średnią szkołę mam już 10 lat za sobą, były to inne realia i oczywiście gdzie USA, a gdzie Polska, jednak bardzo nurtuje mnie obraz szkoły, warunków jakie mają uczniowie, całego środowiska.
O ile się orientuję, akcja ma miejsce w Kalifornii, więc dość liberalny społecznie stan, stąd homoseksualizm jest tu czymś niekontrowersyjnym i uczniowie geje nie są gnębieni ze względu na swoją orientację(już nie mówiąc o stylówie Tony'ego). Ale czy tatuaż u znacznego procenta bohaterów to normalka? Brak obostrzeń w szkołach, co do przyjmowania wytatuowanych uczniów?
Samochody - ok, w PL myślę, że zdarzają się tacy co się rozbijają swoim wozem w maturalnej, ale w serialowym Liberty chyba więcej uczniów dojeżdża samochodem niż u nas dorośli co rano do miejsca pracy...
Całe zaplecze edukacyjno-sportowo-środowiskowe - czy to jest jakaś "lepsza" szkoła, czy to normalne, że mają niemałą bibliotekę, salę z trybunami, boiska, mnóstwo sprzętu, wielką stołówkę i inne udododnienia, które w PL mają raczej uczelnie wyższe? Szczerze mówiąc nie orientuję się jak wygląda system edukacji w US, czy wszyscy idą do rejonowego high schoola, czy sa jakieś "gorsze" alternatywy?
Jeśli ktokolwiek się orientuje we wspomnianych kwestiach - bardzo proszę chociaż o któtki komentarz.
Zdaję sobie sprawę, że wiele jest w serialu przerysowane, wzmocnione dla efektu, jak zwykle aktorzy tacy piękni, wszystko oczywiście ze względu na język serialowo-filmowy oraz odpowiednią narrację, jednak sana historia dzieje się współcześnie, utkwiona jest środowisku, które odbieram jako mające być mocno urealnione dla uwiarygodnienia całości(przynajmniej dla Amerykańskiego widza).
Uderzył mnie standard życia i edukacji jaki jest przedstawiony w serialu: oprócz jednego ucznia z patologicznymi problemami rodzinnymi reszta istotnych postaci pochodzi z klasy średniej wzwyż, wszystko jest pięknie i cudownie, dobrobyt pierwszego świata wylewa się z ekranu. Czy ktoś tam w ogóle nie mieszka w domu jednorodzinnym? Albo serial za bardzo skupił się na jednej stronie społeczeństwa, albo ja jestem jakimś dziadem, który widzi wszystko za bardzo przez pryzmat naszego społeczeństwa w większości ciężko harującego poniżej średniej krajowej? Świat przedstawiony w serialu to chyba nie rzeczywistość elektoratu Trumpa?
pozdrawiam
Aha, jeszcze jedna sprawa. Nie będę teraz wyszukiwał danych statystycznych, ale z innego wątku na forum oraz z własnych obserwacji wiem, że w Polsce stanowisko pedagoga szkolnego to w uderzającego większości kobiety. Tu jest inaczej, więc pytanie czy to normalne w Stanach i czy dobrze tworzy tło dla historii? Bo to kolejny punkt nie do końca dla mnie wiarygodny.
Zaznaczam, że nie wiem czy tak samo jest w oryginale książkowym, ale czy postać pedagoga, który jak wspomina nie jest psychologiem, a jego poprzednie doświadczenia w zawodzie, to praca w szkole, w której "uczniowie strzelali do siebie", do tego zgaszonego i jakby przemęczonego, a przede wszystkim: mężczyzny, który jakby nie "czuje" problemów dziewczyny i nie potrafi wyłączyć telefonu przy ostatniej rozmowie - czy to wszystko nie jest aż przesadnie przedstawione, aż za bardzo starając się wytłumaczyć, dlaczego zawiodła nawet osoba mająca pomagać ludziom jak Hannah? Moim zdaniem jest to bardzo mało przekonująca postać(natomiast bardzo dobrze ubrana - te fioletowe lub niebieskie zestawy - już myślałem, że tak twórcy sygnalizują kolejnego geja, aż do czasu sceny z rodziną) i słaby punkt nie tylko ze względu na fabułę, co w przekazie jaki wychodzi z serialu: w stanie totalnego doła nie pomoże ci nawet twój szkolny pedagog, więc nie ma sensu szukać pomocy w instytucjach. To jest bardzo, bardzo zły przekaz dla oglądających, którzy są w złym psychicznie stanie i nie da rady tego odkręcić.