Bardzo się zawiodłem, bo to w końcu jedna z bardziej wielbionych ekranizacji Kinga, już nawet mój tata mi ją polecał jako jeden ze najstraszniejszych dzieł ery VHS. No ale pewnie dużo zrobił fakt iż książka była prawie wybitna, a film to produkcja telewizyjna z małymi ambicjami. Na początek o pozytywach- zmieniono praktycznie wszystko co nie podobało mi się w książce tj. np. SPOILER wiem, to iż Beverly i Ben w powieści nie byli razem było takie życiowe, ale jak się komuś kibicuje przez 1200 stron to miło iż chociaż w adaptacji im się udaje. Tak samo usunięcie kilka zboczonych scen (w tym tej pedofilskiej- choć z drugiej strony nikt normalny by czegoś takiego nie nakręcił) KONIEC SPOILERA Muzyka też przypadła mi do gustu. Można było lepiej, ale nieźle rozegrano tu sprawę chronologii wydarzeń. Tylko retrospekcje w drugiej części filmu rażą bo jakoś nie pasują do pierwszej (no i nie wiadomo nawet kiedy one się działy, można mieć wrażenie że już po pojedynku z TO). Jak jesteśmy przy wadach- aktorstwo jest różne, ale mocno mnie zirytował Richard Thomas. Czemu on do cholery się cieszył jak się dowiedział że Stan zginął, albo gdy Mike jako narrator mówił że Bill jest zasmucony. Było też kilka innych momentów gdy ten uśmieszek zwyczajnie raził- cholera to nie reklama pasty do zębów. Końcówka wyjątkowo marna, niestety kończy się mocą fajerwerków i efektów specjalnych, a zaczyna dość dziwnym wyznaniem Eddie'go. Nie wyszły też takie sceny jak "Wielka bitwa na kamienie" (totalnie pozbawiona emocji) oraz otwarcie ciasteczek z niespodzianką (komicznie to wyglądało). Ogólnie film jest poprawny, ci którzy nie czytali książki mogą uznać go za trochę lepszy. Ode mnie tylko (a może aż) 5.