricki sensownie poprzetykały o sensowne rzeczy, jak ziemie, zasoby, wodę, pastę do zębów. Negańczyki to mordercy, złodzieje, oprawcy, często sadyści, zabijający dla wymuszenia, dla przykładu, dla całej masy różnych dziwacznych przyczyn kogo popadnie - w tym dzieci. Wku*wia mnie symetryzm Ryszarda, który Darylowi zestawia siebie z dachu z Merlem ze sceną klęczenia zakończoną śmiercią Glenna. Wku*wia mnie symetryzm dawania drugiej szansy komuś, kto tak naprawdę nie zrobił nic złego z dawaniem szansy mordercom dzieci, których jedyną winą było to, że były chłopcami. A jednak Rychu stosuje tę logikę i nawet mu powieka nie zadrży i na dodatek uważa się, ze to on jest tym lepszym od Maggie i Daryla.
Dla mnie decyzja co zrobić nie była ciężka: Glenn, Abe, Sasza, męska populacja Oceanside, ciąg ofiar wymuszeń w Królestwie, Hilltop i Aleksandrii, zabieranie jedzenia i leków, co naraża życie twoich ludzi, zdjęcia ofiar jako chorych trofeów w jednej z miejscówek Sanktuarium - czy po tym wszystkim jest się jeszcze nad czymś zastanawiać? To była łatwa decyzja - decyzja, którą Rychu i ekipa bez zastanowienia podjęli już wcześniej. Tylko potem Carl dał się głupio capnąć i Rychowi odbiło :)
Jak myślisz - ilu ludzi poszłoby w bój za Ryśkiem, gdyby wcześniej powiedział, że jak wygrają, umieści Negana w wygodnej celi a reszta społeczeństwa będzie dostarczać żywność swoim byłym oprawcom ZA NIC? :)
Świat TWD nie jest światem nam współczesnym i nie można przykładać do niego naszej miary. W Sanktuarium żyli robotnicy i oprawcy. O ile rozumiem humanitaryzm Rycha czy innych w kwestii robotników o tyle w kwestii zakapiorów Negana i jego samego nie znajduję logicznego wytłumaczenia. Nie ma policji, nie ma sądów i więzień, nie ma podatków, które by to wszystko utrzymywały. Rozwiązania tych sytuacji powinny być inne - i niestety bardziej drastyczne, bo w apokalipsie ceną za głupie decyzje jest śmierć twoja, lub twoich bliskich (czego Rychu doświadczył na własnej skórze WIELE RAZY). A skoro Negańczyki już posmakowali życia na koszt innych - podziwiam Rycha za naiwność w wierze, że nie chcieliby wrócić do tego, że ktoś im robi kanapki i kisi ogórki, bo się ICH BOI :)
„Tłumaczenie zachowań bohaterów TWD to orka na ugorze z racji tego, że scenariusz to w większości totalny szajs.”
:) Jasna sprawa. Ale przynajmniej możemy sobie podebatować o tych wątkach, które akurat mają trochę więcej sensu. Tyle naszego.
„Jak myślisz - ilu ludzi poszłoby w bój za Ryśkiem, gdyby wcześniej powiedział, że jak wygrają, umieści Negana w wygodnej celi a reszta społeczeństwa będzie dostarczać żywność swoim byłym oprawcom ZA NIC? :)”
Rozumowo patrząc, nikt by nie poszedł, tylko by Rysiek dostał kopa i wypad. Dlatego dziwię się bardzo, że w momencie kiedy Rychu podejmował te swoje „miłosierne” decyzje, ludność Alexandrii, Wzgórza i Królestwa się nie zbuntowała. I jeszcze po wojnie zagłosowali na Maggie, czyli na człowieka Ricka, zamiast na swojego... Nie rozumiem, co te głupie randomy widzą w Rickach, serio. No nie rozumiem.
„Wku*wia mnie symetryzm dawania drugiej szansy komuś, kto tak naprawdę nie zrobił nic złego z dawaniem szansy mordercom dzieci, których jedyną winą było to, że były chłopcami.”
To nie Negan! To Simon :D
„Dla mnie decyzja co zrobić nie była ciężka: Glenn, Abe, Sasza, męska populacja Oceanside, ciąg ofiar wymuszeń w Królestwie, Hilltop i Aleksandrii, zabieranie jedzenia i leków, co naraża życie twoich ludzi, zdjęcia ofiar jako chorych trofeów w jednej z miejscówek Sanktuarium - czy po tym wszystkim jest się jeszcze nad czymś zastanawiać?”
