Kiedyś to oglądałem, ale za dzieciaka, a teraz obejrzałem świadomie. Fajnie spędzone 120 odcinków. Serial zaczął się i skończył na moim ulubionym wątku, czyli państwu profesorostwie Sucheckich. Dzięki serialowi niejako na nowo odkryłem Piotra Pawłowskiego, choć już wcześniej przecież go kojarzyłem. Mam parę takich uwag, które sobie wynotowałem podczas oglądania. Dla niektórych to może nie mieć znaczenia i wydawać się nieznaczące np. dla fabuły, ale ja na to zwróciłem uwagę.
Po pierwsze, co było dość znamienne, że młode kobiety - szczególnie w pierwszych odcinkach - były takie bardzo frywolne. Przyjmowały zaproszenia na kawę od każdego, kto zaprosił. Wychodziły na spotkanie z każdym, kto chciał i nie dbały o pozory, co powodowało, że ci faceci byli o siebie nawzajem zazdrośni i prowadziło to wszystko do pewnych dwuznaczności. Szczególnie Durajowa, która najpierw dawała się podrywać Krzysiowi (Teleszyński), czy też po prostu korzystała z tego, że mu się podoba, a potem to samo trochę robiła ze Strasburgerem (choć tu się w porę opamiętała). Niby nie robiła niczego złego, ale przez to psuła swoje małżeństwo, a winę oczywiście zwalała na męża. Zachowywała się tak, jakby schlebiało jej towarzystwo i zainteresowanie mężczyzn. Udawała, że nie wie, czego oni mogą chcieć i nie umiała im postawić granic. Od takich kobiet, prawdę mówiąc, lepiej się trzymać z daleka.
Co do Ewy - pierwsza Ewa była trochę zahukana, niepewna siebie, niestała, nie wiedziała czego chce. Nie potrafiła wprost oznajmić teściowej, że ta jest nadopiekuńcza. Dała się zastraszyć siostrze, sterroryzować, zamiast powiedzieć od razu całą prawdę i wywalić ją z domu. Druga Ewa była już inna, bardziej pewna siebie i nawet ładniejsza. Aktorka, która grała pierwszą Ewę, zrezygnowała z serialu, choć wiedziała, że jest on bardzo popularny. Chyba ją nudził. Nie chcę oceniać zbyt pochopnie, ale uważam, że było to coś w rodzaju much w nosie, palemki. Zresztą wyjechała za granicę, potem wróciła i dziwiła się, że wypadła z obiegu, że nie dostaje propozycji ról. A teraz, gdy spojrzeć na jej facebook, to kompletnie odjechała (nie mówię o poglądach, tylko o sposobie ich wyrażania, masakra). Dla mnie to była postać negatywna, która niby szukała jakiejś kobiecej godności, samodzielności, a finalnie nie umiała tego zrobić i stawała się wtedy na powrót nieporadną kobietką na łasce innych. "Chcę być dzielna i sama wymienić żarówkę, nie potrzebuję niczyjej pomocy, ale po pierwszej nieudanej próbie i tak zrobię piękne oczka i wyręczy mnie mężczyzna" - tak ja to widziałem. Ta dziewczyna powinna grać w serialu do końca, a potem wykorzystać swoje 5 minut, a nie stawiać się w pozycji "kim to ja nie jestem", zniknąć, a potem płakać nad straconą szansą. Nie była świetną aktorką i dlatego tym bardziej powinna wykorzystać wtedy swój czas.
Nie ma co ukrywać, że Chodakowska w pierwszej serii była irytująca, jak i cały jej wątek. Nawet specjalnie wymyślono muzyczkę dla jej wątku. Na szczęście w drugiej serii wszystko było ok, zmieniła się i fajnie pokazano jej relację z ojcem.
