O ile może nie należę do fanów rasowych, wielosezonowych seriali, tak wszelkie mini-serie ubóstwiam. Ostatnio udało mi się trafić na thriller „W powietrzu”, który zaintrygował mnie przede wszystkim swym opisem. W końcu porwanie samolotu i napięte negocjacje muszą być ciekawe, prawda?
Z Dubaju wystartował lot KA29, mający kierować się do Londynu. Wszystko przebiega zgodnie z planem, do czasu gdy pewna nastolatka znajduje w łazience niepokojący przedmiot. Odkrycie pocisku przez postronnych rozpoczyna lawinę zdarzeń – grupa ludzi usiłuje uprowadzić samolot. Zastraszeni pasażerowie nie wiedzą, co zrobić, a porywaczom stopniowo puszczają nerwy, gdy nie mogą zapanować nad tłumem. Do całej afery wtrąca się Sam Nelson, który negocjatorem jest również w codziennym życiu, zawodowo doprowadzając do zawarcia porozumienia między firmami. Staje na celowniku, usiłując balansować między interesami przestępców i uwięzionych w powietrznej puszce ludzi. Jedynie on może utrzymać wszystko pod kontrolą tak, by samolot w końcu bezpiecznie wylądował.
Poziom siedmioodcinkowego miniserialu prezentuje się dość nierówno. Kilka początkowych odcinków intryguje najbardziej, by potem rozrzedzać całe napięcie. Plot twistów i zaskoczeń pojawia się sporo, jak na tak mały metraż, jednak ich negatywnym ekwiwalentem okazują się być dziury fabularne, a przynajmniej sytuacje, które w realnym życiu nie mogłyby się wydarzyć. Trzeba to jednak wybaczyć, bo wyłącznie dzięki tym nieścisłościom cała akcja w ogóle ma rację bytu – bez nich skończyłaby się w połowie pierwszego odcinka, o ile by w ogóle dotarła tak daleko. Napięcie w trakcie zbudowano dość dobrze, a siatka przestępcza, jej powiązania oraz motywy absorbują przez większość czasu. W moim odczuciu najciekawiej w tym wszystkim wypada wątek tajnego kontaktu na linii ziemia-niebo. Dość kiepsko prezentuje się za to egzekucja kilku końcowych odcinków, a samo zakończenie o ile przewidywalne, o tyle brakuje w nim domknięcia pewnych kwestii.
Dość dużą zaletą jest zawarcie w produkcji mnóstwa całkowicie różnych bohaterów. Wielu z nich ma swoje momenty, chwile drobnego bohaterstwa, dzięki czemu mogą chociaż odrobinę zaistnieć na ekranie. Scenografia nie przykuwa szczególnie oka i wygląda raczej standardowo, a muzyka prezentuje się dość przeciętnie, chociaż melodia czołówki jest miła dla ucha. Aktorsko całość wypada w porządku, jednak trudno się tu czymkolwiek zachwycać. Idris Elba (znany obecnie głównie za sprawą serialu oraz filmu „Luther”) dość udanie sprawdza się w roli chłodnego negocjatora, a Eve Myles jako drugi pilot: Alice Sinclair niemal kradnie ekran, pomimo bycia zaledwie postacią drugoplanową. Nieszczególnie ciekawie przedstawiono za to samych porywaczy, którzy grają tutaj dość miałko. Dobrym posunięciem była za to praca kamery w scenach z ich udziałem, gdyż liczne ujęcia w żabiej perspektywie sprawiają, że górują oni nad wszystkimi pasażerami i wydają się zdecydowanie groźniejsi.
„W powietrzu” jest dość dobrym serialem, jednak tylko na raz. Potrafi zaciekawić, a każdy odcinek kończy się małym cliffhangerem, dzięki czemu produkcja zachęca do obejrzenia ich niemal jednym ciągiem. Napięcie jest obecne, a historia w miarę ciekawa. W moim odczuciu jednak czegoś zabrakło w całym tym obrazie – zyskuje on więc ode mnie tylko 6/10.