26 lat czekaliśmy na kontynuację serialu (no, biorąc jeszcze pod uwagę FWWM to ciut krócej), ale ostatnie dwa tygodnie też były dla mnie bardzo długie. Nigdy nie myślałem, że z taką niecierpliwością będę kiedykolwiek w życiu oczekiwał poniedziałku! Po czternastu dniach, w trakcie których zobaczyłem cztery pierwsze epizody ponownie - nowiutki odcinek. Czy raczej rozdział. I wszystko jak te ćwierć wieku temu - wraca na podobne tory: jeden odcinek na tydzień. I czekaj człowieku. W zasadzie to dobrze i jedyną przeszkodą jest nasza niecierpliwość. Zyskujemy czas na stopniowe rozgryzanie zagadki. Czy całej ich masy. Dowiadujemy się czyje to odciski palców ujawniono w Południowej Dakocie. Nie wiem jak Was, ale mnie to zaskoczyło. Mamy dalej motyw z Dougiem. Pomijając humorystyczne akcenty, to faktycznie jest w tym jakaś symbolika. Chora rzeczywistość naszych egocentrycznych czasów - nie widzimy krzywdy kogoś obok. Ale zobaczymy jak to się dalej rozwinie. Brakuje tej radości życia i elokwencji "Coopa" (nie ma w tym nic dziwnego), ale mam nadzieję, że w końcu zobaczymy starego, dobrego Dale B. Coopera. Który - mimo swojej demencji - reaguje na ulicę Sykamorową, lecącą sowę, czy słowa takie, jak "kawa" czy "agent". Tama wspomnień padnie zapewne po spotkaniu z dawnymi znajomymi. Mało w tym odcinku śledztwa... nie dowiadujemy się kim jest osoba, mająca zweryfikować Coopera, "Tammy" Preston (już ją lubię) jest tylko w jednej scenie. Pojawia się trochę nowych postaci i powrotów. Norma moim zdaniem - słabo, ale "Double R" (na zewnątrz i wewnątrz)... ach, wspomnień czar. Dobry był Mike "Snake" Nelson jako biznesmen nie przyjmujący do pracy dramatycznie irytującego chłopaka Becky. Córka Shelly i (zapewne) Bobbyego niestety kojarzy mi się z Laurą Palmer z FWWM. Przynajmniej po tych scenach, które były w odsłonie piątej. Kolejne zaskoczenie: doktor Lawrence Jacoby, któremu na starość nieźle korba odbiła. Przeznaczenie złotych łopat. To mógł wymyślić tylko David Lynch! Przez moment widzimy Nadine i Jerry'ego Horne, oglądających "przesłanie" doktorka. A gdy jesteśmy przy tej drugiej postaci... czy to nie on może być ojcem tego palącego "Morleye" (jak "Rakowaty" z X-Files) dupka? W zasadzie Richard nieco go przypomina (choć równie dobrze mógłby być synem Christophera Walkena). Występ kapeli z synem Lyncha w roli gitarzysty, to - w mojej ocenie - jak dotąd najfajniejszy tego typu motyw w tej serii. Stary, dobry rock'n'roll. Na koniec... Buenos Aires. Dziwna scena. To tam siedziała kobieta dzwoniąca do zamachowców z "Rancho Rosa". Pod koniec znika tam dziwne pudełko... a zatem w kogo mieli uderzyć ci najemnicy? Coopera czy Mr. C? Bo raczej nie w Dougiego? Buenos Aires to miejsce, w którym swego czasu przebywał Phillip Jeffries. Czy coś się wyjaśni w kolejnym odcinku? Czekamy!
Jeszcze kilka spraw. Pierwsza to postaci grane przez Roberta Kneppera i Jima Belushi, brutalni bracia Rodney i Bradley Mitchum. Tak, Rodney to typ Franka z "Blue Velvet". Gdy widziałem nieliczne zdjęcia z planu, spodziewałem się, że aktorzy ci wcielą się w agentów FBI, ewentualnie MIB ;) Kolejna kwestia: klucz z "The Great Northern". Jade go wyrzuciła do puszki na śmieci, czy do skrzynki pocztowej po przeczytaniu informacji o zwrocie? Jeśli to drugie, to będzie to punktem wyjścia do namierzenia Coopera. Wśród przecieków z planu było zdjęcie Bobbyego Briggsa w skórze, z policyjną blachą, spacerującego przez Las Vegas.
No i oczywiście Mr. C w więzieniu stanowym. Nie tylko jego zabawa z telefonem i elektrycznością, ale też małe retrospekcje z lat 90-tych i to ujęcie z lustrem. Z BOBem. Świetne.
Klucz na pewno trafi do hotelu :) ogólnie powoli wszystko zaczyna zmierzać w jednym kierunku - do Twin Peaks. Robi się ciekawie :)
Może Audrey zdobędzie klucz i wtedy zaczną się poszukiwania Coopera na wielką skalę?