Nie pojmuję, jak można wpaść na ideę procesowania się z właścicielem prywatnej firmy i karania
go za to, że w swojej własnej firmie awansuje tego, kogo chce - niezależnie od tego, czy to
kobieta, Chińczyk czy ufoludek.
Jeśli ktoś we własnej firmie nie awansuje człowieka zdolnego, który jego firmie przysporzy zysków
tylko dlatego, że jest kobietą, to sam siebie karze swoją głupotą, skazując się na zjedzenie przez
bardziej rozgarniętą konkurencję. Jednak jeśli z jakiegoś powodu nie chce awansować kobiety czy
mieszkańca Jersey, to jest jego wybór. Pracownik ma drogę otwartą, to nie czasy niewolnictwa.
Czy ta Ameryka już doszczętnie zwariowała?
Nie, to raczej ty zwariowałes nie potrafiąc kojarzyć ze sobą prostych fakrów. Firmy prywatne nie działaja w próżni tylko w państwie w którym obowiazują pewne prawa. Jesli firma łamie te prawa to się ją za to karze - to naprawde bardzo proste.
W USA jest takie a nie inne prawo o dyskryminacji i jesli go nie przestrzegasz jestes naraozony na procesy. Czego tu nie rozumiec?
Czego tu nie rozumieć? Dokładnie tego, co napisałem w pierwszym poście - idei karania kogoś za to, że prowadzi własny biznes po swojemu, ze swoimi uprzedzeniami i swoimi zasadami. Prawo o dyskryminacji... niemal równie idiotyczna sprawa jak parytety. Ile kobiet, czarnych, białych, żółtych, niebieskich, wysokich, niskich, mądrych i głupich muszę na siłę awansować, żeby nie zostać oskarżonym o dyskryminowanie kogokolwiek?
Mam cichą nadzieję, że ta paranoja nie dotrze do nas w jakimś znaczącym zakresie i dziwię się, że tak dobrze trzyma się w Ameryce - wciąż symbolu wolności.
Kwestii łamania prawa nie musisz mi tłumaczyć - to raczej oczywiste i nie o kwestię jego łamania tu chodziło, a o prawo samo w sobie, co zaznaczyłem powyżej. Zresztą Mike przez cały serial, w odróżnieniu od Harveya, stara się rzekomo szukać sprawiedliwych rozwiązań. Aż dziwne, że tak bystry dzieciak nie chwyta, że sądowe nakazywanie komuś, jakie osoby ma promować w swoim biznesie jest dalekie od sprawiedliwości, a bliższe komunizmowi. Dziwię się też, że ten nieszczęsny wątek ciągnie się już dwa odcinki i będzie co najmniej jeden więcej. Mam nadzieję, że rychło się zakończy. Mnie osobiście zniechęca, bo ujmuje błyskotliwości scenariuszowi. Wojnę z Hardmanem można było ustawić na dużo lepszej kanwie.
Nie masz racji. Prowadząc biznes, wkraczasz w dziedzinę stosunków prawnych, rozmaitych (płacisz podatki, robisz przeglądy, wpuszczasz kontrole BHP - jesli tego nie zrobisz, dostajesz kary albo zamykają Ci ten biznes). Jako prywatna osoba możesz otaczać się ludźmi wg własnego gustu, np. łysymi facetami 1,50 wzrostu o zielonych oczach i nikt nie moze Ci z tego powodu robić problemów, gdyz wtedy to Ty mozesz wytoczyć proces. Jeśłi jesteś pracodawcą, powinieneś stosować ogólnie przyjęte - także niedyskryminujące - zasady postępowania wobec pracowników, którzy poświęcają Ci czas i siły. Płacisz im, OK, ale jesli masz system nagród lub awansów, powinien on być transparentny i sprawiedliwy. Jeśli nie, mozesz zostać pozwany za dyskryminację. Swoją drogą, dlaczego miałbys promować w swoim biznesie nie najlepszych, tylko wybranych wg klucza płci, rasy itd.? Wolisz stracić z białym facetem niż zyskać z czarną kobietą? Hm. Z punktu widzenia biznesu kiepskie myślenie.
