Słabe książki i scenariusze, które proponuje nam JŻ, świadczą niestety o niskich wymaganiach publiki, która aż się dławi z ekstazy - jakie to dobre! Nie wiem, czym tu się zachwycać i jak bardzo mi nie żal głównego bohatera, który jest kolejną mutacją wszystkich wypalonych i przećpanych wcześniejszych antypatycznych zyebów Żulczyka. Ło, jake to głemboke! Jaki poziom smutnych refleksji, że w Warszawie nie da się żyć, bo za rozrywki trzeba płacić! Tak, żulczykowy hiroł nie może żyć na prowincji bo tam nie ma kasy, dziewczyny są kiepskie, a prochy są za słabe. Za to w stolicy też jest niedobrze, bo nie ma kasy, dziewczyny są dziwki, a prochy są za dobre. Znów i znów tylko chlanie, ćpanie, r uchanie i jaranie. Innych celów w życiu widocznie brak. Niedobrze mi od tych toksycznych ćwoków. Kto tę naszą Wawkę buduje, skoro wszyscy nocami melanżują a za dnia klinują kaca?