Fajnie pokazano, wręcz uczczono w tym serialu Powstanie Warszawskie. Bardzo mi się to podobało. W odcinku w rocznicę powstania była scena, gdy powstańcy spacerując po mieście, zostali obtrąbieni przez kierowcę. Pokazano w ten sposób, że powstańcy czasem są traktowani jak dziadkowie, którzy zawadzają, przeszkadzają młodym, a ci młodzi nawet nie wiedzą, że ludzie, na których trąbią, byli gotowi oddać życie za to, aby oni mogli jeździć tymi swoimi samochodami. Myślę, że taki był sens tej sceny.
Duraj udostępnił Markowi mieszkanie, żeby ten mógł się gzić z jakąś panienką w jego łóżku. Trochę to było dziwne. Duraj w ogóle był facetem niemęskim i żenującym przez te swoje wybuchy gniewu, gdy tylko nie dostawał tego, czego chciał, lub gdy coś nie szło po jego myśli. Nikt nie wpadł na pomysł (np. ten cały Maciek), żeby Duraja rozegrać inaczej - zwrócić uwagę na jego relację z Mariolą Kaczorek, bo przecież wykładowca nie powinien mieć aż tak przyjacielskich relacji ze studentką, bo w ten sposób zwyczajnie ją foruje, a przynajmniej może zachodzić takie podejrzenie. A jeśli już o Maćku - irytujące było, że nie umie docenić tego, że może mieszkać u wujostwa za darmochę.
Odcinki czasem kończyły się spektakularnie, a potem wątek nie był kontynuowany, a sprawa rozchodziła się po kościach. Najsłabsze zakończenie było, gdy były powstaniec spotkał na cmentarzu powstankę, która myślała, że on nie żyje. Potem tego wątku w ogóle nie było, chyba nie mieli na niego pomysłu. Ta aktorka już nie pojawiła się na ekranie, a ten aktor wyjaśnił temat, ale też zaraz zniknął :) Kolejny przykład - Racewicz chlasnął Kamińską na jej pokazie mody. W dzisiejszych realiach, ale chyba w ówczesnych też, to byłaby niesamowita afera. A tutaj to się rozeszło po kościach i jedyny tego efekt był taki, że przestali się spotykać. Dziś to nawet mogłoby podejść pod pobicie, było mnóstwo świadków, mógłby stracić pracę za takie coś (z uwagi na poważną posadę) i zostałby otoczony jakimś ostracyzmem społecznym (oczywiście nie dotyczyłoby to Duraja, który i tak zawsze by za nim latał jak piesek). Tymczasem w serialu nic z tego nie wynikło. Kolejne zakończenie, z którego nic nie wynikło - Duraj przyłapuje żonę z Krzysiem przy winku, a w następnym odcinku ona już jest w domu i normalnie ćwierkają ze sobą. Albo Igor wali w głowę ojca, a w następnym odcinku normalnie gadają pod dworcem. Ciekawe też było z panem Rysiem, który podrywał Mariolkę. Przemknął przez serial, miał nawet swoje powiedzonko, ale chyba też nie było na niego pomysłu.
Twórcy serialu bazowali na chorobach, pogotowiach, wypadkach, szpitalach... Nawet mama Durajowej była chora, ale potem niby już wszystko było dobrze, choć później znowu do tego wrócili, bo sobie przypomnieli, że przecież ona jest chora :) Przecież w pierwszej serii nawet sugerowano nowotwór, ale chyba potem uznali, że tego by już było za dużo.
Jeśli idzie o ten cały instytut, to oni się tam więcej obijali, niż poważnie pracowali. Kawki, herbatki, ciasta. Racewicz był zbyt pobłażliwy dla nich, a jak raz wreszcie zaczął wymagać, to potem przyszedł i przepraszał. Nie powinno być tak, że przełożony jest kumplem swoich podwładnych, bo potem ciężko zachować stosunek służbowy i jakąś dyscyplinę. Co to za tekst, że "jak cię nie puszczę do Szwajcarii, to i tak pojedziesz, a na tym ucierpi mój autorytet". Tak nie można stawiać sprawy. Dyrektor może zabronić, a jak podwładny wyjeżdża, to dyrektor wyciąga konsekwencje służbowe. Ale problem pojawia się wtedy, gdy ten podwładny jest przyjacielem dyrektora.