Absurd goni absurd.
Proste rozwiązanie dla pozwanego w ten sposób przedsiębiorcy: nie zatrudni żadnej kobiety, żadnego łysego ani niebieskookiego. Wówczas na pewno żaden z nich nie wytoczy mu procesu o to, że nie został awansowany. Tylko jeden szkopuł - czekam, kiedy "obrońcy praw" zaczną nakazywać temu i innym przedsiębiorcom przymusowe zatrudnianie odpowiedniej ilości łysych i niebieskookich.
Owszem - masz rację, że promowanie głąbów tylko dlatego, że mają jaja, a nie jajniki jest ze szkodą dla biznesu. O tym właśnie pisałem powyżej. Żaden rozsądny przedsiębiorca nie będzie promował ludzi głupszych, którzy przyniosą stratę jego firmie. A ten, który to robi już karze sam siebie.
Zresztą kolejnym absurdem jest uproszczenie kwestii awansów do różnic płci czy rasy. Każdy człowiek to zestaw setek, jeśli nie tysięcy cech, sytuacji i zachowań, które w sumie dają obraz jednostki przydatnej i odpowiedniej na dane stanowisko lub nie.
Zatrudnianie samych łysych w produkcji żywności nawet ma sens :-)
Co do branych pod uwagę cech awansowanego pracownika - oczywiście, jest ich wiele, i dlatego tak trudno udowodnić, że jedna z nich stanowi podstawowe kryterium dla pracodawcy i że ma to związek z dyskryminacją, a nie na przykład z misją firmy.
Czyli jednak zgadzamy się, że procesy o rzekomą dyskryminację w prywatnych biznesach to zbyt daleko posunięta ingerencja i skraj nonsensu :)
Ależ nie, skąd. Nie myl trudności w ustaleniu jakiejś cechy z jej brakiem. No i ze względu na te trudności sprawę prowadzi najlepsza kancelaria w NY :-)
Czyli jednak uważasz, że jeśli w swojej prywatnej firmie nie awansuję kogoś z jakiegoś powodu, choćby i takiego, że go zwyczajnie nie lubię, boję się go albo boję się, że nie będzie mi się z nim dobrze współpracować na wyższym stanowisku, to jest to powodem do wyciągnięcia ode mnie odszkodowania lub przymuszenia mnie do awansowania takiej osoby?
Czy w takim razie uprzedzenie faktów i niezatrudnienie tej osoby, by w przyszłości nie mieć podobnych problemów również zasługuje na karę?
Z taką osobą po prostu byś się pożegnał, interesując nią headhunterów. Większy problem widzę z Tobą. Jesli szef boi się podwładnych, czas na terapię.
A jeśli jakichś po prostu nie lubi? Ja to projekcja. Projekcja wszystkich szefów. Każdy jest inny i każdy ma prawo do własnych sympatii, a nawet uprzedzeń.
Nie do końca się zgodzę. Jeśli miałbym wybrać do awansu na jakieś stanowisko człowieka, któremu źle będzie się (z dowolnego powodu) współpracować z już istniejącym na tym szczeblu zespołem albo wybrać takiego, któremu będzie się współpracować lepiej, chociaż teoretyczne referencje ma niższe, to właśnie ten drugi wybór zdaje się być bardziej profesjonalny :)
Masz rację jest to absurd i głupota. Ale inni też mają rację - prawo niestety broni przed tak zwaną dyskryminacją.
Chociaż sam nie uważam, że nie awansowanie kogoś dlatego że jest łysy,kobietą,niebieskooki czy też ma krzywe zęby, byłoby mądrym posunięciem, to drażniące jest to, że mając moją własną prywatną firmę, narzuca mi się co i jak mam robić. Ale tak niestety jest. A co do zmuszenia Cię do zatrudniania kogoś - np w Norwegii masz już przepisy wg. których w niektórych branżach w ramach wyrównania w zarządzie spółek powinna znajdować się równa ilość kobiet co mężczyzn (albo przynajmniej zbliżona). Z tego powodu często zatrudnia się tam np. w branży rybnej, kobiety, które są gorsze niż mężczyźni, i zatrudniane do zarządu są tylko dlatego że są kobietami. Albo w USA, gdzie jeżeli chcesz zatrudnić osobę i zgłozą ci się dwaj kandydaci o identycznych kwalifikacjach, ale jeden będzie biały a dsrugi czarny, to według prawa musisz zatrudnić murzyna.
