Od pierwszego odcinka bardzo polubiłam Valerię. Zagubioną pisarkę, której nie wychodzi w życiu. Zapowiadało się świetnie - przyjemna, energetyczna muzyczka, babskie spotkania, wątki z pokrętnego życia jej przyjaciółek. Ale... Valeria zabujała się w Viktorze i straciła zainteresowanie mężem, z którym nie układało jej się w sypialni. Sam Adri jest dość bezpłciową postacią.... Serial totalnie przestał mi się podobać, gdy wątek pisania książki był najmniej ważny, a Valeria poszła nagle do Viktora, by się z nim przespać, ostatecznie lądując w łóżku z zupełnie obcym jej facetem z baru.... No to mi do niej zupełnie nie pasowało. Sceny łóżkowe jej przyjaciółek, zwłaszcza Loli były chwilami wręcz męczące, za dużo, zbyt intensywnie, bez wyczucia. Bardzo wzruszył mnie ostatni odcinek, w którym ukazana była retrospekcja związku Valerii, to były piękne sceny.