PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=801283}

Ty

You
7,0 78 tys. ocen
7,0 10 1 77951
6,0 13 krytyków
Ty
powrót do forum serialu Ty

Pierwszy odcinek i spotkanie Beck z naszym głównym bohaterem, który od razu mówi, że miłość zaślepia i nie pozwala dostrzec czerwonych lampek. To chyba najważniejsze słowa z początku tego serialu. Joe wpada w obsesję, zakochuje się i jego celem jest jedynie zdobycie tej jedynej i „idealnej”.

Guinevere Beck:
Okazuje się, że laska jest typową młodą mieszkanką „Wielkiego Jabłka”, chociaż ja bym je obecnie nazywał zgniłym jabłkiem.
Guinevere posiada wielkie ambicje, na których zreazlizowanie nie poświęca wystarczająco dużo czasu i energii, sypia z bad boyami, imprezuje z koleżankami, a media społecznościowe to jej wymyślone życie, gdzie kreuje się na taką wyjątkową, uduchowioną i wyrafinowaną pannę.
Moim zdaniem Benji miał sporo racji co do tego kim jest Guinevere. Peach też w pewnym momencie opisuje naturę Beck jako Gold diggerki ( polska "blachara" słabiej pasuje). Tak samo ocenia ją nowa żona jej ojca, która twierdzi, że ta traktuje go jak bankomat.
Zdradzanie przyjaciółkom, że seks z Joe trwał 8 sekund, to zagrywka w stylu durnej nastolatki, ale ciężko było podejrzewać tę kobietę o dojrzałość.
Joe nie zauważa jak Beck traktuje swojego ojca, a właściwie zupełnie ignoruje tą ważną cechę jej charakteru. Jak mogła go uśmiercić w oczach przyjaciół? Przecież takie wydarzenia definiują to kim się stajemy i tym samym przedstawiła siebie w zupełnie innym świetle. Na dodatek udaje przed ojcem miłość do niego dla własnych korzyści materialnych.
Pisząc historię swojego życia i wyborów, które doprowadziły Guinevere Beck do finału w szklanej klatce, nadal nie potrafi ona być ze sobą samą szczera. Winę przerzuca na innych. Tak jakby ktoś jej kazał być księżniczką, dopuszczać do siebie złych chłopców oczekujących jedynie seksu, przyjaźnić się z bogatszymi i sprytniejszymi od siebie żeby na tym skorzystać. Sama się poniżała, bo siebie nie szanowała. Niskie poczucie własnej wartości zawdzięcza własnym wyborom, chęciom pójścia na skróty, zdecydowaniem się na szybką nagrodę w postaci seksu z przypadkowym gościem lub kolejnym łykiem alkoholu (instant gratification).
Niby przestała wierzyć w bajki, ale tak naprawdę ciągle wierzyła, że Książe z bajki ją uratuje. Kiedy się pojawił, to obdarowała go zdradą i zrobiła z niego winnego rozstania, wmawiając mu, że to z powodu jego braku zaufania, a nie niemożności utrzymania razem nóg kiedy była „smutaśna”.