Ot piękno naszych czasów i nazywa się to "poprawnścią polityczną".
Aha, czyli nie chodzi ci o odpowiedz na pytanie, ktore zadałes tylko o pretekst do rozpoczęcia jakiejs oszołomskiej dyskusji o polityce i prawach w USA. Jesli o to chodzi, to nie ze mną - z mojej strony EOT. Mam nadzieje ze wiekszosc podobnie potraktuje twoja prowokacje. Jak ci sie nudzi to idz moze na jakies forum frondy. :/
Zadałem pytanie, a raczej poddałem w wątpliwość ideę karania prywatnych osób za ich rzekome prywatne uprzedzenia. Skąd Twój pomysł, że pytałem o oczywistość, czyli mechaniczny fakt złożenia pozwu, bo takie idiotyczne prawo uchwalono - tego nie wiem.
Nie widzę żadnego powodu, żebyś miał mnie obrażać, wyzywać od oszołomów czy też sugerować innym, że nimi są, bo w kontekście wątku zawartego w serialu podyskutują sobie o życiu. Właśnie to często świadczy o wartości filmu, że potrafi wywołać dyskusję. Jeśli dla Ciebie każda dyskusja, która wychodzi poza status banału omówienia jakiejś sceny jest prowokacją albo oszołomstwem, to zwyczajnie przykre.
Na koniec mam radę: zamiast wyganiać mnie czy kogokolwiek innego z tego forum, po prostu nie zaglądaj do tego wątku - nie będzie Cię kłuć w oczy. Banalne, nieprawdaż?
Nikt cie nie wygania, nie histeryzuj. Po prostu sugeruje, ze od tematów politycznych sa inne fora gdzie prawdopodobnie znajdziesz dziesiatki żarliwych dyskutantow, z którymi bedziesz mogl prawdzic pasjanojuce dusputy i wyżywac sie erystycznie, skoro tak bardzo bardzo odczuwac potrzebe dzielenia sie swoimi pogladami na tematy spoleczno-polityczne. Krótko mowiac, mowie tylko ze to forum sie średnio do tego nadaje, bo tu ludzie chca rozmawiac o filmach - tutaj mijasz sie po prostu sie ze swoim targetem.
Dziękuję za troskę, ale pozwól, że sam zadecyduję o tym, kto jest moim "targetem".
Jak tam sobie chcesz, ale skoro upierasz sie zeby na portalu dotyczacym kultury rozmawiac o polityce, niestety musisz sie też liczyc z tym ze ktoś, przypadkiem moze cie uznac za oszołoma. :)
Nie rozmawiam o polityce, tylko o życiu i o prawie. Od oszołomów w tym wątku wyzywasz tylko Ty. Jak nazwać człowieka, który wpada i z miejsca zaczyna obrażać innych? Ale skoro musisz mieć ostatnie słowo, to Ci je zostawię...
Widać, że nie jesteś prawnikiem. Jest taka paremia prawnicza znana i nieprawnikom: dura lex sed lex. Skoro W USA jest takie prawo dot. niedyskryminowania kogokolwiek (m.,zd. b. dobre) to wszelkie firmy muszą go przestrzegać i tyle. A psim obowiązkiem prawnika jest w tym przypadku egzekwować prawo i działać w jego ramach. To nie serial o stanowieniu prawa i polityce, tylko o jego stosowaniu.
Nie zgodzę się, że ten serial jest w 100% o czymś, a w żadnym procencie o czymś innym. To nie jest reportaż ze sprawy, tylko obyczajówka. Jest w tym serialu np. postać Mike'a, który podobno stara się być sprawiedliwy, a nie tylko efektywny.
Z jakiego powodu prawo o dyskryminacji miałoby być dobre, a tym bardziej bardzo dobre?
