Oglądając sezon pierwszy byłam pełna nadziei. Myślałam, że praca kamery, scenografia, gra aktorska, dialogi, efekty specjalne oraz wszystkie inne mniej znaczące rzeczy ulegną poprawie w drugim sezonie. Aktualnie jestem po obejrzeniu drugiego odcinka nowego sezonu i wszystkie nadzieje mnie opuściły. Ten serial nie ma w sobie prawie nic z klimatu wiedźmina. Nawet Geralt, który jest jednym z niewielu pozytywnych elementów tego dzieła, jest bardzo średni. Za mało cynizmu, za dużo uśmiechu. Jednak najgorsze co dostaliśmy to postać Ciri. Dziecko, które dzieckiem trudno nazwać, bo wygląda jak 17-18 letnia dziewczyna. Cały czas byłam i jestem zdania, że seriale/filmy nie muszą trzymać się kurczowo fabuły książki, żeby były dobre, jednak w przypadku wiedźmina, większe zbliżenie do książkowego pierwowzoru na pewno by nie zaszkodziło.
Podsumowując, jest mi naprawdę przykro, bo potencjał był ogromny.
Jestem po 4 odcinkach i cóż . . . żenujące widowisko. W tym serialu nic nie gra, od tragicznie przeprowadzonego castingu przez kostiumy i plastikowe zbroje do drewnianych dialogów okraszonych saltem fabularnym.
Pierwszy odcinek drugiego sezonu był naprawdę fajny, miał klimat, niezłą walkę i nie wywoływał mdłości. Każdy następny jest poziom niżej od poprzedniego. Ciri o ile w pierwszym sezonie jeszcze nie kłuła w oczy, tak tutaj jest zbyt poważna, mało dziewczęca i ucharakteryzowana mocno na wiek aktorki ją grającą, a nie jak młodą dziewczyne.
Są 2 rzeczy które mogę nazwać pozytywem czyli wiedźmińskie znaki i potwory, bo zarówno Bruxa jak i Leszy i ten skolopendrowaty potwór wyglądają całkiem dobrze, nie bije po oczach CGI.
Pozostała mi jeszcze połowa sezonu, a juz jestem nim zmęczony i zawiedzony.