Śmierć Merle mnie zaskoczyła, myślałem, że tak szybko do tego nie dojdzie. Rick ich uwolnił, a potem ten strzał, to jednak twardy skurczybyk. Lubiłem Merle'a, szkoda, że jego brat musiał na to patrzeć, smutno mi się zrobiło jak Daryl płakał, Norman Reedus genialnie zagrał smutek. Miło, że kolejna wstawka z Shane'm i niepotrzebna moim zdaniem z tym dochodzącym głosem Lori z lasu. Z Ricka chcą chyba zrobić jakiegoś psychopatę. Odcinek 8/10
Już pisałam jednej pannie, że jego "wycie" na dachu,bądź błaganie o to żeby go wypuścili, nie było niczym dziwnym. Każdy by w takiej sytuacji zaczął świrować. Shane jeszcze wtedy był względnie normalny i raczej nie sądzę żeby zabił Dixona. Pewnie by go sprał, bądź postąpił tak samo jak Rick. Gdyby to stało się później, kiedy Shane już zaczął świrować to zapewne by to inaczej zostało rozegrane, tak samo było by w przypadku Ricka. Choć ten raczej posunął by się do zabicia w ostateczności.
Tak, uderzył Daryla i samą mnie to wkurza, no ale może jakoś się zrehabilituje ;]
Będziemy bronić Merle'a jak lwice ;P. Przecież byłoby nudno, gdyby każdy lubił tych samych bohaterów i nie byłoby ciekawych konwersacji.
Merlin jeszcze nie wykorzystał potencjału, a ma Go sporo, więc musi zostać. Któż będzie mącił jak nie On ;D.
Jeśli chodzi o wykorzystanie potencjału to liczę na Michonne, która ma go(teoretycznie powinna) mnóstwo, opierając się na tej wersji komiksowej. Twórcy muszą mieć jakiś plan związany z Merlem, w innym przypadku skończyłby już wcześniej jak Shane lub Dale. Powiedzieli co mieli do powiedzenia i tyle. A Merle mamrocze coś od tych trzech sezonów, oby się popisał w ,,The Suicide King"! :D
Również czekam na rozwinięcie wątku Michonne. Bardzo ciekawa postać.
A co do Merla, to lepiej żeby mieli plan ;). W pierwszym mieliśmy okazję tylko trochę Go zobaczyć, w drugim tylko podczas halucynacji Daryla, ale za to w 3 na szczęście już było Go więcej i zdążył się popisać już we wcześniejszych odcinkach, zatem w "The suicide king" pokaże jeszcze więcej, w następnych tak samo (na to liczę).
Ano zobaczę co Merlinek chciałby jeszcze pokazać, może klaskać mu nie będę ale obiektywizm zachowam na pewno!
Fakt Michionne to cholernie ciekawa postać i też nie mogę się doczekać rozwoju jej postaci. Co do Merla to jak na początku był mi zupełnie obojętny, to w 3 sezonie mnie zaintrygował i kurde...chciałabym zobaczyć więcej wątków z nim związanych. Odkąd Lori w końcu padła jestem szczęśliwa i mam nadzieję,że jej głos z telefonu to był ostatni epizod związany z jej postacią, ejmen.
No czy ostatni. Zawsze pozostają retrospekcje :D Jeżeli o mnie chodzi, to osobiście nie przepadałem za jej osobą. Miała swoje grzeszki na sumieniu i po części była winna większości problemów w grupie. Niemniej jednak stała się ona cząstką, która wprowadzała normalność i człowieczeństwo, czego odmówić jej nie można. Już nawet nie chcę wspominać o tym, że zawsze była na pierwszym planie, przez co człowiek się do niej po trochu przywiązał. Co za tym idzie, odrobinę mi jej brakuje. Owszem doszła Michonne, doszedł Tyresse itd, ale jednak Lori jako wiecznie zdziwiona deska była, jest i będzie niezastąpiona. Mówiąc prościej pozostała pewna pustka. Może to wynika z faktu, iż oczekiwałem eskalacji jej relacji z Rickiem.
Jeszcze jak była w ciąży, to dodawało to w jakiś sposób takiej "normalności", poczucia, że nie wszystko jest stracone. Coś w ten deseń. Mnie także w jakiś sposób Jej brakuje.
Dokładnie. Ewidentnie widać było, że Lori wiąże z tym dzieckiem spore nadzieje, na lepsze jutro. Szkoda że nie dane nam będzie zobaczyć jak rozwija się ich relacja. Już nawet nie chcę wspominać o tym, że fajnie by było ujrzeć całą grupę rozradowaną na ich widok. Tak to dostaliśmy coś na wzór "pyrrusowego zwycięstwa".
Taka relacja matka-dziecko byłaby nawet w jakiś sposób wsparciem dla grupy, jakąś nadzieją. A tak to mamy jak to ująłeś "pyrrusowe zwycięstwo".
Chciałbym żeby ten serial wybił się tak abym płakał widząc śmierć jednego z głównych bohaterów, jak to było w Sonsach.
Wg mnie już dawno się tak wybił. A po kim w Sonsach płakałeś? Pewnie po Opiem....
Najbardziej to mi chyba szkoda jak skończył aktor grający Połwora i gościa który zmarł na raka aktor serialu Spartakus, ten główny, osierocił dwoje dzieci i żonę, 41 lat miał.
Szkoda Pół Wora, te nowe świeżaki wypadają blado przy Nim. Też przeżywałam "Spartakusa".
Co do Michonne to jakoś zraziłam się do jej postaci. W komiksie to była fajna babka, a tutaj taki wiecznie naburmuszony mruk. No ale podobno ma się to zmienić i mamy ujrzeć ( w końcu) bardziej ludzkie oblicze Mich. Oby tak było.
Kurna aż mnie ścisneło jak to przeczytałem :P Mam nadzieję że kozak co zje młotek i wysra gwoździe będzie żył :D