Bo to jest obowiązujące prawo i każdy prawnik ma swój psi (czyli prawniczy) obowiązek je stosować. That's all.
Nie wiem co to znaczy w tym kontekście sformułowanie "Że jak" - chyba coś na bakier ze styl, ale nieważne...
Oj już mi się nie chce odpowiadać i powtarzać w kółko tego samo, bo odbija się od nic nie przyjmującej ściany... Napisałam wyraźnie: obowiązujące (dura lex sed lex), nie wypowiadałam się co do jakości owego prawa. Over.
Magga, masz racje, można się kłócić o słuszność, ale takie jest prawo, są paragrafy, a obowiązkiem prawnika jest znać przepisy prawa i robić wszystko dla dobra swojego klienta.
Nie ma co roztrząsać kwestii, że ktoś ci każe zatrudniać łysych i zabrania zwalniać osoby, które lubią Dżastina Bajbera. Dopóki prawo chroni pracowników przed jakąkolwiek dyskryminacją, każdy prawnik ma obowiązek wykorzystać je do obrony pracownika.
To jest naprawdę bardzo proste, po uj drążyć temat :P
PS. Odnośnie tej konkretnej sprawy w Suits. pracus, jesteś facetem i nie wiesz jak to jest, kiedy idziesz na rozmowę o pracę i potencjalny pracodawca jeszcze zanim obczai twoje CV od razu pyta o twoje plany rozrodcze.
I - UWAGA - mimo, że takie pytanie jest niezgodne z prawem. Jestem na rynku pracy od ok 15 lat i KAŻDY polski pracodawca zadał mi pytanie o to, czy jestem w związku, czy mam dzieci oraz czy je planuję. Nie pytano się mnie o to tylko za granicą.
Co prawda nie wierzę w przerysowany ksenofobiczny obraz Polski i sielankowy obraz zagranicy, bo tak wcale nie jest (oprócz tego, że jestem facetem, to rozmawiam też z kobietami na różne tematy, m.in. ten :), ale nawet gdybym uwierzył, to chyba nie sugerujesz, że prawo powinno zabraniać zadawania komuś jakichkolwiek pytań?
Jeśli tak uważasz, to sama chcesz założenia straszliwego kagańca. Mi to bardzo przypomina powrót do komuny i to jest niebezpieczne. Między innymi właśnie po taki uj trzeba drążyć temat, żeby powiększać ogólną świadomość.
Jeżeli ktoś zadaje Ci pytanie, które Cię obraża, to sam siebie określa w Twoich oczach. Dzięki temu pytaniu to Ty tak naprawdę zyskujesz, bo możesz od razu przekonać się, z kim masz do czynienia i że z takim człowiekiem pracować nie chcesz. Gdyby mu prawo układało pytania na rozmowie rekrutacyjnej, mogłabyś przez to władować się w szambo, bo skrępowany pracodawca nie mógłby ujawnić swojej prawdziwej twarzy.
"Co prawda nie wierzę w przerysowany ksenofobiczny obraz Polski i sielankowy obraz zagranicy, bo tak wcale nie jest" nie musisz wierzyć,, takie rzeczy się sprawdza na własnej skórze.
"chyba nie sugerujesz, że prawo powinno zabraniać zadawania komuś jakichkolwiek pytań?" prawo powinno zabraniać zadawania osobistych, prywatnych, intymnych pytań. To są wiadomości, którymi obywatel powinien się dzielić tylko z tym, kim chce i wtedy, kiedy chce. Ingerowanie w życie prywatne oraz zadawanie niechcianych pytań TO JEST ta mityczna KOMUNA (od której im dalej, tym chętniej się ją przywołuje z tego co widzę).
"skrępowany pracodawca nie mógłby ujawnić swojej prawdziwej twarzy" skrępowany PRZEPISAMI PRAWA pracodawca nie mógłby ujawnić swojej prawdziwej twarzy *fixed* Oznacza to, że stosujący się do istniejących przepisów pracodawca, nawet jakby był skończonym sku rwysynem, nie będzie miał możliwości okazania swojej twarzy pracownikowi, bo NIE BĘDZIE MÓGŁ.