Joe Goldberg:
Joe omamiony wymyślonym obrazem robi wszystko żeby zdobyć „ukochaną” i pozbyć się przeszkód na drodze tej „miłości”.
Nasz bohater ma sprawiać wrażenie wyjątkowo przenikliwego, jakby miał coś z mentalisty, ale jak może nie widzieć, że Peach wyraźnie leci na Beck? To tak oczywiste, że ślepy by zauważył.
Oczywiście nie można się było spodziewać, że sprzedawca książek o naturze pomieszanych postaci z dawnych literackich dzieł (Don Kichot to się z niego aż wylewa) zauważy prawdę, która wręcz kole w oczy. Ma jak na talerzu opinie osób będących najbliżej Guinevere, ale też tych patrzących z boku jak kolega z pracy Ethan, który stwierdza, że Joe musi być pod wpływem magii intymnych części ciała tej dziewczyny.
Najśmieszniejsze i jednocześnie najlepsze są kolejne momenty, które zaskakują Joego. Ma podane jak na tacy, że jego wybranka nie jest taka jak się mu w głowie uroiło, a mimo to wynajduje coraz to nowe wytłumaczenia czerwonych lampek, które aż oślepiają.
Kulminacja następuje w trzecim odcinku. Laska bzyka się z kolejnymi facetami, a Joe nie tylko o tym słysząc, ale wręcz mając przed oczami, nic sobie z tego nie robi. Bredzi o jakiejś cierpliwości, co robi z niego w moich oczach kompletnie oderwanego od rzeczywistości, psychicznie zaburzonego człowieka. Nawet jej składa nowe łóżko żeby mogła znów z niego „korzystać”.
Zastanawiałem się po co on chce pokazać, że jest „tym jedynym”, skoro ona jest kolejną pustą lalą z „kompleksem tatusia” jakich na świecie pełno, ale przecież on miał klapki na oczach.
Joe po wizycie policji narzeka jak to ludzie są naiwni, łatwowierni i wierzą w coś zgodnego z własnym światopoglądem, a sam nie widzi prawdziwego oblicza Beck, a jedynie wytwór swojej wyobraźni. Jest kłamcą, który najbardziej okłamuje samego siebie, ale również widza (np. mówiąc, że nie jest mordercą). Wylewa się z niego hipokryzja o którą akurat tej postaci nie podejrzewałem.
Pierwsza kłótnia przez to, że Joe powiedział prawdę i co? On obwinia Peach...
Joe wmawia sobie, że negatywne zachowania kobiet są spowodowane wpływem innych kobiet lub wykorzystywaniem ich przez mężczyzn. Taki typowy „blue pill man”. W końcu jak to możliwe, że jego ukochana Candace była łatwa i szybciutko rozłożyła nogi okłamując innego gościa, że jest singielką?
Kiedy widzi dowody na to co Beck wyprawiała z terapeutą, to nadal winę zrzuca na niego, a nie na nią. Stwierdza we własnej chorej głowie, że tamten ją wykorzystał. Mimo tego, że robiła to z tym gościem w JEGO ŁÓŻKU. Nie, nie... To na pewno kolejny przypadek toksycznej męskości i podstępu zastosowanego na niewinnej istocie zesłanej prosto z nieba.

Okazuje się, że obydwoje są siebie warci i tak samo po****rzeni. On był dla niej za dobry, to go zostawiła. Karen była zbyt dobra dla niego, to ją zdradził, a potem rzucił. Śmiać mi się chciało jak biegł po rozstaniu wyznać uczucia Beck, bo się spodziewałem, że ona się z kimś bzyka. Myślałem, że z terapeutą...( choć nadal w serialu nie powiedziano, że rzeczywiście z nim sypiała) ale jednak wymyślono zakończenie tej sceny rodem ze łzawej komedii romantycznej. Rzeczywiście, brakowało tylko deszczu (bleh).
Obydwoje nadają się na przelotny flirt, seks bez zobowiązań i nic więcej. Zaburzeni i toksyczni, choć w różny sposób, to lepiej tych typów unikać dla własnego dobra.

Kiedy Beck odmawiała seksu Joemu, to byłem przekonany, że go zdradza. Kiedy mówi na urodzinowej imprezie, że on może sprawdzić jej telefon, ale wtedy to koniec, to widać że to blef. Dlatego mocno mnie dziwi, że wcale nie sypiała z terapeutą (wtedy jeszcze byłem na tym etapie serialu).

Od początku miałem wrażenie, że Candace wyjechała do Włoch, jak wszystkie stare psy na farmę i tutaj muszą przyznać, że nie spodziewałem się na koniec zobaczyć jej żywej.

Jaki z tej historii można wyciągnąć morał? Co najmniej kilka:
-nie lekceważ swoich przeczuć i nie twórz fałszywych obrazów innych osób w swojej głowie
-jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś pijany, to możesz to zlekceważyć, ale jeśli mówi to pięć osób, to odstaw % i idź spać (niejeden raz Joe słyszał, że lepiej sobie dać spokój z Beck i to nawet od samego siebie)
-trzymaj się z daleka od samotnych matek (to wiedziałem praktycznie od zawsze), ale też od ich dzieci.
-jeśli kobieta (mężczyzna też) oskarża cię o brak zaufania, to zazwyczaj znaczy, że próbuje coś ukryć i na to zaufanie zupełnie nie zasługuje (scena z blefem o możliwości dostępu do telefonu, później oskarżycielski ton kiedy Joe śledził Beck, a na koniec sytuacja z klatki i wykorzystanie jego naiwności i ślepej wiary w tę miłość)
-nie da się kogoś uszczęśliwić na siłę