Jeśli idzie o zwolnienie z pracy, tak jak Strasburger to zrobił z Durajową, to dziś by to nie przeszło. Są pewne przepisy, odprawa, dogadanie się, a nie że od kwietnia zwalniam i do widzenia.
Horawianka musiała udawać, że jest jej przykro z powodu śmierci ojca Marka, a tak naprawdę ten aktor to był jej mąż i zmarł wtedy naprawdę i to ona była wówczas w prawdziwej żałobie. Odegrała to bardzo dobrze, choć na pewno nie było to dla niej łatwe. Mówiła o mamie Marka, że ta "straciła męża", a tak naprawdę to ona straciła męża. To bardzo ciekawa sytuacja w filmie, nie spotkałem się z czymś takim do tej pory. Uważam to za bardzo spektakularne, a może i nawet bohaterskie ze strony tej aktorki, która w tym roku skończy 93 lata. Choć potem była dziwna sytuacja, gdy jej syn niby był taki poparzony, a w następnych odcinkach już normalnie chodził i nie było widać po nim śladów żadnego wypadku.
Guttman niby fajny, bo Drzewicz właściwie grał samego siebie, ale jego żarty w pewnym momencie stały się przewidywalne, przez co szybko przestały być zabawne. Jego kolega Michnikowski to chyba najmniej ciekawa postać, wieczny maruda - w szachy mu się grać nie chce, walczyć o swoje kamienice też mu się nie chce i nie lubi podróżować, bo nie jest żadnym włóczykijem. Koszmar :)
Ciekawie też zrobili to, że każdy otrzymał to, na co zasługiwał. Kamińska dostała w dziób za swoje intrygi, Niemczyk został okradziony przez wspólnika, Myszorek z antykwariatu został zamordowany, a prokurator stanu wojennego została sprowadzona do ziemi już totalnie - wypadek, strata męża, kalectwo, bycie pod opieką kogoś, kogo się oskarżało w procesie politycznym i na koniec próba samobójcza. Mniam. To się scenarzyści mogli wyżyć :)
No i jeszcze kilka rzeczy drobnych. Niepotrzebne pokazali nagie dziecko, a przecież ta dziewczynka już nie była taka mała, żeby można było to zrobić. Ewa piła alkohol w ciąży, a potem się męczyła z chorym dzieckiem - jakoś tak zwróciłem na to uwagę, bo choć raz teściowa miała rację w swoich uwagach. Dopasowane dżinsy dla córki Racewiczowa uznała za zbyt ciasne - tymczasem dekadę później dziewczyny zaczęły nosić takie masowo :) Czasami niektóre prozaiczne sceny się dłużyły. Jakieś robienie śniadania, czy coś takiego. Wybuch nerwów Guttmana (gdy Maria wyjeżdżała do Francji), za który nie przeprosił, a wyglądało to grubo i nie pasowało do tej postaci. Dzieci nie były nauczone, żeby nie wpuszczać obcych do mieszkania i w ogóle nie otwierać nikomu drzwi. Racewicz był durny, że w ogóle myślał, że Kamińska rzuci dla niego tego swojego Strasburgera :) No i Racewiczowa niepotrzebnie robiła dym, że Igor spał z Chodakowską, a teraz spotyka się z jej córką. To było zbędne, bo w sumie jakie to ma znaczenie, a niepotrzebnie się w ten sposób jątrzy. No i wózek zostawiony pod sklepem - kiedyś tak się robiło, jeszcze w latach 90. Teraz już chyba tak się nie robi, bo większość sklepów jest samoobsługowa :) Co śmieszniejsze - kto wie, czy w dzisiejszych czasach za takie coś nie grozi interwencja opieki społecznej :)
No i cóż. Serial kultowy, wielu aktorów już nie żyje, a ten stary Hanisz też zmarł w trakcie trwania serialu. Jego bohater chorował i zmarł, a sam aktor też zmarł, jeszcze w 1990 roku. Telenowela, ale taka do przyjęcia, po polsku, jeszcze z duchem lat 80., a że czasem mikrofon wszedł w kadr - co z tego :)