PS. Nie dogadamy się niestety z tego co widzę. Wiec ja się odmeldowuję. Over ;)
Ale od kiedy zadanie pytania wiąże się z przymusem odpowiedzi? Czy Ty nie mylisz aby ciągu przyczynowo-skutkowego? Nawet w sądzie nie na wszystkie pytania musisz odpowiedzieć, a co dopiero będąc u prywaciarza na rozmowie?
Jeśli zabronisz komuś zadać Ci jakiekolwiek pytanie, to kolejnym krokiem jest przeniesienie tego na życie prywatne - ot, będziesz mogła mnie pozwać, bo w tramwaju zapytałem Cię w sposób, w jaki Ci się nie spodobał. Dla mnie to czysta paranoja.
Owszem, będzie mógł. Nawet obwarowawszy go setkami paragrafów znajdzie sposób, żeby w codziennej pracy uprzykrzyć Ci życie, chyba, że chcesz opisać prawem dosłownie każdy krok każdego obywatela, ale to, jak już wspomniałem... paranoiczny świat.
Recepta na chamskie pytania jest prosta - nie odpowiadasz, tylko wychodzisz. To jest właśnie wolność. Nie rozumiem tych totalitarnych zapędów pętania ludzi różnymi paragrafami i opisywania sposobów ich zachowania prawem.
Ale co ma do mnie trafić? Napisałaś, że Twoim zdaniem jest to bardzo dobre prawo (wbrew temu, co dalej - nie rozumiem czemu - piszesz, że nie wypowiedziałaś się o jego jakości). Zapytałem więc, dlaczego jest bardzo dobre według Ciebie, a Ty odpisujesz, że jest bardzo dobre, bo jest obowiązujące. Bez urazy, ale to chyba nie ja mam problemy ze stylistyką w takim razie? Odsyłam do góry, do Twojej wypowiedzi i proszę Cię o spokojne jej przeczytanie. Może coś źle wyartykułowałaś.
Miałam nie odpowiadać już bo słowo daję ręce opadają, ale dla idei "pracy od podstaw" spróbuje po raz ostatni. Powołujesz się na szczęśliwie miniony nieodwołanie system totalitarny, który mieliśmy przez pół wieku. Jednakże nie zdajesz sobie sprawy, że Twoje poglądy na to jak powinny być zbudowane relacje w ogólności w społeczeństwie, a w szczególności wewnątrz danej firmy czy instytucji, głęboko mentalnie tkwią w tymże właśnie systemie. W tzw. komunizmie istniała właśnie paradoksalnie owa wolnoamerykanka w stosunkach pracodawca-pracownik. Miałem ochotę zatrudnić szwagra mimo że głupi jak but a byli lepsi kandydaci od niego, to go zatrudniałem, bo to szwagier przecie! Uważałem, że baba na stanowiska kierownicze się nie nadaje, to nigdy kobiet w podległym mi przedsiębiorstwie nie awansowałem. W ogóle kobieta słabiej i wolniej pracuje to i zarobki miała niższe. No i formalnie komuny nie mamy, ale mentalność zmienić najtrudniej. Stąd to naprawdę szczere zdziwienie i oburzenie Pracusia. Jak to obecnie mają jakieś zasady obowiązywać? Z jakiego to tytułu ktoś mi zabroni zatrudniać samych facetów? Oczywiście możesz ich zatrudnić, tylko wykaż, że byli lepsi od innych kandydatów (w tym kobiet). A co mi nakazuje takie postępowanie? Nie ma takiego prawa, przynajmniej w Polsce! Owszem prawa typu tzw hard law nie ma, ale jest soft low: różnego rodzaju normy etyczne - np. etyka biznesu, etyka służby publicznej itp. wiem, że w Polsce to wszystko jeszcze w powijakach (etyka, a p co to komu?), a na Zachodzie standard od lat. Stąd te poglądy Pracusia, w sumie nie tylko jego. I też nie do końca to jego wina, bo wciąż w tym względzie za mało edukacji w Polsce. Bo to z różnych norm etycznych wynika właśnie, że w stosunkach pracodawca-pracownik w rekrutacji pracowników, wewnętrznych awansach i wynagrodzeniach należy się kierować tylko i wyłącznie KRYTERIAMI O CHARAKTERZE MERYTORYCZNYM! A wszelkie kryteria merytoryczne są nie dopuszczalne, bo nieetyczne! Tak więc Drogi Pracusiu pracuj wytrwale, ale nie spychaj nas w otchłań ciemności, niewiedzy i czasów podłych, gdy właśnie TYLKO PARAGRAFY królowały i pętały i nie było miejsca na rzetelność i bezstronność w stosunkach pracodawca-pracownik. To tyle było by na dzisiaj tego kaganka oświaty.
