Po trzecim odcinku można spokojnie powiedzieć, że serial naprawdę daje radę. Pierwszy był faktycznie nieco nudny, drugi i trzeci trzymają wysoki poziom. Nie jest to oczywiście poziom trylogii Jacksona, ale też formuła serialu rządzi się nieco innymi prawami.
Jeśli chodzi o wizualia to jest to z pewnością jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie wyprodukowano dla telewizji - nie odstaje zupełnie od produkcji kinowych. Przedstawienie Khazad-dum czy - w 3 odcinku - Numenoru jest fenomenalne, CGI używa się tu w naprawdę przemyślany sposób. Praktyczne efekty specjalne - np. przedstawienia orków - są świetne. Olbrzymie pieniądze ładuje się też często w małe lokacje, co jest bardzo dobrym pomysłem, bo naprawdę można je wtedy dopieścić. Stroje, scenografie, małe i duże detale związane z uniwersum Tolkiena (posąg Earendila, młot Faenora, posągi Eldarów w Lindonie) - wszystko to robi fenomenalne wrażenie.
Scenariusz jest trochę nierówny - niektóre wątki są jakby z innej bajki, przede wszystkim hobbitów, choć sam Meteor Man jest bardzo ciekawie rozwijany. Jest tu na pewno dużo zagadek (tożsamość Saurona - mamy co najmniej trzech kandydatów do tego tytułu), dużo też nas czeka pod względem rozwoju postaci (wyraźnie sugeruje się skierowanie postaci Galadrieli z dumnej i wojowniczej elfki w stylu rodu Faenora w stronę znaną nam później z trylogii Jacksona). Aktorstwo również nieco nierówne - niektóre postaci świetne (Elrond, Durin, Elendil), inne - średnie, choć może to też być wina scenariusza (Galadriela czy mój "ulubiony" Gil-Galad, który wypadł tragicznie).
Największą zmianą w stosunku do pisarstwa Tolkiena póki co jest chronologia - to duża zmiana, ale rozumiem, że autorzy stanęli wobec trudnego zadania zmieszczenia trzech tysięcy lat w jednym serialu. Poza tym jednak dużo rzeczy jest bardzo wiernie zrobionych, a czasem nawet rozwija to uniwersum - choćby pokazanie motywacji Celebrimbora czy postaci Miriel, która wydaje się być uwikłana w jakiś spisek i być może będzie działać na rzecz Wiernych. Niezależnie od tego, wszystkie zmiany mogą nam wyjść na dobre - każdy fan Tolkiena wie zresztą, że uwielbiał on pisać piętnaście wersji tego samego wydarzenia, w taki sposób, jak robią to ludzie, gdy w kolejnych pokoleniach opowiada się tę samą historię...