A jednak dla mnie to nie byłoby takie oczywiste, żeby zabić wszystkich Zbawców (nie-robotników). Uwaga, poniżej możliwe treści SYMETRYSTYCZNE. Osoby uczulone powinny przed lekturą profilaktycznie zażyć wapno bądź skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.
Obie grupy, Ricki, i Zbawcy, zabili mnóstwo ludzi i mają dużo krwi na swoich rękach. I nie mówię, że jest tu prosta symetria, bo oczywiście fundamentalną różnicą jest to, że Ricki nikogo nie niewolili, nie stworzyli systemu opartego na wyzysku. OK. Ale również byli agresywną i ekspansywną grupą. Gdziekolwiek się nie pojawiali, burzyli zastany początek, nierzadko przejmowali władzę i w krótkim czasie doprowadzali dobrze (nie: idealnie, ale dobrze) funkcjonujące miejsce do upadku. Zawsze mają szlachetne pobudki; zabijają sadystów (Gubernator), odbierają władzę nieudacznikom (Gregory), obalają tyranów (Negan), ale jakoś tak zawsze wychodzi, że ich naprawianie świata niesie ze sobą mnóstwo śmierci i zniszczenia. Co było kiedy Rick i Maggie odkryli Wzgórze? Jaka wściekła była Maggie, że Gregory nie chce z nią wymieniać jedzenia na broń, próbowała to wymusić. A nie mieli prawa niczego żądać, prowadząc rozmowy z suwerenną osadą. Jak żyło się ludziom pod butem Negana? Dopóki osady wywiązywały się ze zobowiązań, to spokojnie i dostatnio. Haracz dla Negana był tak „wielkim” obciążeniem, że poza ścisłym dowództwem osady nikt z cywili przez lata nawet się nie zorientował, że w ogóle płacą jakąś daninę. A co przyniosła wojna z Neganem rozpętana przez Ricka? Rick ostatecznie ją wygrał o włos, fuksem, przy ogromnej ofierze Alexandrii, Wzgórza i Królestwa. Następnie zafundował umęczonym ludziom nowe problemy i traumy przez swoje wspaniałe decyzje (Negan w piwnicy).
Zwracam też uwagę na taki szczegół: dla Negana obcy ludzie byli potencjalnym zasobem. Najczęściej do dojenia, owszem - ale jednak. Natomiast dla Ricka każda osoba spoza jego grupy była postrzegana jako potencjalne zagrożenie. A kiedy Rick czuł się zagrożony, to robił się bezwzględny. Wystarczy wspomnieć, jak Rick przywitał bezbronnego Aarona, którego spotkał na swojej drodze. Lub Siddiqa. Albo jak Maggie potraktowała Georgie (tę babkę od Key to the Future). Rick nie miał problemu w tym, żeby napaść na posterunek innej grupy, i zaszlachtować podczas snu ludzi którzy osobiście nic mu nigdy nie zrobili i których pierwszy raz widzi na oczy. Nie miał oporów przed odebraniem całej broni Ocenkom – potrzebował, to zabrał, i tyle. Rick bez mrugnięcia okiem obiecuje darowanie życia Zbawcom w barze, a potem chwilę po tym jak ratują mu życie, po prostu ich morduje.
Przy ocenie Ricka łatwo popełnić taki błąd, że patrzy się na niego z perspektywy członka jego własnej grupy. Smutna prawda jest taka, że będąc obcym samotnym wędrowcem w świecie TWD, jest bardzo możliwe, że miałabyś większe szczęście spotykając na swojej drodze Negana, niż Ricka.
Jeśli to jest symetryzm, to przykro mi. Ale myślę że ten serial nadal jest dość wartościowy (pomijając upadek poziomu w ostatnich sezonach) właśnie dlatego, że tu tylko pozornie jest jeden dobry, a drugi zły. Sama napisałaś, że „Świat TWD nie jest światem nam współczesnym i nie można przykładać do niego naszej miary.”. Może to samo warto zastosować do Negana? A przynajmniej do Zbawców? To że nakładali przymusową daninę na osady na swoim terytorium było niefajne, oczywiście. Ale czy aż tak straszliwie ZUE i niewybaczalne, żeby skazać na śmierć każdego kto należy do tej grupy?
Czy nie dostrzegasz przynajmniej w niektórych Zbawcach potencjału do życia w pokoju razem z Rickami? Byłaby jakaś selekcja, czy zabiłabyś ich wszystkich? Np. Aldena też? Ilu jest wśród nich takich Alednów?