W czwartej linijce od dołu miało być oczywiście "kryteria niemerytoryczne" - to na wypadek gdyby Pracuś znów się czepiał.
Pozwól, że podpiszę się pod twoją wypowiedzią.
A szczególnie o polskiej mentalności osadzonej w komunizmie, który z taką pasja jest oficjalnie tępiony.
Pracowałam w Polsce oraz w 3 innych krajach, najdłużej z nich w UK i różnica jest, nie ma co zaklinać rzeczywistości.
Kiedy pracowałam w UK, byłam awansowana przez pracodawcę. Mój awans nie zależał od tego, czy menadżer mnie lubi, czy nie, czy czuje zagrożenie swojego stanowiska, czy ma humor, czy ją boli głowa (to są zjawiska znane z mojego własnego doświadczenia) - nie!
Mój awans zależał TYLKO I WYŁĄCZNIE od mojej pracy oraz od mojego przestrzegania zasad w firmie. Co prawda lubiłyśmy się z moją szefową i szanowałyśmy się, ale gdyby hipotetycznie mnie nie lubiła za np. moją narodowość albo gust muzyczny ^^, to idąc tokiem rozumowania naszego kolegi, mogłaby mnie zwolnić, albo trzymać na najniższym stanowisku, bez względu na moje obiektywnie bardzo dobre wyniki.
Kierowanie się innymi względami, niż merytoryczne jest dopuszczalne w życiu prywatnym, ale sorry, w publicznym powinny być regulacje. A stosowanie niemerytorycznych kryteriów przy zatrudnianiu i awansach przypomina inny złowrogi ustrój, szczególnie w Polsce powinniśmy być na niego uczuleni :(
Pozdrawiam :)
No właśnie jeśli chodzi o etykę w przedsiębiorstwach i administracji publicznej to GB wraz z USA są niepodważalnymi liderami w tym względzie i to potem widać, słychać i czuć:). Strach pomyśleć co byłoby gdyby taki Pracuś był pracodawcą:).. Brak reguł, zasad, albo stosowałby - do siebie oczywiście - jedyną zasadę "róbta co chceta".
Mylisz mnóstwo pojęć. W ostatniej tylko wypowiedzi etykę z prawem (przy okazji nie wiedzieć czemu wmawiasz, że jeśli nie chcę grozić innym sprawą sądową za obcesowe zachowanie, sam się tak rzekomo zachowuję - kompletne niezrozumienie istoty problemu i całego wątku, zacietrzewienie; a pracodawcą już, na Twoje "nieszczęście", jestem - zapewne zdziwiłabyś się, jakie mam stosunki z pracownikami). Na resztę spuszczam zasłonę milczenia, bo aż się przykro robi, jak się to czyta - nie tylko treść, ale i formę. I to niby takie osoby opowiadają się za uprzejmością i kulturą stosunków międzyludzkich...
Mylę etykę z prawem:)))))) To zabawne, polecam Ci moją książkę "w tem temacie" do przeczytania. Nie wypowiadam się, gdy nie znam tematu. Co za agresja....Z niewiedzy? Z braku edukacji? Nie da się przekonać żaby ze stawu o istocie oceanu po raz kolejny to powiedzenie się sprawdza. Jest też inne powiedzenie, że jeśli 100 osób mówi ci, że jesteś pijany, to trzeba się zastanowić czy nie jest coś na rzeczy. Jak zauważyłeś, w tej dyskusji nikt z Twoich interlokutorów nie zgodził się z Twoimi argumentami.. I chwała im za to! Przypadek? Nie, po prostu nie widzisz, że uparcie bronisz niesłusznej i nie wartej takiego zacietrzewienia sprawy. Ja już kończę tę dyskusję w trosce o Twoje nerwy, jesteś coraz bardziej zdenerwowany, kolejna wymiana zdań może grozić zagotowaniem Ci się mózgu. Więc Ty też kończ i wstydu oszczędź. Zajmij się innymi bardziej konstruktywnymi czynnościami może, ale nie narzucam niczego broń Boże..
Nie jestem zdenerwowany. Jestem zdegustowany. Piszesz o rzekomej agresji, ale to chyba jakaś projekcja, bo sposób, w jaki od paru postów się odzywasz i wyższość, jaką sama sobie przypisujesz są aż rażące. Dziw bierze, że ktoś tak odnoszący się do dyskutantów przedstawia się jako osoba walcząca o kulturę w stosunkach międzyludzkich.
Fakt, że piszesz - nie wiem, czy w nadziei, że nikt nie zauważy, czy po prostu z zacietrzewienia nie zauważywszy - niezgodnie z prawdą, że nikt się ze mną nie zgodził tylko podkreśla rozpaczliwy wydźwięk tej dyskusji. Chyba, że wypowiadających się w tym wątku ograniczasz do siebie i emo_waitress. Jednak nawet nie chodzi o to, czy ktoś się ze mną zgodził - to drugorzędne.
Jak już wspomniałem, na resztę spuszczam zasłonę milczenia, bo nawet nie wiedziałbym od czego zacząć, tyle tu obłędu.
Nikt się z Tobą nie zgodził przeczytaj uważnie wątek. I w ogóle trochę więcej poczytaj na temat, w którym tak autorytatywnie się wypowiadasz, byś potem nie strzelał tak "kulą w płot". wątek ad acta.
USA to taki dziwny kraj, w ktorym jesli jestes czarny mozesz wytoczyc proces pracodawcy chocby z powodu, iz w calym biurze sciany sa biale, a co gorsza takie oskarzenia traktuje sie powaznie, bylo by to zabawne gdyby nie fakt ze ktos taki rzeczywiscie ma szanse wygrac w sadzie, coz amerykanie to idioci od sprzedawcy hod dogow na rogu ulicy po sedziego po harvardzie :))
Kompletnie nie w tematyce Suits ale polecam artykuł przedstawiający wartości narodu USA i o jakie idiotyczne rzeczy pozywają się do sądów. Tematyka NBA, kto śledzi tą ligę powinien mieć niezły ubaw czytając ;-)
http://www.mvp - magazyn.pl/a-po-jedenaste-pozwij-drani/ (trzeba usunąć spacje).
Nie zgodzę się, że Amerykanie to idioci (w kwestii jurydycznej). Wykreowali taką, a nie inną kulturę prawną w której dosyć skomplikowany wymiar sprawiedliwości opierając się na konstytucji, gdzie zawartych jest szereg klauzuli generalnych, odgrywa znaczną rolę. U nich nazywa się to pozytywna dyskryminacja, co uważam nie jest najwspanialszą ideą. Bynajmniej nie jest to nowum dla polskiego legislatora, przecież można u nas wytaczać procesy o dyskryminację pracy itp...
Niby tak, ale jednak nie do końca, ponieważ zbudował obraz Sheili jako mściwej i niesprawiedliwej babki, która przełożyła ich prywatne sprawy na Bogu ducha winną kandydatkę, a tak nie było.
Też się nad tym zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że Louisowi chodziło o to, że stwierdził, że Rachel będzie mniej przykro gdy dowie się, że o jej nieprzyjęciu do H. zadecydowało nie to, że nie jest wystarczająco mądra, ale rożne pozamerytoryczne względy. Nie wiem czy tak to miało być pomyślane...
Pewnie tak, ale jako prawnik szczególnie powinien być uczulony na reakcje, jakie może wywołać jego akcja. Przykładowo - Rachel mszcząca się na Sheili za rzekome przewinienie.